Kierowany przez nią ośrodek, działający w ramach Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, otrzymał właśnie prestiżowy certyfikat Europejskiego Towarzystwa Badań nad Otyłością (EASO), który przyznano dotąd zaledwie ponad 20 ośrodkom w całej Europie.

Reklama

- Certyfikat potwierdza nasze umiejętności w "zmaganiu" się z problemem otyłości dziecięcej. Celowo unikam słowa "leczenie", bo leczenie otyłości jest sprawą rodziny i pacjenta, lekarz jest tyko asystentem i doradcą. Certyfikat potwierdza, że jesteśmy tym właściwym asystentem i doradcą, i że mamy możliwości prowadzenia poradnictwa - powiedziała PAP prof. Małecka - Tendera.

Aby uzyskać nadawany na dwa lata certyfikat, placówka musiała m.in. wykazać, że problemem otyłości zajmuje się multidyscyplinarnie. Z dzieckiem w katowickiej przyszpitalnej poradni pracują lekarze z dorobkiem naukowym na temat otyłości, w zespole jest też dietetyk, który pomaga ustalić dziecku odpowiednią dietę, oraz psycholog, który pracuje i z dzieckiem, i z rodziną. Czasami potrzebna jest hospitalizacja - np. by wykluczyć chorobę powodującą otyłość lub leczyć powikłania będące jej efektem.

Pracę ośrodka z certyfikatem kontrolują później audytorzy z EASO. Przed zaplanowanym na maj przyszłego roku zjazdem towarzystwa w Liverpoolu, odbędzie się spotkanie przedstawicieli certyfikowanych centrów, żeby ustalić program wspólnych działań badawczych.

Jak przypomniała prof. Małecka - Tendera, dziecko ma nadwagę, jeśli wskaźnik masy ciała naniesiony na siatkę centylową mieści się w przedziale 85-97 percentyla. Powyżej 97 percentyla mamy do czynienia z otyłością.

- W 99 proc. to zła dieta i zły tryb życia - zarówno nadmiar kalorii, jak i brak możliwości ich wykorzystania, czyli wystarczającej ilości ruchu - powiedziała prof. Małecka Tendera.

Jak podkreśliła, bardzo ważne jest kształtowanie odpowiednich nawyków żywieniowych już od pierwszego roku życia, jak np. podawanie dziecku do picia wody, a nie tylko gęstych i słodkich soków. Dzięki nawykowi picia wody dziecko nie kojarzy picia z przyjemnością spożywania czegoś słodkiego. Słodycze nie powinny być w domu łatwo dostępne, dziecko nie powinno być też nimi nagradzane, żeby nie kojarzyło każdej pozytywnej sytuacji z jednoczesnym spożywaniem słodkiego pokarmu. - To nie znaczy, że dziecku nie można dawać słodyczy, tylko nie trzeba z tego robić nawyku dnia codziennego - zaznaczyła prof. Małecka - Tendera.

Reklama

Preferowane jest jedzenie domowe, a niewskazane to z fast foodów. Z diety należy wyłączyć tłustą i kaloryczną żywność i napoje, zastępując ją warzywami, które są dobrym "wypełniaczem". - Co ciekawe, otyłe dzieci często nie cierpią warzyw. Myślę, że to efekt błędu z wczesnego dzieciństwa - rodzice podają mu np. marchewkę, ono nią pluje. Rodzice stwierdzają: nie lubi marchewki, więc mu nie będziemy dawać. To nie jest tak, dziecko musi się przyzwyczaić, czasem trzeba tę marchewkę podać 20 razy i dawać przykład, jedząc ją samemu. Jeżeli dziecko widzi, że wszyscy jedzą jarzyny, chce być takie jak wszyscy i prędzej się daje przekonać - zapewniła prof. Małecka - Tendera.

Strategię z takimi elementami powinny prowadzić rodziny, gdzie jest większe ryzyko otyłości - rodzice mają taką skłonność, dziecko rodzi się z dużą masa urodzeniową, a matka paliła w czasie ciąży papierosy.

Ważne jest takie ustalenie reguł z rodziną i dzieckiem, które są możliwe do przestrzegania. Nie można drastycznie zmniejszać liczby kalorii, co bywa dopuszczane w dietach dla dorosłych. Dziecko rozwija się, rośnie i potrzebuje materiałów budulcowych.

Efekty pracy z otyłymi dziećmi są podobne w większości ośrodków - chudnie ok. 20-25 proc. pacjentów. - Problem jednak nie tkwi w tym, by stracić wagę, bo dziecko rośnie i do niej dorasta, ale by właściwą wagę utrzymać. Efekt jojo jest, niestety, powszechny również u dzieci - podsumowała prof. Małecka - Tendera.

Zdrowie dziennik.pl na Facebooku: polub i bądź na bieżąco >>>

Trwa ładowanie wpisu