To nie była zwykła rozmowa. To był ciężki kaliber. Dyjak, który śpiewa o bólu, cierpieniu i ludziach złamanych, nie odcina się od swoich demonów. Mówi o nich otwarcie. „Mam depresyjną konstrukcję duszy. Lekarz powiedział, że nie mam depresji klinicznej — ja po prostu tak jestem zbudowany.”
Przeszedł przez piekło. Alkohol, próba samobójcza, zerwane relacje, samotność. Opowiada o tym bez patosu. Z brutalną szczerością. Po prostu: „Wisiałem. Zobaczyłem piekło. Ale Bóg mnie wyciągnął.”
Ojciec, który nie był ojcem. Syn, który nie był synem.
Dyjak nie ucieka od trudnych tematów. Mówi o relacji z ojcem, której nie było. I o relacji z córką, której też nie ma. „Zadzwoniłem w Dzień Dziecka. W Dzień Ojca już nie zadzwoniła.” — mówi z goryczą, ale bez rozpaczy. Raczej z pokorą.
Nie usprawiedliwia się. „Nie miałem skupienia, żeby być ojcem. Przez wiele lat sam byłem dzieckiem.”
Męskość? Za stereotypy dziękuję!
Rozmowa skręca w pytanie: czym dziś jest męskość? Dyjak nie ma jednej definicji. Ale jedno wie: to nie są zegarki, kabriolety w styczniu i milczenie o uczuciach. „Mężczyzna ma prawo płakać. Ma prawo być dzieckiem. Ma prawo być słaby.” A przede wszystkim — powinien mieć wewnętrzny kodeks. Nie religijny. Ludzki.
To nie są słowa na pokaz. To wyznanie kogoś, kto całe życie krzyczał — na scenie i poza nią. Kogoś, kto dziś milczy więcej niż mówi, bo „potrzeba siły, żeby śpiewać dalej.”
Nowa płyta. Nowa książka. Ten sam człowiek.
Dyjak wraca z nową płytą — „Mężczyźni”. To nie tylko tytuł. To próba zdefiniowania na nowo, kim jest współczesny facet. Bez masek. Bez brawury. Za to z bólem, godnością i próbą pogodzenia się z sobą.
Pisze też książkę — wywiad-rzekę z profesorem Januszem Zalewskim. „To będzie rozliczenie. Prawdziwe. Pięćdziesięcioletni facet powinien zaśpiewać o mężczyznach.”
Nie dawać się złu. Przyjąć cios. I iść dalej.
„Wracam na ring” — mówi Dyjak. „I mogę przyjąć każdy cios. To czyni mnie mężczyzną.” To nie jest historia o sukcesie. To historia o przeżyciu. O godności, którą się odzyskuje kawałek po kawałku. O nadziei, nawet gdy jej już nie ma.