"Głównym nałogiem mojego byłego męża były kobiety"

Mam na imię Monika, mam 40 lat i jestem mamą trzech chłopców z problemami. Ale kto z dziećmi ich teraz nie ma? Jedenz synów jest niepełnosprawny w stopniu znacznym, chodzi przy mojej pomocy, ale jego życie zawsze będzie zależało od osób trzecich.

Reklama

Najtrudniejsze w odejściu z toksycznego związku jest to, że boimy się skrzywdzić dzieci przez odebranie drugiego rodzica. Mój były mąż nie pił, nie bił i to chyba było w tym najstraszniejsze, bo rodzina była pozornie szczęśliwa, a ja czułam, że w środku umieram.

Poznałam go, gdy miałam 18 lat. Głównym nałogiem mojego byłego męża były kobiety i potrzeba zaspokojenia seksualnego. Powoli dałam się wciągnąć w ten nałóg i wizja "otwartego związku", jaką mi zaproponował, zaczęła mi się podobać. Gdy moje opowieści o romansach go podniecały, czułam, że jesteśmy blisko.

Reklama

Jego słowa, że sypia z innymi, ale "żadna nie jest tak dobra jak ja", były pozornym powodem do dumy. Czułam, że jestem w czymś dobra. Tak, miałam swoich kochanków, bo liczyłam, że któryś mnie uratuje. Niestety, to tak nie działa i z takiej chorej relacji musimy chcieć się sami wydostać.

Gdy urodził się niepełnosprawny syn, musiałam skupić się na opiece na nim. Poczułam odrzucenie i brak możliwości powrotu do pracy. Gdy siedziałam na przymusowej opiece, zaczęłam oglądać seriale “Dlaczego ja “i tym podobne paradokumenty. Jego rodzina siedząc przy kawie komentowała: "Co to za głupoty, jak kobieta może dać się tak traktować?" a ja widziałam swoje małżeństwo i czułam wstyd, że nie umiem nic z tym zrobić.

"Gdy dzieci były w szkole, musiałam szukać seksualnych doznań"

Reklama

Mąż zaczął być zazdrosny o każdego - listonosza, budowlańca i zażądał, żebym znalazła sobie kochanka albo parę swingersów do wspólnego seksu, a ja jako matka czułam, że to nie jest dobry przykład dla dzieci.

Jak miałam je wychowywać i zarazem, gdy były w szkole, szukać seksualnych doznań? Gdy chciałam poczytać, zgadzał się na treści o podtekście erotycznym, gdy chciałam gdzieś wyjść, musiałam obiecać, że kupię coś erotycznego i spełnimy jakąś perwersję.

Gdy kręciłam nosem na pary, które mi proponował, był niezadowolony i mówił, że ze mną nie można nic zrobić. Gdy byłam w domu, a dzieci w szkole, umawiał się z dziewczyną i uczestniczyliśmy we wspólnym seksie.

Nie chciałam być do niczego, a w gdy się go czepiałam o internet i pornografię, wypychał mnie z sypialni i mówił, że będę spać za takie zachowanie w piwnicy. Czułam się jak rzecz.

Gdy jechaliśmy na dyskotekę, byłam wabikiem dla mężczyzn, a ja tylko chciałam z nim spędzić czas. On szedł popatrzeć na inne kobiety w tańcu, a ode mnie oczekiwał, że kogoś poderwę. Nie wychodziłam z inicjatywą, byłam w tym bierna, ale do samotnej kobiety przybarze zawsze ktoś się dosiądzie.

"Jeśli odmawiałam seksu, byłam gwałcona"

Tego wieczoru jeden z bramkarzy powiedział słowa, które dały początek mojej przemianie. Gdy wyszłam z dyskoteki, aby trochę ochłonąć i po chwili wracałam, nie chciano mnie wpuścić. Powiedziałam, że tam siedzi mój mąż a bramkarz na to: "Ja was widziałem, mąż tak nie traktuje swojej żony".

Mąż nie pił alkoholu, bo prowadził, ja piłam, bo nie dawałam się krzywdzić na trzeźwo. Po dyskotece odwiózł mnie i tego faceta do jego mieszkania. Seks zaczął się już w aucie. Wiedziałam, że mu się spodoba i na jakiś czas będzie spokój.

Z drugiej strony chciałam, żeby moje spotkania były bardziej spektakularne, bo może mnie zostawi, wyrzuci z domu za takie zachowanie. Gdy po szarpaninach z nim miałam siniaki, mówiłam, że tak się godzimy namiętnie. Jeśli po takich wypadach odmawiałam seksu, byłam gwałcona.

Nie wierzyłam, że mogę odejść. Czasami nabierałam odwagi i mówiłam, że mi to nie pasuje, że za daleko to zaszło. Wtedy opanowywał się i mówił, że spróbujemy od nowa, bo to stres a rehabilitacja dziecka przecież kosztuje. On musi pracować i się odstresować. Jest młody, więc "ma potrzeby".

Pojawiła się decyzja o trzecim dziecku, jako nowy początek, tylko dopiero teraz widzę, z czym się wiązał. Chodziło o to, żebym się zgadzała na więcej stosunków,bo to przecież dla nas tylko. Ale już nie było nas, bo gdy po dwóch miesiącach zaszłam w ciążę to był foch, że powinnam się zabezpieczyć. A przecież miał być nowy początek…

"Wpadam depresję, zaczęłam tyć, żeby być brzydka i aby z nikim mnie nie umawiał"

W tym momencie utonęłam po całości, cały plan legł w gruzach. Kończyłam studia i chciałam zabrać dwoje dzieci, wyjechać za granicę już sama i nieważne za co, żyć. Dałam się nabrać na "nowy początek".

Dyplom odebrałam będąc w szóstym miesiącu ciąży. Po tej zdradzie wartości powiedziałam sobie: "Dość, żadnych facetów i par na boku więcej, jak chce być ze mną to tak, jak nie, to odejdę".

Wpadłam w depresję, zaczęłam tyć, żeby być brzydka i aby z nikim mnie nie umawiał. To znajdował dla mnie “pasztety”, a ja wtedy przyjęłam postawę obronną, że muszą robić badania, bo ja swojego życia narażać dla przyjemności nie będę. Z mężem też przestałam sypiać.

Dziwne, bo wciąż był obok, mimo że miałkobiety na boku, ale nie chciałam ponownie dać się nabrać. Zaczęłam terapię na NFZ, a jemu obiecałam, że jak się pozbieram, to będzie znów dobrze. Zajęłam się wychowaniem dzieci i planowaniem ucieczki w nową przyszłość. Już bez niego. Bo nie dało się nie widzieć kija nad sobą, gdy w końcu udało mi się spojrzeć wstecz.

Zaczęłam czytać o uzależnieniu i odkryłam u siebie syndrom dorosłego dziecka alkoholika (DDA). Do tego wróciły wspomnienia o wykorzystaniu seksualnym mnie jako 5-6 latki, a potem w wieku nastoletnim, gdy byłam 13-latką, przez dorosłego faceta.

Rodzicom dawałam sygnały, ale komentarz był taki, że nie powinnam była tam chodzić. To był szok, bo kocham rodziców, ale nie wyobrażam sobie takiego przerzucania odpowiedzialności na dziecko.

Oczywiście jeszcze tliła się moja nadzieja na związek z narcyzem i opowiadałam mu o moich odkryciach, że nasz związek da się naprawić, że możemy spróbować na nowo. Złapałam oddech i nadzieje powróciły - typowy schemat uzależnienia. Ale on mówił: "Jestem, jaki jestem i jest mi z tym dobrze".

"Krytykował mnie za słabe wyniki w nauce dzieci i ubrania, a mi ledwo starczało do wypłaty"

Odeszłam. Pojawiła się walka o pieniądze. Gdyby nie terapia, to oddałabym mu wszystko i czułabym się w pełni odpowiedzialna za ten chory związek. Terapia boli, ale uczy radzenia sobie z lękiem. Po złożeniu pozwu oglądałam się za siebie, czy go nie ma. Jak tylko zostawiłam dzieciaki w domu, żeby wyjść po chleb, on nagle się pojawiał znikąd, mówiąc jaka to zła matka ze mnie.

Było tak, dopóki nie oddałam mu części jego odpowiedzialności rodzicielskiej i przestałam się obawiać, że coś się stanie u niego albo że dzieci nie wrócą do mnie po pobycie u ojca, bo przestaną mnie kochać.

Najtrudniej było mi zachować spokój, gdy to, co mówił, nie było mi obojętne - gdy krytykował mnie jako matkę za słabe wyniki w nauce dzieci i ubrania, a mi ledwo starczało do wypłaty.

Dwa lata zajęło mi wymówienie słów: “Ty też jesteś ich ojcem" w odwecie za krytykę i niezwracanie uwagi na późniejsze wyzwiska. Potem nauczyłam się wychodzić z domu, pomimo smsów, że sobie szukam faceta. Oczywiście, padały słowa "kur... szuka sobie kut…"

Nauczyłam się wychodzić z koleżankami do kina. Im bardziej go ignorowałam, tym bardziej odpuszczał, bo jego docinki nie kończyły się tak, jak tego oczekiwał. W tym czasie, miesiąc po naszym rozwodzie, on już był w związku.

To było bardzo przykre doświadczenie, mimo że wiedziałam, że ma nie jedną kobietę na boku. Zazdroszczę kobietom, które mogły wydrzeć się na partnera, że je zdradza. Gdy ja to robiłam i zaglądałam do jego smsów, słyszałam "Po jakiego c*ja tam zaglądasz? Jak chcesz żeby cię bolało to masz".

Odchodząc od narcyza czy toksyka, trzeba myśleć o sobie: "Mam prawo do życia"

W chwilach, gdy jest mi ciężko, powtarzam sobie, że gorzej już było i nie będzie, bo jestem na innym etapie. Najgorsze są pozornie dobre związki, w których kobieta jest uwięzionym ptaszkiem ze skrzydłami podciętymi w dzieciństwie.

Kolejne ważne słowa, jakie usłyszałam to, że coś mi się należy po podziale majątku. Na początku mydliłam sobie oczy, że robię to dla dzieci, ale gdy poszłam na terapię grupową i był wykład o depresji to usłyszałam, że albo uratujemy siebie albo zginiemy i to mnie obudziło.

Nie chciałam powoli umierać pogrążać się w cierpieniu, a może nawet alkoholu, bo ten gen alkoholizmu gdzieś we mnie jest. Odchodząc od narcyza czy toksyka, trzeba myśleć o sobie: "Mam prawo do życia". Jasne, że są potknięcia, alkoholik też może zapić po czasie abstynencji, ale już wie, że jego praca nad sobą nie ma końca.

Jestem po rozwodzie cztery lata i od dwóch lat się nie boję. Ma za sobą siedem lat terapii indywidualnej na NFZ – da się to zrobić, tylko trzeba szukać, obecnie jestem w grupie DDA i końca tej drogi nie widzę. I dobrze, bo kiedyś widziałam tylko śmierć jako jedyną drogę wyjścia.

Mam w końcu świadomość, że nawet jeśli upadnę finansowo, to nasze dzieci są wspólne, choć i tak zapewne usłyszę wtedy słowa, że powinnam skomleć i prosić o pomoc. Ja go prosić nie zamierzam, bo pomoc z jego strony dzieciom się należy, a ja się sama uratuję i znów stanę na nogi.

Najbardziej po rozstaniu obawiałam się utraty dzieci, ale po latach terapii wiem, że trzymanie ich na siłę nie byłoby dobre. Zawsze mają gdzie wrócić i mają mnie, gdyby działa się im krzywda a były mąż jest świadomy, że one mają prawo odejść. I dzięki temu będą szczęśliwe.

Wracają pytania o najmłodszego syna, bo mówi: "Szkoda że nie jesteście razem" i że chciałby mieć pełny dom. Ale niestety to by się nie udało, a jego pozorne szczęście byłoby kolejną traumą dziecka w rodzinie dysfunkcyjnej. Opowiadając o tym, co przeżyłam, staram się zatrzymać schemat powielania i stworzyć lepszy świat kolejnym pokoleniom.