Joanna Rokicka, Dziennik.pl: Kiedy zaczęły się pani problemy zdrowotne?

Adrianna Latała: Od 2018 walczyłam z insulinoopornością i jej konsekwencjami. Po prawie pięciu latach ciągłego leczenia w końcu zaczęłam wygrywać walkę, byłam na końcu leczenia, ale pojawiła się inna niespodzianka - diagnoza "nowotwór".

Reklama

Jakie objawy raka zauważyła pani jako pierwsze?

Podczas kąpieli wyczułam guz w piersi i od razu wiedziałam, że to rak. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat ta diagnoza przyszła mi do głowy. Nie było żadnych innych objawów, byłam pod stałą opieką lekarza, regularnie się badałam, nikt w rodzinie nie chorował. Kolejnych objawów już nie było.

W kwietniu 2022 roku znalazłam guza i pierwszym badaniem było USG piersi, które nie pozostawiło żadnych złudzeń. Myślę, że guz wyglądał bardzo źle. Najbardziej mnie przerażały reakcje lekarzy. 13 maja 2022 odebrałam wyniki biopsji guza oraz węzłów chłonnych i dotarło do mnie, że zaczynam walkę z dużo gorszym przeciwnikiem - złośliwym nowotworem piersi Her2+(3+).

Jakie rokowania pani otrzymała?

Tak naprawdę nie padło to słowo w żadnych rozmowach, ani po mojej stronie ani po stronie lekarzy. Wszyscy się skupili na jak najszybszym rozpoczęciu chemioterapii. Jedyne, co zrozumiałam, to, że pomimo że węzły były powiększone to są czyste. Wszystko działo się bardzo szybko, można porównać do onkologicznej lawiny. Nikt z mojego bliskiego otoczenia nie chorował na raka. Nie wiedziałam o co pytać. Byłam przerażona.

Adrianna Latała / archiwum prywatne / archiwum prywatne
Reklama

Jaki był przebieg choroby?

Okres od diagnozy do leczenia był tak krótki, że choroba nie zdołała dać żadnych widocznych objawów. Niestety leczenie choroby już mnie nie oszczędziło: utrata piersi oraz węzłów chłonnych,wypadające włosy, brwi, rzęsy, osłabienie organizmu, zapalenie żył. Teraz zapis echo serca zaczął być niepokojący.

Został mi założony port naczyniowy dożylny, ponieważ standardowe podawanie leków, czy pobranie krwi do badań i korzystanie z wenflonu już nie wchodzi w grę. W tzw. międzyczasie byłam uczestniczką dwóch kolizji samochodowych, co spowodowało dodatkowe problemy z kręgosłupem i zaczęły się problemy neurologiczne.

Dodatkowo, już po diagnozie choroby onkologicznej, dowiedziała się pani o ciąży. Jak udało się ją poprowadzić?

O ciąży dowiedziałam się 6 czerwca, doskonale to pamiętam. To był poniedziałek, o dziewiątej miałam konsylium w Instytucie Onkologii w Warszawie. Prosto stamtąd jechałam do jednej z klinik w Lublinie, aby dowiedzieć się, jak zabezpieczyć płodność, ile to trwa i kosztuje. Onkolog zasugerował to, aby wcześniej przemyśleć i podjąć decyzję, ponieważ po chemioterapii czasami kobiety mają problemy z zajściem w ciążę.

Lekarz, który miał mi pomóc i zająć się tym tematem, zadał wiele pytań, podczas USG powiadomił mnie, że już jestem w ciąży - czwarty może piąty tydzień. Nie wiem, czyje przerażenie było większe: moje czy jego. Oprócz dużej ilości dodatkowych badań oraz wizyt u lekarza ciąża przebiegała prawidłowo. Jednak dzięki doświadczeniu mojego onkologa, ginekologa oraz położnej i ich współpracy poprowadziliśmy ciążę aż do szczęśliwego rozwiązania.

Pani Adrianna po diagnozie nowotworowej dowiedziała się, że jest w ciąży / archiwum prywatne / archiwum prywatne

Ciąża nie jest łatwym doświadczeniem, szczególnie podczas leczenia nowotworu. Jak sobie pani poradziła psychicznie z tym wzywaniem?

Gdy dowiedziałam się o ciąży, to emocje mnie opuściły. Nie czułam nic - ani radości, ani strachu. Wyszłam z siebie i stanęłam obok, tak jak bym oglądała film. Dopiero po paru godzinach zaczęło do mnie docierać, co to może oznaczać. Nie da się opisać tego słowami. Nie jestem przekonana, czy mogę powiedzieć, że sobie poradziłam, ponieważ to wszystko nadal trwa.

Póki miałam siły, uciekałam w pracę. Bardzo chciałam zająć głowę czymś, co nie jest związane z chorobą i daje mi poczucie normalności. Bardzo ważne było dla mnie poczucie niezależności, nie chciałam obciążeniem dla moich najbliższych. Bardzo chciałabym wrócić do pracy, ale muszę ją dostosować do nowych realiów zdrowotnych. W międzyczasie rozpoczęłam studia, aby mieć większe możliwości powrotu na rynek pracy.

Jak wyglądał przebieg ciąży w tak nietypowych okolicznościach?

W czerwcu 2022 roku, w ósmym tygodniu ciąży, przeszłam mastektomię prawej piersi z procedurą wartownika. Operacja przebiegła bez komplikacji, jednak wybudzanie z narkozy oraz późniejsze dochodzenie do sprawności przebiegło już gorzej. Od sierpnia do grudnia 2022 roku, czyli w drugim oraz trzecim trymestrze ciąży przyjmowałam chemię - sześć cykli czerwonej i jeden cykl białej, po której dostałam reakcji alergicznej.

Jednym ze skutków ubocznych tego leczenia jest zapalenie żył oraz osłabienie organizmu, które do dzisiaj utrudnia mi normalne funkcjonowanie. Od marca 2023 została wznowiona terapia uzupełniająca lekiem, którego podczas ciąży nie mogli mi podawać oraz leczenie hormonalne.

Pomimo całej sytuacji, ciąża przebiegała standardowo. Oczywiście miałam trzy razy więcej badań i konsultacji, musiałam być też pod stałą opieką lekarza i położnej.

Na szczęście z dzieckiem było wszystko w porządku. Jak synek się czuje i rozwija dziś?

Tak, syn urodził się całkowicie zdrowy. Robiliśmy badania i odbyliśmy dodatkowe wizyty u specjalistów, ale na szczęście do dnia dzisiejszego Aleksander rozwija się prawidłowo. Jestem mamą dwóch synów - starszy Alan ma 11 lat, młodszy Aleksander roczek.

Synek pani Adrianny rozwija się prawidłowo / archiwum prywatne / archiwum prywatne

Na jakim etapie choroby jest pani obecnie?

Aktualnie kończę 18-cyklową terapię lekiem Trastuzumab. Przez kolejne 10 lat czeka mnie leczenie hormonalne i mam nadzieję, że tylko tyle. Jeżeli lekarze pozwolą, to chciałabym przejść operację usunięcia drugiej piersi oraz ewentualnej rekonstrukcji.

Leczy się pani onkologicznie, wychowuje dwoje dzieci, studiuje. Jak udaje się pani tak dobrze funkcjonować na co dzień?

Bardzo staram się, aby skutki choroby na co dzień ukrywać. W szczególności dla synów, aby zapamiętali jak najmniej negatywnych sytuacji. Niestety są takie dni, że trudności mi sprawiają nawet zwykłe czynności domowe.

Próbuję funkcjonować tak blisko normalności, jak tylko pozwala mi organizm - studiuję, powoli rozglądam się za pracą. Studiuję psychologię, ponieważ chciałabym wspierać kobiety, które są w podobnej sytuacji do mojej.

Co jest najtrudniejsze w walce z chorobą w codziennym życiu?

W okresie, w którym mnie diagnozowano, nie przechodziło mi przez gardło słowo "rak". Próbowałam to mówić jak byłam sama, bo w końcu trzeba było powiedzieć to synowi, a bardzo nie chciałam wybuchać płaczem przed dzieckiem, bo o czym by to świadczyło? O tym, że jest bardzo źle. Więc powtarzałam to w kółko aż się uodporniłam.

Przed wieloma osobami ukrywałam chorobę. Chodziłam w makijażu, moim towarzyszem była czapka lub apaszka. Wielu z moich znajomych dowiedziało się o chorobie dopiero, gdy opublikowałam zbiórkę. Aktualnie zbiórka osiągnęła założony cel. Jeżeli ktoś zechciałby mnie wspierać finansowo to może przekazać 1,5% na numer KRS 000039636, cel szczegółowy: 0205203 Adrianna, ale finanse nie są najważniejsze.

Obecnie najbardziej przeszkadza mi osłabienie organizmu. Osoby, które mnie znają, wiedzą, jak energiczną byłam osobą. Całe życie byłam aktywna zawodowo. Oprócz pracy, zawsze starałam się rozwijać dzięki szkoleniom, studiom czy działalności społecznej. Teraz jest zupełnie inaczej, tak naprawdę uczę się siebie na nowo.

Teraz chciałaby pani pomóc kobietom, które mają podobne doświadczenia.

Tak. Istotne jest, aby na każdym kroku objęte były opieką psychologiczną. Najwięcej o mojej chorobie i skutkach leczenia dowiedziałam się od psychoonkolożki w Instytucie Onkologii i to przynajmniej trochę mnie przygotowało do tego, co mnie za chwilę czeka w kwestii choroby.

Niestety moje lokalne grupy, które z założenia powinny wspierać takie osoby jak ja, nie wykazały takiej inicjatywy. Bardzo chciałabym to zmienić. Podstawą tej choroby jest psychika, czyli podejście i umiejętność radzenia sobie z sytuacją.

Pani Adrianna jest szczęśliwą mamą dwóch synów / archiwum prywatne / archiwum prywatne

Jak doświadczenia związane z chorobą wpłynęły na pani życie?

Choroba zmieniła totalnie wszystko. Rak uczy pokory i walki o siebie. Weryfikuje wartości, jakimi się kierujemy. To jest bardzo trudny egzamin z życia, który oprócz osoby chorej muszą zdawać rodzina, przyjaciele, znajomi, czy współpracownicy. U mnie niestety nie wszyscy go zdali. Konsekwencją tej sytuacji są stracone relacje, ale i nowe znajomości. Wspierały mnie osoby, po których się tego nie spodziewałam, a zawiodły te, na które liczyłam.

Bardzo chciałabym podziękować moim lekarzom: dr Katarzynie Pogodzie oraz dr Iwonie Bojar, położnej Agnieszce Gąsior-Guziak, personelowi Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej- Curie w Warszawie, fundacji Rak'n'roll - głównie pani Małgosi.

A także partnerowi Andrzejowi, synom i najbliższym przyjaciołom w szczególności: Beacie, Dianie, Marzenie, Małgosi, Dorocie, Agnieszce, Asi, którzy cały czas mnie wspierają i trwają ze mną ramię w ramię do dzisiaj, jak również wszystkim osobom, którzy wsparli moją zbiórkę. Obiecałam wam, że spłacę ten dług wdzięczności i już mam plan jak to zrobić. Wy wszyscy uratowaliście mi życie.

Kobietom, które aktualnie zmagają się z podobną sytuacją chciałabym przekazać, że nie jesteście same i dacie radę. Jeżeli potrzebujesz rozmowy odezwij się, spróbuję pomóc.