72 lata w żelaznym cylindrze

Zmarł Paul Alexander, znany też "Polio Paul" lub "Człowiek w żelaznym płucu". Miał 78 lat, z których 72 spędził w metalowym cylindrze. To efekt infekcji wirusem polio, po której nie mógł samodzielnie oddychać i potrzebne było wsparcie w postaci sztucznego płuca.

Sześcioletni Alexander zaraził się polio w 1952 r. To choroba wirusowa, inaczej choroba Heinego-Medina, a także ostre nagminne porażenie dziecięce. Powoduje szereg powikłań, przede wszystkim dotyczących mięśni, mózgu i układu nerwowego. Obecnie uważana za wyeliminowana w większości obszarów świata, m.in. Europie i Stanach Zjednoczonych. W niektórych krajach pojawiają się pojedyncze przypadki, gdzieniegdzie występuje endemicznie, jednak dzięki szczepionkom jej konsekwencje nie są tak poważne jak kiedyś.

Reklama

Paul Alexander został zarażony kilka lat przed tym, jak w USA wprowadzono masowe szczepienia. Pierwszymi objawami u sześciolatka były gorączka i ból karku. Z czasem symptomy zostały się pogarszać, choroba odbierała mu władzę w kończynach, utrudniała, wręcz uniemożliwiała mu przełykanie i oddychanie. Został przewieziony do szpitala w Teksasie, a gdy obudził się po kilku dniach, znajdował się w metalowym cylindrze. Miał w nim spędzić resztę życia.

Reklama

Obecnie oddychanie wspierają w szpitalach respiratory, wtedy ratunkiem była maszyna skonstruowana przez Phillipa Drinkera i Louisa Shawa w latach 20. XX wieku, zwana "żelaznymi płucami". Urządzenie oddychało za umieszczonych w nim pacjentów. U części małych pacjentów następowała poprawa i po trwającym jakiś czas pobycie w metalowym cylindrze mogły wrócić do domu i samodzielnie funkcjonować.

Został prawnikiem, napisał książkę

Alexander nie należał do tej grupy. Był skazany na maszynę do końca życia, jednak z czasem nauczył się samodzielnie oddychać, co pozwalało na coraz dłuższe momenty przebywania poza nią. Zaczęło się od trzech minut, w końcu doszło do tego, że oddychał samodzielnie przez większość dnia, ale na noc wracał do żelaznych płuc.

Stał się przykładem niebywałej wytrwałości. Skończył college, poszedł na studia, został prawnikiem i pracował w zawodzie, broniąc swoich klientów w sądach.

- Jego historia rozprzestrzeniła się szeroko i daleko, pozytywnie wpływając na ludzi na całym świecie. Paul był niesamowitym wzorem do naśladowania, o którym nadal będziemy pamiętać - napisał Christophera Ulmer, założyciel serwisu crowdfundingowego GoFundMe. Pieniądze zebrane dzięki tej stronie pozwoliły w ostatnich latach poprawić jakość życia Alexandra, środków starczy także na pokrycie kosztów pogrzebu.

Paul Alexander opisał historię swojego życia w książce zatytułowanej "Three Minutes For A Dog". Pisał, uderzając w klawiaturę długopisem trzymanym w zębach. Założył też konto na Tik Toku, dzięki któremu komunikował się z internautami i dzielił opowieściami.

Kilka lat temu jego stan się pogorszył na tyle, że wrócił na stałe do żelaznych płuc. Miał problemy z układem oddechowym, pojawiły się też bóle nóg przy chodzeniu.

Gdy wybuchła pandemia koronawirusa, zaczął obawiać się o swoje zdrowie. Niestety, nie uniknął COVID-19. Paul Alexander zmarł 11 marca, prawdopodobnie z powodu powikłań po infekcji koronawirusem.