Lekarz rodzinny zyskał właśnie możliwość diagnozowania pacjenta na odległość. Na początku listopada w życie weszło rozporządzenie z 31 października 2019 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej (Dz.U. 2019 poz. 2120). Rozwój systemów informatycznych, wprowadzenie e-recepty, a wkrótce również e-skierowania umożliwiają już świadczenie takich usług. Jednak główni zainteresowani pytają po co.
Uwzględnić w harmonogramie
W polskich warunkach pacjent zwykle ma blisko do przychodni podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), nie musi też zbyt długo czekać na wizytę. Być może możliwość skonsultowania się z lekarzem online albo telefonicznie sprawdziłaby się w przypadku osób zakaźnie lub obłożnie chorych, medycy jednak wskazują, że akurat w takich przypadkach badanie na odległość byłoby ryzykowne. A żeby udzielać tego rodzaju porad na poważnie, trzeba by przeorganizować pracę całej przychodni. Trudno bowiem wyobrazić sobie, że lekarz obsługuje chorych zgłaszających się telefonicznie lub online pomiędzy pozostałymi pacjentami.
Na te aspekty zwracają uwagę lekarze rodzinni, były one też podnoszone podczas konsultacji.
– Teleporady powinny być wplecione w schemat pracy przychodni – uważa Wojciech Pacholicki, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego (PZ). Jego zdaniem najlepiej byłoby wyznaczyć godziny, w jakich się ich udziela. – W przeciwnym razie telefonujący będą się tylko irytować, jeśli się nie dodzwonią, albo w przychodni powstanie chaos – dodaje.
W swoich uwagach do projektu Teleinformatyczna Grupa Robocza przekonywała, że godziny udzielania teleporad powinny być dostosowane do potrzeb pacjentów. Proponowała też, by dopuścić podwykonawstwo – również przez lekarzy nieposiadających kontraktu z NFZ, aby zwiększyć dostępność do tych świadczeń. Resort zdrowia nie uwzględnił jednak tych wniosków.
Nic się nie zmieni, przynajmniej na razie
Zdaniem Tomasza Zielińskiego, wiceprezesa PZ oraz Polskiej Izby Informatyki Medycznej, w obecnych warunkach teleporada będzie się sprowadzała do zalegalizowania tego, co się teraz robi, czyli konsultacji przez telefon.
Obecnie telefonicznie lekarze rodzinni konsultują niekiedy pacjentów, których dobrze znają – np. przewlekle chorych i stale przyjmujących leki, którzy zaobserwowali zmianę jakichś parametrów i można im na odległość zalecić inną dawkę leku, czy takich, którzy nagle zachorowali, ale objawy pozwalają stwierdzić, że nie jest to nic poważnego. Dzwonią również rodzice, kiedy dziecko np. ma katar – w takiej sytuacji nie zawsze muszą się pokazywać w przychodni, narażając się na kontakt z innymi chorymi.
– Ale jest grupa chorób, w których pacjenta trzeba zbadać, dotknąć. Medycyna jest trochę konserwatywną dziedziną, powoli idziemy do przodu, bo bezpieczeństwo pacjenta jest najważniejsze – podkreśla Tomasz Zieliński.
Tymczasem, jak dodaje, obecnie ani pacjenci, ani większość poradni nie są przygotowani do teleporad i stosowania nowocześniejszych technologii – przynajmniej na masową skalę.
– Stopniowo pewnie będziemy je stosować w większym stopniu. Stanie się tak, kiedy pojawią się nowe możliwości i ustalimy pewien sposób postępowania, np. jak prawidłowo identyfikować pacjenta przez telefon. W poradni sprawdzamy jego uprawnienia na podstawie dokumentu w systemie eWUŚ, ale jak to zrobić na odległość? Teraz jednak mamy nagłe przyspieszenie w tym zakresie, które trochę przeraża i pacjentów, i lekarzy, nie nadążają nawet producenci oprogramowania. Jeśli więc ze zwykłą e-receptą jest problem, to co dopiero z bardziej zaawansowanymi rozwiązaniami telemedycznymi – zwraca uwagę ekspert.
Te problemy również były podnoszone w czasie konsultacji. Zwracano uwagę, że udzielanie świadczeń na odległość wymaga naprawdę wysokiej klasy narzędzi. Pytano również o dostępność takich usług dla osób z niepełnosprawnościami. Telemedyczna Grupa Robocza wskazywała na konieczność stosowania zachęt – kampanii społecznych, a nawet gratyfikacji finansowych, bo skoro telemedycyna przekłada się na oszczędności i zwiększenie dostępności do lekarza, to warto w nią inwestować.
Resort jednak żadnych zachęt ani zmian w finansowaniu nie przewidział.
Lekarz POZ dla pacjenta przez całą dobę?
Pojawiły się głosy, że wprowadzenie teleporady zmierza do wydłużenia pracy lekarzy POZ do 24 godzin na dobę. Taki jest cel rozporządzenia w ocenie Business Center Club. Ministerstwo zaprzecza, podkreślając, że nie wprowadza ono zmian w organizacji pracy placówek, a samo udzielanie porad na odległość jest możliwością, a nie obowiązkiem.
Warto jednak zwrócić uwagę, że takie postulaty pojawiają się już od dłuższego czasu, m.in. jako jeden ze sposobów rozładowania tłoku na SOR-ach, gdzie wielu pacjentów zgłasza się z dolegliwościami, których nie można uznać za nagłe.
Zdaniem Jarosława Fedorowskiego, prezesa Polskiej Federacji Szpitali, to, że pacjent nie ma możliwości 24-godzinnej konsultacji z lekarzem POZ – choćby telefonicznej – jest nieporozumieniem. Wskazuje, że w wielu krajach przez całą dobę można uzyskać teleporadę, a nawet receptę; funkcjonują rotacyjne dyżury 24-godzinne.
– Konieczna jest większa odpowiedzialność specjalistów POZ za swoich pacjentów, oczywiście w sytuacjach, które są w kompetencji lekarza rodzinnego – przekonuje. W jego opinii częściowo rozwiązałoby to problem z pomocą doraźną.
Tomasz Zieliński przekonuje jednak, że nie od tego jest POZ. – Z założenia lekarz pierwszego kontaktu zapewnia opiekę profilaktyczną, planową, a nie w stanach nagłych. Nie ma potrzeby, by w środku nocy udzielać pomocy planowej – podkreśla.
I dodaje, że obecnie nie ma możliwości, by zapewnić dostępność POZ przez 24 godziny na dobę. – Przede wszystkim nie mamy tyle personelu. Nie ma co o tym dyskutować, już pomijając koszty i sensowność takiego rozwiązania – dodaje.