Tylko w ostatnich tygodniach zawieszone zostały porodówki w wielkopolskim Czarnkowie, w Zakopanem oraz w Mrągowie. Po prostu nie mamy personelu, choć uporczywie go szukamy. Ciągle dajemy ogłoszenia, ja sama wykonałam kilkadziesiąt telefonów. Bezskutecznie – przyznaje Brygida Schlueter-Górska, dyrektor mazurskiej placówki.

Reklama

Zdaniem ekspertów będzie coraz gorzej. Z jednej strony średnia wieku położników to ok. 60 lat, młodzi zaś nie garną się do tego zawodu. Z drugiej natomiast anestezjolodzy i ginekolodzy należą do grupy lekarzy najchętniej opuszczających Polskę.

Z najnowszych danych Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, że w ciągu 15 lat (czyli od momentu wejścia Polski do UE) za granicę wyjechało niemal tysiąc przedstawicieli pierwszej specjalizacji i ok. 500 tej drugiej. Co gorsza, coraz trudniej znaleźć również pediatrów, którzy są niezbędni do funkcjonowania oddziałów ginekologiczno-
położniczych.

Z raportu ManPower Group wynika, że należą oni do grupy 10 specjalistów najczęściej poszukiwanych przez szpitale. Obecnie niemal co czwarta placówka chce zatrudnić pediatrę, co piąta anestezjologa, a co dziesiąta ginekologa. Jeszcze niedawno samo Ministerstwo Zdrowia miało plan likwidowania oddziałów, które przyjmują poniżej 200 porodów rocznie. Docelowo miały przetrwać tylko te, na których rodzi się powyżej 400 dzieci. W ten sposób ustawiono nawet finansowanie z NFZ, jako koronny powód podając niż demograficzny.

Reklama

Prawdziwym problemem okazał się jednak niż kadrowy, przez który zamyka się także potrzebne, duże oddziały. Sytuacja jest tak zła, że czasami wystarczy ciąża czy choroba jednego z pracowników, a placówka musi odsyłać rodzące kobiety z kwitkiem. A znalezienie zastępstwa np. na czas choroby ginekologa niekiedy graniczy z cudem. Również finansowym, bo za każdą godzinę pracy trzeba zapłacić takiej osobie nawet 200 zł. Wielu szpitali po prostu na to nie stać.

Profesor Krzysztof Czajkowski, konsultant ds. ginekologii i położnictwa, uspokaja, że jeżeli rodząca kobieta ma na najbliższą porodówkę do 40 km, to może czuć się bezpieczna. Jednocześnie przyznaje, że problemem pozostaje wspomniana wysoka średnia wieku położników, a także nierównomierny dostęp do specjalistów w zależności od regionu. Jego zdaniem rozwiązaniem byłoby połączenie oddziałów tam, gdzie działa więcej placówek i są one położone blisko siebie. Taka decyzja należy jednak do samorządów. Z kolei resort zdrowia proponuje załatać braki kadrowe lekarzami z zagranicy. Głównie wschodniej.