Eksperci przyznają, że problem rzeczywiście występuje. Zresztą z danymi Narodowego Funduszu Zdrowia trudno się kłócić. W II kwartale 2016 r. wojewódzkie oddziały funduszu przeprowadziły 224 postępowania kontrolne w aptekach. W zakresie realizacji recept refundowanych nieprawidłowości nie stwierdzono zaledwie w 31 przypadkach. W 96 kontrola zakończyła się negatywną oceną działalności placówki, zaś w 97 postępowaniach wskazano jedynie na uchybienia i zalecono poprawę.
Podstawowy zarzut NFZ dotyczy tego, że farmaceuci realizują recepty z niepełnymi danymi i błędami oraz te nieczytelne.
– Bijemy się w pierś. Rzeczywiście zdarza nam się pisać niewyraźnie – przyznaje dr Michał Sutkowski z Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce. Ale tłumaczy, że wynika to m.in. z niedostatków czasowych oraz nadmiaru biurokracji.
– Wolelibyśmy, by to niedopatrzenie nie odbijało się na pacjentach. Wierzę więc, że NFZ grozi farmaceutom, ale nie będzie wyciągał żadnych konsekwencji, bo najbardziej ucierpieliby właśnie pacjenci – wskazuje dr Sutkowski.
Reklama
Rzeczywiście tak by się stało. Jeśli bowiem aptekarze nie będą chcieli wydawać leków na podstawie nieczytelnych recept, w praktyce zaczną odsyłać ludzi od okienka. Ci będą musieli wrócić do lekarza, aby poprawił druk.
– W efekcie kolejki będą jeszcze większe. Tak więc chociaż NFZ ma pod względem prawnym rację, to dla wszystkich najlepiej będzie, jeśli przymknie oko na te nieprawidłowości. W imię dobra obywateli – mówi dr Michał Sutkowski.
Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Izby Aptekarskiej, podkreśla jednak, że do zastrzeżeń formułowanych przez NFZ w stosunku do farmaceutów można mieć pewne wątpliwości. Przede wszystkim dlatego, że choć aptekarz nie powinien wydać produktu w przypadku błędu dotyczącego uprawnionej do odbioru osoby (np. nieprawidłowych danych osobowych pacjenta), to mówienie urzędników o nieczytelnej recepcie przypomina stąpanie po cienkim lodzie.
– Nie jest tajemnicą, że farmaceuci są wybitnymi specjalistami od odczytywania pisma lekarskiego. To, co dla kontrolujących z funduszu może być bazgrołem, dla wielu z nas jest chlebem powszednim – podkreśla prezes Tomków. I dodaje, że przecież obowiązuje rozporządzenie w sprawie recept lekarskich (Dz.U. z 2012 r. poz. 260). Z niego zaś wynika, że istotne jest porównanie wydanego przez farmaceutę leku z tym, który przepisał lekarz. Bez znaczenia jest natomiast to, czy kontrolujący placówkę urzędnik jest w stanie receptę odczytać, czy też nie.
– Proszę mi wierzyć, że żaden aptekarz nie wyda leku, jeśli nie będzie miał stu procent pewności, że wydaje właściwy produkt właściwej osobie – zaznacza Marek Tomków.
Jednocześnie eksperci podkreślają, że sytuacja związana z nieprawidłowościami w receptach powoli odchodzi do lamusa. Coraz więcej przychodni i szpitali podlega informatyzacji, przez co druków nie wypisuje się ręcznie, lecz na komputerze. W takim przypadku o nieczytelnym piśmie nie może być mowy.
– Może co prawda zdarzyć się literówka podczas pisania na klawiaturze, ale oczywiście wątpliwości jest znacznie mniej niż jeszcze kilka lat temu – zaznacza dr Michał Sutkowski. Wskazuje przy tym, że w przypadku literówek to farmaceuci powinni móc poprawić błędy, a nie odsyłać pacjentów z powrotem do lekarzy – im mniej formalizmu, tym lepiej.
Najprawdopodobniej jednak najbliższe miesiące dla wielu osób wykupujących leki mogą być trudne. Farmaceuci, do których zastrzeżenia mieli kontrolerzy z NFZ, będą uważać, by nie narazić się po raz kolejny. Skutki takiego działania mogłyby być dla nich dotkliwe. Z orzecznictwa sądowego wynika jasno, że konsekwencjami za błędy przy wydawaniu leków na receptę fundusz może obarczyć farmaceutów. Żaden zaś nie będzie chciał dostać po kieszeni. W skrajnych przypadkach możliwe byłoby nawet odebranie zezwolenia na prowadzenie apteki.
Centrala NFZ do zamknięcia numeru nie zajęła stanowiska w sprawie sformułowanych wskazań pokontrolnych i ich konsekwencji.