Fundusz Ascendis FIZ Inmedica będzie kupował placówki medyczne. W jego ślady idą podmioty nie tylko z Polski, ale i z zagranicy.
– Obecnie kilka zagranicznych funduszy bada możliwości inwestowania w sektor ochrony zdrowia w Polsce – przyznaje Bartosz Krawczyk z firmy doradczej Deloitte. Zainteresowanie polskim rynkiem medycznym wynika z szybkiego rozwoju branży. Prywatna ochrona zdrowia notuje co roku 10-proc. wzrost usług.
– Naszym zdaniem rynek prywatnej opieki medycznej będzie szybko rosnąć, bo rosną potrzeby i oczekiwania Polaków, których system publiczny nie jest w stanie spełnić – mówi Agnieszka Gajewska z Ascendis FIZ Inmedica (właścicielem funduszu jest Secus Asset Management). Jej zdaniem sektor będzie się konsolidował, co poprawi jego efektywność.
Fundusze inwestują, by podnieść jakość i wartości przychodni oraz szpitali, a następnie za 5 – 10 lat sprzedać je z zyskiem. Dzięki temu zyskają też pacjenci, bo w przychodniach pojawi się np. nowoczesny sprzęt. Taki proces widać choćby po firmach połączonych przez Mid Europa Partners w grupę Lux Med (o sprzedaży akcji innej medycznej spółki Enel-med piszemy na stronie 15).
Publiczne placówki mimo wsparcia samorządów, Unii i czasem rządu coraz częściej zostają w tyle pod względem nowoczesnych technologii.
W prywatnej ochronie zdrowia najszybciej rośnie sektor usług ambulatoryjnych, czyli przychodnie i gabinety. Roczne nakłady na zdrowie statystycznego Polaka wynoszą ponad 1000 euro, podczas gdy unijna średnia wynosi blisko 2200 euro.
Inaczej jest ze szpitalami. Pacjentów w większości nie stać na zapłacenie kilku czy kilkunastu tysięcy złotych za zabieg. Poza wyjątkami – jak chirurgia plastyczna – placówki te funkcjonują głównie dzięki kontraktom z Narodowym Funduszem Zdrowia. Szybko dostosowały się do jego wymagań. NFZ gwałtownie szuka oszczędności i znajduje je m.in. dzięki chirurgii jednego dnia. To specjalności placówek niepublicznych. Daje to nawet 30 proc. oszczędności. M.in. dlatego w zeszłym roku NFZ po raz pierwszy miał więcej kontrahentów niepublicznych niż publicznych.
Ale i tak to do tych ostatnich trafia 90 proc. pieniędzy, bo w szpitalach klinicznych i wojewódzkich wykonuje się większość najdroższych i najbardziej skomplikowanych procedur. Ale w wielu regionach straciły już one monopol na kardiochirurgię, onkologię, okulistykę.
Ponieważ żaden rząd nie przygotował systemowego rozwiązania dotyczącego prywatnej ochrony zdrowia, nie wiadomo, w jakim kierunku będzie rozwijała się branża. W innych państwach ogłasza się konkurs na budowę i prowadzenie szpitala i w zamian za spełnienie warunków firma ma pewny dopływ gotówki przez lata. U nas do partnerstwa publiczno-prywatnego nadal brakuje zaufania, a prywatni inwestorzy muszą brać całe ryzyko na siebie.
Robert Małdoch - ekspert Pracodawców RP: Barierą rozwoju jest brak wizji
Prywatne szpitale wnoszą nową jakość do polskiej ochrony zdrowia. Są to placówki coraz bardziej innowacyjne, wykonujące skomplikowane procedury z zakresu chirurgii, onkologii, okulistyki czy kardiologii. Dlatego chcemy wspólnie walczyć z mitem, że prywatne szpitale wybierają procedury tylko łatwe i przyjemne, bo są szpitale i takie, i takie.
Barierą rozwoju jest brak wizji tego, jak ma wyglądać sektor ochrony zdrowia. Z jednej strony nie ma pieniędzy, by budować i modernizować placówki publiczne, z drugiej inwestorzy nie mają gwarancji, że po wyłożeniu kilkudziesięciu milionów złotych i spełnieniu wymogów dotyczących sprzętu dostaną kontrakt z NFZ.
Maciej Hamankiewicz - prezes Naczelnej Rady Lekarskiej: Pacjent ma większy wybór
Rynek prywatnej ochrony zdrowia rozwija się bardzo dynamicznie. Już teraz szacowany jest w sumie na 30 – 40 mld zł, podczas gdy publiczne wydatki to 60 mld zł. Z jednej strony to dobrze, że powstają nowe szpitale i przychodnie prywatne, bo pacjent ma większy wybór i szanse na szybki dostęp do leczenia. Z drugiej jednak strony widać, jak zawęża się dostęp do ochrony zdrowia finansowanej przez NFZ, a publiczne placówki degradują się z powodu wycen świadczeń niepokrywających realnego wzrostu kosztów chociażby mediów.