Pierwszy w naszym w kraju test moczu, nazywany płynną biopsją, od niedawna oferowany jest w kilku ośrodkach, m.in. w Europejskim Centrum Zdrowia w Otwocku oraz Hifu Clinic Centrum Leczenia Raka Prostaty w Warszawie. Poza Polską od 1,5 roku oferowany jest on w Stanach Zjednoczonych oraz w czterech innych krajach europejskich, m.in. w Holandii i Niemczech.

Reklama

Dr Stefan W. Czarniecki z Hifu Clinic wyjaśnia, że badanie polega na pomiarze w moczu poziomu dwóch genetycznych biomarkerów (mRNA DLX1 oraz HOXC6), których ekspresja zgodnie z badaniami klinicznymi - przeprowadzonymi wśród 863 pacjentów - jest silnie powiązana z agresywnością nowotworu.

Test przeznaczony jest dla mężczyzn z podwyższonym stężeniem PSA (>4ng/ml), u których rozważane jest wykonanie pierwszej lub powtórnej biopsji prostaty. W połączeniu z innymi czynnikami ryzyka, takimi jak rozmiar prostaty, wiek pacjenta oraz rak prostaty w rodzinie, pozwala on przewidzieć szansę wykrycia nowotworu w przypadku wykonania tradycyjnej biopsji, polegającej na pobraniu z różnych miejsc gruczołu prostaty próbki tkanej.

- Ujemny wynik takiego badania może zasugerować, że biopsja nie jest konieczna – podkreśla dr Czarniecki w rozmowie z PAP. Dodaje, że u 18 proc. mężczyzn po biopsji prostaty występują powikłania, a nawet 3 proc. pacjentów może z tego powodu wymagać hospitalizacji.

- To jeden z wielu testów, którym bada się próbkę moczu lub krwi, ale żaden nie jest wciąż cudownym narzędziem ani złotym środkiem - komentuje dla PAP kierownik Katedry i Kliniki Urologii Ogólnej, Onkologicznej i Czynnościowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego prof. Piotr Radziszewski.

Według dr. Czarnieckiego w Polsce co roku wykonuje się 14 tys. biopsji prostaty. Jedynie w 30-40 proc. tych badań udaje się wykryć zmiany nowotworowe. W pozostałych przypadkach raka nie ma albo badanie jest fałszywie negatywne, czyli nie wykryło nic niepokojącego, choć nowotwór występuje.

- Faktycznie, często się zdarza, że biopsja prostaty nic nie wykrywa, a chory ma jednak raka. Podczas powtórnej biopsji jest on wykrywany w co trzecim przypadku. To kłopot, z którym borykają się wszyscy specjaliści na całym świecie – powiedział PAP kierownik kliniki urologii Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego przy Europejskim Centrum Zdrowia dr hab. Jakub Dobruch.

Reklama

Dr Czarniecki zapewnia, że badanie próbki może pozwolić uniknąć niepotrzebnej biopsji, zarówno pierwszej, jak i kolejnej (gdy pierwsza była ujemna). Dodatkową zaletą testu jest to, że umożliwia on również wykrycie agresywnego raka stercza, czyli identyfikację osób zagrożonych agresywną postacią raka.

- W przypadku pacjenta, który w skali Gleasona (zalecanego przez WHO systemu klasyfikacji patomorfologicznej raka gruczołu krokowego - PAP) uzyskał co najmniej 8 punktów, ujemna wartość predykcyjna sięga 99,6 proc., a zatem ryzyko pomyłki jest minimalne – twierdzi dr Czarniecki. Przyznaje, że jak na razie nic nie zastąpi badania histopatologicznego (pobranej próbki komórek).

Dr hab. Dobruch zwraca uwagę, że do badania prostaty wykorzystuje się również rezonans magnetyczny, który jest wciąż tańszy od płynnej biopsji. Według dr Czarnieckiego badanie z użyciem rezonansu zależy od wartości predykcyjnej konkretnego protokołu badania oraz interpretacji. W niektórych ośrodkach dokładność takiego badania sięga 100 proc., ale w innych mieści w granicach od 60 do 100 proc.

Prof. Piotr Radziszewski podkreśla, że poszczególne testy płynnej biopsji, których jest coraz więcej, wykazują różną czułość. Takie badanie byłoby zatem bardziej wiarygodne, gdyby można było zastosować kilka różnych testów. Na razie nie jest to jednak możliwe, choćby ze względu na wciąż wysokie ich koszty.

Od sierpnia 2016 r. w niektórych ośrodkach w Polsce dostępne jest badanie płynnej biopsji polegające na wykrywaniu we krwi fragmentów DNA pochodzących z komórek nowotworowych. Wykorzystuje się w nim technikę sekwencjonowania nowej generacji (Next Generation Sequencing, NGS). Obydwa testy, krwi i moczu, nie są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia.