Według kanadyjskiego prawa nie wolno sprzedawać niepasteryzowanego mleka. Jednak właściciel krowy ma prawo pić takie mleko. Tę niespójność wykorzystał farmer Michael Schmidt mieszkający niedaleko Toronto. Jego stado 26 krów należy formalnie do około 150 udziałowców, którzy zapłacili po 300 dolarów za "kawałek swojej" krowy i dlatego nie płacą za dostarczane im surowe mleko i sery z surowego mleka.

Reklama

Alternatywne interpretacje prawa nie spodobały się władzom i prowadzący biodynamiczną farmę Schmidt trafił w końcu do sądu. Od wielu lat ze zmiennym szczęściem raz słyszy, że nie narusza prawa, a po jakimś czasie - że łamie prawo.

W ubiegłym roku sąd uznał, że zastosowane przez farmera rozwiązanie, czyli udziały w krowie, jest zgodne z prawem. Po zwycięstwie w sądzie na farmie Schmidta zorganizowano nawet specjalne seminarium o krowich udziałach. Teraz Schmidt znów trafił na ławę oskarżonych, bo prawnicy rządu prowincji Ontario twierdzą, że sędzia popełnił błędy w rozpatrywaniu sprawy.

Dziennik "The National Post" przypomniał, że wśród krajów G8 tylko w Kanadzie nie wolno sprzedawać niepasteryzowanego mleka i przetworów z takiego mleka ze względów zdrowotnych, jak np. ryzyko listeriozy, która grozi zresztą także amatorom surowych warzyw, jeśli nie dochowuje się zasad higieny.

Tymczasem - zdaniem części fachowców, na których powołuje się dziennik - niepasteryzowane mleko ma duże walory zdrowotne.



Zresztą, jak podkreśla kanadyjska prasa, udziałowcy stada krów na farmie Schmidta doskonale wiedzą, że dostarczane im mleko jest niepasteryzowane. Poświadczali to sami rządowi prawnicy, relacjonujący w dokumentach dochodzenie prowadzone od 2006 roku. Część śledztwa prowadziła pani inspektor, która starała się zostać udziałowcem krowy, ale musiała czekać w kolejce chętnych.

Reklama

I ta właśnie pani inspektor kupiła kawałek sera od Schmidta, zanim została udziałowcem podczas swoistego "kontrolowanego zakupu" kawałka krowy.

Obecna część sądowego sporu dotyczy więc w istocie konstytucyjnych praw obywateli do wolności wyboru i prawa do decydowania o własnym zdrowiu. Takie argumenty, jak opisywały kanadyjskie media, przedstawia prawnik farmera.

Bój Schmidta z rządowymi prawnikami jest barwny, nawet treść dokumentów przedstawianych przez prawników wykracza daleko poza prawniczy żargon i język aktów prawnych. Na przykład w streszczeniu sprawy przygotowanej po doniesieniu w 2006 roku o dostarczaniu surowego mleka przez farmera są wręcz humorystyczne fragmenty.



Poważni prawnicy pisali na przykład: "Podczas dochodzenia zostało ustalone, iż podejrzane produkty były dostarczane przez pana Schmidta, używającego przerobionego busa szkolnego, który pomalowano na niebiesko".

Pani inspektor, która kupiła udziały w krowie pisała o zakupie "płynnego mleka i sera, który jest produktem mlecznym".

Farmer Schmidt, jak podał "The National Post", uparł się walczyć o prawo swoje i klientów do surowego mleka i zapowiada, że w razie potrzeby wniesie sprawę nawet do Sądu Najwyższego Kanady, który orzeka o konstytucyjności rozwiązań prawnych.

Mężczyzna walczy zresztą nie tylko o swój biznes i swoje prawa. W jego ślady poszli także farmerzy w innych prowincjach. Schmidt wskazuje więc na potrzebę nowych prawnych regulacji, pomagających prowadzić tego typu farmy jak jego.