Prof. Rejdak, pełniący funkcję kierownika Kliniki Neurologii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 4 w Lublinie i prowadzący badania kliniczne nad skutecznością amantadyny w leczeniu pacjentów z COVID-19, przekazał, że wstępne wyniki "wskazują na trend w kierunku skuteczności leku u pacjentów włączonych do badania w ciągu pięciu dni od potwierdzenia zakażenia przy braku istotnych działań niepożądanych".
W rozmowie z PAP przyznał, że z dystansem i ostrożnością podchodzi do tych wyników, a wszystkie dodatkowe parametry uzyskane w czasie badania klinicznego będą jeszcze szczegółowo analizowane. Zaznaczył, że rozbieżności na tym etapie w uzyskanych wynikach między ośrodkami wynikać mogą z odmiennej terapii pacjentów objętych badaniem klinicznym, jak również zaawansowania u nich choroby COVID-19.
Na razie mamy wstępne wyniki badań klinicznych, którymi pan kieruje. Dotyczą one badania skuteczności leczeniu amantadyną osób chorujących na COVID-19. To półmetek tych badań.
Prof. Konrad Rejdak: Owszem, można tak powiedzieć. Plan pierwotny zakładał rekrutację około dwustu pacjentów, przekroczyliśmy setkę.
Kilkanaście dni wcześniej o swoich wynikach poinformowali badacze ze Śląska.
Zostaliśmy trochę zmotywowani przez publikację tych wyników. Dlatego też wstępnie przeanalizowaliśmy dane, które już mieliśmy i to w głównych punktach oceny. W tym badaniu mamy dużo różnych parametrów, które zamierzamy zbadać. Teraz jednak skoncentrowaliśmy się na najważniejszych – moment wejścia i zakończenia fazy podwójnie zaślepionej, patrząc na trend (uczestnicy i personel prowadzący badanie nie wiedzą, czy pacjent otrzymuje lek czy placebo – PAP). Pacjenci byli w sposób ciągły obserwowani przez 15 dni, więc stan ich zdrowia ulegał zmianom. Na to też będziemy chcieli zwrócić uwagę, przygotowując wnioski z badania. Zamierzamy ująć to statystycznie.
Jakie wnioski można już wysnuć?
W tym momencie mówimy o trendzie i oczywiście – z całym dystansem i ostrożnością – podchodzimy do tych danych. Dane nie wykazują istotnych statystycznie różnic i dlatego na tym etapie nie można wyciągać wiążących wniosków. Tutaj były ważne informacje dotyczące bezpieczeństwa. Upewniliśmy się, że sposób dawkowania tego leku nie wiąże się z ryzykiem, bo jako neurolodzy znamy go od dziesięcioleci. Tylko używanie zgodnie ze wskazaniami i rejestracyjnymi dawkami pozwala uniknąć działań, które są opisane w charakterystyce produktu leczniczego, czyli jak dla każdego leku.
Wspomniał pan o wielu parametrach, które będziecie brać pod uwagę i analizować na dalszym etapie prac. Co to za parametry?
To są badania laboratoryjne, badania obrazujące klatki piersiowej, czyli tomografia i RTG. Mamy cały panel skal neurologicznych, które będziemy chcieli porównywać, więc tutaj oczywiście tych punktów drugorzędowych w badaniu mamy co najmniej kilka. Potrzebujemy trochę czasu, by to analitycznie i metodycznie wszystko porównać.
To będą tygodnie czy miesiące?
Na tym etapie to kwestia kilku tygodni. Przy akceptacji wyrażonej przez Agencję Badań Medycznych na kontynuowanie tego badania, rekrutacja pacjentów jest otwarta.
Trwa do 15 kwietnia?
Tak. Spodziewamy, że ta fala pandemii będzie powoli wygasać. Na szczęście nie sprawdziły się katastroficzne przewidywania niektórych ekspertów. Zmienia się przede wszystkim charakter wirusa. Staje się łagodniejszy, w związku z czym przebieg choroby też się zmienia. Uchwyciliśmy te dwie najbardziej niebezpieczne fale delty – z maja zeszłego roku i drugą z przełomu jesieni, zimy. Objęliśmy opieką medyczną około 500 osób. Tylko część z nich spełniała kryteria wejścia do badania, ale wszyscy otrzymali poradę medyczną. To już jest wartość dodana projektu. Uzupełniliśmy opiekę NFZ, konsultując fachowo wszystkich tych pacjentów. W przypadku naszej placówki koszt badań finansowanych przez ABM wynosi 6 mln zł. Na razie wykorzystaliśmy niecałą połowę.
Jakie kryteria musiał spełnić pacjent, by być zakwalifikowanym do badania? Czy były to osoby również zaszczepione przeciw COVID-19, ozdrowieńcy?
Protokół był pisany w czasie, gdy nie były dostępne jeszcze szczepienia, więc nie mogliśmy zmieniać go w trakcie. Mimo tego że promujemy szczepienie, to zdajemy sobie sprawę, że wielu ludzi na świecie nie miało szansy na otrzymanie szczepionki. Potrzebujemy nowych leków, jeśli dojdzie do infekcji z powodu braku szczepienia – w takiej sytuacji włączaliśmy pacjentów do udziału w badaniu.
W sumie 93 – z randomizowanych 110 pacjentów biorących udział w badaniu i przydzielonych losowo do grupy otrzymującej lek lub placebo – objęto analizą?
Do analizy przyjęliśmy 93 pacjentów. Dodatkowo obserwacje kończy teraz kolejnych kilkunastu pacjentów, to też będzie włączone do bazy. Zrandomizowanych było 110 pacjentów, a na moment zamknięcia baz 93 pacjentów było obserwowanych przez okres co najmniej 15 dni, a reszta była w trakcie obserwacji. Chodziło o sprawdzenie trendów. Nie są to zatem końcowe wnioski, ale chcieliśmy się odnieść do wyników ogłoszonych przez ośrodek ze Śląska, które opierają się na trendach i na jednej czwartej docelowej populacji.
Rozumiem, że do badania brano osoby we wczesnej fazie infekcji. Kto mógł tak naprawdę poddać się badaniu klinicznemu?
Analizowana grupa pacjentów to osoby, które były w grupie ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19, a więc miały wiek powyżej 40 lat lub miały choroby współistniejące. W tej grupie ryzyko niekorzystnego przebiegu choroby jest bardzo wysokie, szczególnie w wariancie delta. Dlatego też cieszymy się, że śmiertelność wśród pacjentów pod naszą opieką okazała się bardzo niska, bo wyniosła zaledwie 0,93 proc. ogólnie dla całej grupy badanej. Ważne jest spostrzeżenie, że dotyczyła tylko podgrupy, która przyjmowała placebo (2,3 proc.).
W czasie badania klinicznego pacjenci zgłaszali niepożądane efekty. Jakie?
Chodzi o zjawiska medyczne, które nie wynikały bezpośrednio z naturalnego przebiegu choroby. Zauważyliśmy tutaj przewagę liczby zgłoszeń takich zjawisk po stronie osób przyjmujących placebo. Nie można powiedzieć, że lek podawany w tych dawkach wiąże się z jakimś niebezpieczeństwem. Te efekty mogły dotyczyć np. nieprawidłowej pracy serca, której wcześniej, przed COVID-19, nie zarejestrowano. To wszystko było skrupulatnie odnotowywane. Będziemy to analizować. Teraz mieliśmy za mało czasu.
Skąd biorą się rozbieżności we wnioskach sformułowanych przez ośrodki odnośnie skuteczności leku, zaznaczając, że badanie w Lublinie jeszcze trwa? Na Śląsku zostało zamknięte z konkluzją, że nie ma żadnych różnic między pacjentami leczonymi amantadyną a stosującymi placebo.
Te wyniki są inne, bo są inne zupełnie populacje poddane analizie. Na Śląsku włączono osoby kwalifikujące się do leczenia szpitalnego z powodu COVID-19. Wszystkie z nich otrzymały remdesivir – lek zarejestrowany i dodawano następnie albo placebo lub amantadynę. Niestety śmiertelność w całej grupie badanej była bardzo wysoka, mimo leczenia lekiem standardowym, jakim jest remdesivir. Zmarło 10 proc. osób, co świadczy o bardzo ciężkim stanie tych chorych. To była decyzja tamtej grupy badawczej, która pierwotnie z nami miała realizować jeden projekt, ale zdecydowała o innym protokole. Rozumiem ich decyzję o zawieszeniu badania, w momencie gdy nie uzyskali jakiejkolwiek linii trendu.
Pacjenci w badaniu w Lublinie nie otrzymywali innego oprócz amantadyny preparatu?
Nasi pacjenci otrzymywali opiekę medyczną przedszpitalną na etapie wczesnej fazy choroby. Jako dodatek otrzymywali amantadynę lub placebo, co oczywiście pokrywa się z ogólnymi zasadami badan międzynarodowych. Innowacyjnym aspektem naszych badań jest ocena zaburzeń układu nerwowego jako powikłania COVID-19. Na chwilę obecną nie ma żadnych leków rekomendowanych w tym wskazaniu. To jest podstawowym celem naszych badań od samego początku. Dlatego też cieszymy się, że badanie może być kontynuowane. Dziwią mnie głosy niektórych ekspertów, którzy twierdzą, że nie ma żadnych dowodów naukowych, a z drugiej strony kwestionują sens prowadzenia badań zgodnie z regułami międzynarodowymi, aby tych dowodów dostarczyć. Widzę w tym dużą sprzeczność.
Rozmawiała Klaudia Torchała