Sprawa leczenia najmłodszych pacjentów chorych psychicznie i z zaburzeniami wzbudziła olbrzymie zainteresowanie i emocje – tak wśród czytelników, jak i wśród osób, które z racji swojej profesji są w nią zaangażowane. Od kiedy 13 listopada br. opisaliśmy w DGP sytuację szpitala w Józefowie, gdzie z powodu natłoku pacjentów i niemożliwości zapewnienia im nie tylko leczenia, ale też fizycznego bezpieczeństwa wypowiedzenie z pracy złożyli wszyscy lekarze zatrudnieni na oddziale dziecięcym, do redakcji wciąż spływają nowe e-maile, dzwonią telefony.
Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że chce zreformować system lecznictwa psychiatrycznego dzieci i młodzieży. Ma to polegać na przesunięciu ciężaru opieki nad pacjentami ze szpitali na centra zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży. Te mają powstawać w całym kraju. Resort zamierza także przeznaczyć środki unijne na szybką ścieżkę kształcenia psychologów klinicznych i psychoterapeutów, którzy odciążyliby lekarzy, zajmując się lżejszymi, niewymagającymi hospitalizacji pacjentami. Jednak reforma jest w powijakach – jej wdrożenia można spodziewać się najwcześniej we wrześniu 2019 r. Tymczasem liczba najmłodszych pacjentów rośnie. Co piąty zgon polskiego nastolatka jest spowodowany samobójstwem. WHO szacuje, że już za dwa lata, w 2020 r., zaburzenia neuropsychiczne będą pierwszą z pięciu przyczyn śmierci, chorób i niepełnosprawności wśród dzieci.
***
O spotkanie z dziennikarzem DGP poprosili m.in. pielęgniarze i pielęgniarki z oddziału psychiatrycznego w warszawskim Samodzielnym Publicznym Dziecięcym Szpitalu Klinicznym przy ul. Żwirki i Wigury. "Chcę podziękować w imieniu swoim oraz koleżanek i kolegów za pochylenie się nad tematem, bo skala kryzysu jest ogromna, a niestety temat często jest traktowany po macoszemu. Zabrakło jednak jeszcze jednego ważnego aspektu. Nie ma słowa o pielęgniarzach i pielęgniarkach pracujących w takich oddziałach. Myślę, że po części dlatego, że jeszcze nie ma składanych masowych zwolnień, ale to może okazać się kwestią czasu. Pielęgniarki i pielęgniarze w takich ośrodkach to często osoby z kilkunastoletnim doświadczeniem w pracy z pacjentem psychiatrycznym. To właśnie my jesteśmy po 12 godzin w dzień i w nocy eksponowani na środowisko przepełnionych oddziałów. Ciąży na nas ogromna presja, żeby zachować bezpieczeństwo w oddziale, żeby przykładowo jeden z obecnych na oddziale pacjentów po próbie samobójczej nie postanowił podjąć kolejnej próby, a reszta nie poszła w jego ślady" – napisał Krzysztof Filip, pielęgniarz, a jednocześnie wiceprzewodniczący szpitalnych związków zawodowych.