Dotychczas prawo do uśmierzania bólu wynikające wprost z przepisów mieli jedynie pacjenci chorzy terminalnie. To, czy lekarz pochyli się nad cierpieniem pozostałych, zależało wyłącznie od jego empatii oraz wytycznych szefostwa placówki. To jednak ma się zmienić.
W projekcie nowelizacji ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta, którą niedługo ma się zająć rząd, do art. 20 zostanie dopisane zdanie: „Pacjent ma prawo do leczenia bólu”. Ponadto znajdzie się zapis, że placówka udzielająca świadczeń zdrowotnych jest obowiązana dokonywać oceny stopnia natężenia bólu, leczyć go i monitorować skuteczność takiej terapii. O taką zmianę od lat zabiegały organizacje pacjenckie, m.in. Koalicja na rzecz Walki z Bólem.
Resort wzmacnia przekaz
Piotr Warczyński, wiceminister zdrowia, podkreśla, że również w świetle obecnych zasad leczenie bólu chorym się należy. Jest to bowiem element terapii. – Teraz silniej wyrażamy to prawo osobnym przepisem. I równocześnie wprowadzamy obowiązek pracowników i placówek medycznych do jego bezwzględnej realizacji – mówi Warczyński. I deklaruje wprost: pacjent ma otrzymywać odpowiednie leki, by ból był zniwelowany.
Organizacje pozarządowe uważają, że to przełom. – Nowy zapis w ustawie to istotna wskazówka dla lekarza niezależnie od specjalizacji, aby skutecznie prowadzić terapię przeciwbólową – wyjaśnia Szymon Chrostowski, prezes Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych. I podkreśla, że – co ważne – skuteczność walki z fizycznym cierpieniem ma być monitorowana.
Nie tylko w szpitalach
Warto zwrócić uwagę, że zapis jest ogólny. Nie dotyczy więc tylko osób, których dolegliwości wymagają hospitalizacji. O to, by pacjenta nie bolało, ma zadbać tak samo specjalista, jak i lekarz rodzinny. Najczęściej chory otrzymuje pomoc właśnie od tego ostatniego. – Bardzo liczymy na możliwość prowadzenia leczenia bólu w tych ośrodkach. Mamy nadzieję, że zmiany zaproponowane przez ministerstwo jak najszybciej wejdą w życie i przełożą się na faktyczną dobrą opiekę nad pacjentem – dodaje Chrostowski.
Obecnie w największym stopniu z cierpieniem walczą szpitale i hospicja. – Choć to leczenie jest w placówkach różnie prowadzone – przyznaje dr Leszek Borkowski, prezes Fundacji Razem w Chorobie i były szef Urzędu Rejestracji Leków. – Są szpitale bez bólu, ze specjalnym certyfikatem. Tam pacjent nie cierpi. Ale są też placówki, które do programu się nie przyłączyły i tam wszystko zależy od personelu medycznego, który jest bardziej lub mniej wrażliwy – wyjaśnia. O certyfikat „Szpital bez bólu” wystąpiło dotychczas 126 placówek (na ok. 900 większych szpitali) i 35 oddziałów (to np. szpitale jednodniowe).
Jak w średniowieczu
Borkowski przyznaje, że niektórzy lekarze wychodzą za założenia, iż... pacjenta musi boleć. Potwierdzają to sami chorzy. I problem nie dotyczy – jak się niektórym wydaje – tylko małych szpitali czy miejscowości. – Poradnia leczenia bólu przy największym z warszawskich szpitali czynna jest tylko trzy dni w tygodniu i jedynie przez kilka godzin. Lekarce w zaawansowanym wieku to ja mówię, jakich leków potrzebuję i jak zmienić dawkę. Nie zdarzyło się, by sama zaproponowała np. nową terapię – opowiada Dorota Kaniewska z zarządu Polskiego Towarzystwa Stomijnego Pol-ilko. Gdy lekarka zachorowała, Kaniewskiej w poradni odmówiono wystawienia recepty na brany dotychczas lek.
– W mojej przychodni POZ doktor może wypisać mi receptę na mocniejsze leki przeciwbólowe tylko do południa, ponieważ potem druki zamknięte są u dyrektora, którego w późniejszych godzinach nie ma – opowiada Kaniewska, która leczy się onkologicznie.
– Przez wiele lat łykałam garściami środki dostępne bez recepty, bo mój lekarz ostrzegał mnie, że od innych się uzależnię i nie będę mogła pracować, bo ogłupiają – zwierza się Anna, cierpiąca na zwyrodnienie stawów.
– Nie żyjemy w średniowieczu. Mentalność części lekarzy musi się zmienić. Mają oni możliwość stosowania wielu, nawet bardzo mocnych leków przeciwbólowych – zwraca uwagę wiceminister Warczyński. I chce, by nowelizacja weszła jak najszybciej w życie. – To nie wymaga dodatkowych środków, lecz zmiany działania części lekarzy – podkreśla.
Szczególnie że leków przeciwbólowych na rynku nie brakuje. Borkowski, który w przeszłości szefował Urzędowi Rejestracji Leków, przyznaje, że nie odbiegamy pod tym względem od innych państw europejskich. Wiele z medykamentów jest refundowanych, nie stanowią wysokich kosztów w budżetach szpitali i pacjentów.
Kłopot w tym, że nie wszyscy lekarze mają wystarczającą wiedzę o leczeniu przeciwbólowym. Część z nich nadal wierzy w mity, że nawet krótkotrwałe podawanie mocniejszych środków może uzależnić. – Stosowanie leków potocznie zwanych narkotycznymi, jeżeli nie trwa długo, nie powoduje takiego skutku. Choć w świadomości części Polaków, w tym pracowników ochrony zdrowia pokutuje inne przekonanie – wyjaśnia Warczyński.
Placówki medyczne są za, ale wskazują na finansowy i organizacyjny aspekt propozycji. – Każda poprawa jakości kosztuje. Potrzebne jest większe zaangażowanie personelu np. do badania nasilenia bólu, a to wpływa na koszty wynagrodzeń – komentuje Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali. Choć podkreśla, że niektóre rzeczy faktycznie można załatwić bezkosztowo – np. wreszcie skończyć z powszechnym trzymaniem leków opioidowych w kasetkach w gabinetach dyżurnych lekarzy. Nie wynika to z żadnych przepisów, a powoduje ograniczenie dostępu do leków, gdy np. specjalista jest zajęty.
Skargi i pozwy
Ministerstwo uważa, że już sama zmiana przepisu powinna przynieść ulgę pacjentom. Otworzy też drogę do łatwiejszego egzekwowania uprawnień, chory będzie mógł wprost wskazać zapisane prawo do leczenia bólu. A jego egzekwowanie w praktyce mogą wymusić kary i pozwy sądowe. – Podmiot leczniczy, który dopuści się zaniedbań w zakresie leczenia bólu, naruszy tym samym prawa pacjenta, co wiąże się z wieloma potencjalnymi sankcjami – mówi Piotr Najbuk z Kancelarii Domański Zakrzewski Palinka (DZP).
Rzecznik praw pacjenta może uznać takie działanie za łamanie zbiorowych praw pacjentów. Jeśli szpital czy przychodnia nie usuną niedociągnięć, groziło im będzie nawet 500 tys. zł kary. Z kolei NFZ może uznać, że placówka nie spełnia wymogów, i nawet natychmiastowo wypowiedzieć jej umowę. Pacjent będzie mógł też dochodzić odszkodowania. – Ból i związane z nim cierpienie stanowią krzywdę, czyli naruszenie dobra o charakterze niemajątkowym. W związku z tym sąd może przyznać poszkodowanemu odpowiednią sumę pieniężną tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę na podstawie art. 448 kodeksu cywilnego – wyjaśnia Paweł Kaźmierczyk z DZP.
Marihuana w domowej apteczce
– Każdy lekarz w Polsce będzie mógł ordynować sporządzenie produktu recepturowego przez aptekę. I każda apteka będzie musiała go przygotować – mówił wczoraj o lekach z konopi wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas. Pacjenci cierpiący z powodu bólu, chorujący na padaczkę, stwardnienie rozsiane i choroby nowotworowe walczą od lat o szerszą możliwość stosowania preparatów opartych na marihuanie. Teraz muszą mieć na to m.in. zgodę ministra i konsultanta w danej dziedzinie. I sprowadzają preparaty z zagranicy. Efekt: tylko garstka chorych korzysta z uśmierzających ból właściwości konopi.
– Jednej rzeczy państwu nie mogę obiecać, że te preparaty będą masowo przepisywane przez polskich lekarzy – mówił Pinkas podczas posiedzenia sejmowej podkomisji powołanej do rozpatrzenia poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, dotyczącego medycznej marihuany. To przełom, bo wcześniej minister Konstanty Radziwiłł wypowiadał się dość zachowawczo w sprawie poszerzenia dostępu do kannabinoidów. Kolejnym krokiem będzie umożliwienie nadzorowanych upraw konopi w Polsce.
– Każdy lekarz w Polsce będzie mógł ordynować sporządzenie produktu recepturowego przez aptekę. I każda apteka będzie musiała go przygotować – mówił wczoraj o lekach z konopi wiceminister zdrowia Jarosław Pinkas. Pacjenci cierpiący z powodu bólu, chorujący na padaczkę, stwardnienie rozsiane i choroby nowotworowe walczą od lat o szerszą możliwość stosowania preparatów opartych na marihuanie. Teraz muszą mieć na to m.in. zgodę ministra i konsultanta w danej dziedzinie. I sprowadzają preparaty z zagranicy. Efekt: tylko garstka chorych korzysta z uśmierzających ból właściwości konopi.
– Jednej rzeczy państwu nie mogę obiecać, że te preparaty będą masowo przepisywane przez polskich lekarzy – mówił Pinkas podczas posiedzenia sejmowej podkomisji powołanej do rozpatrzenia poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, dotyczącego medycznej marihuany. To przełom, bo wcześniej minister Konstanty Radziwiłł wypowiadał się dość zachowawczo w sprawie poszerzenia dostępu do kannabinoidów. Kolejnym krokiem będzie umożliwienie nadzorowanych upraw konopi w Polsce.