Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann powiedział IAR, że decyzja Komisji Europejskiej w tej sprawie jest jednoznaczna. W krajach, gdzie nie ma ustawy zakazującej antykoncepcji - czyli również w Polsce - takie tabletki będzie można kupić bez recepty. Wiceminister Neumann dodał, że zgodnie z unijnym przepisami specyficzne uregulowania dostępności tych pigułek w danym kraju wymagają wprowadzenia szczegółowych przepisów rangi ustawowej. Byłyby to podstawa prawna do ograniczenia dystrybucji danego środka na terenie Polski.

Reklama

Z kolei Rzecznik Komisji Europejskiej ds. zdrowia Enrico Brivio mówił Polskiemu Radiu, że ostateczna decyzja w sprawie tzw. "pigułki dzień po" należy do państw członkowskich. W ubiegłym tygodniu Bruksela zdecydowała, że środki o nazwie ellaOne mogą być sprzedawana bez recepty.

Rzecznik Komisji ds. zdrowia Enrico Brivio powiedział Polskiemu Radiu, że zgodnie z interpretacją Komisji Europejskiej dotyczącej unijnych przepisów farmaceutycznych i biorąc pod uwagę charakter produktu - czyli pigułki antykoncepcyjnej - kraje członkowskie mogą wciąż ograniczać sprzedaż tego produktu przez wymaganie na niego recepty, jeśli uważają to za konieczne. Powinno być to wyjątkiem od wydanej autoryzacji, która obowiązuje we wszystkich krajach członkowskich, ale ostatnie słowo należy wciąż do danego państwa - powiedział Brivio.

Sprzedaży pigułki sprzeciwiają się środowiska pro-life i część lekarzy, którzy uważają, że jest ona środkiem wczesnoporonnym i doprowadza do aborcji.

Ginekolog doktor Jacek Tulimowski uważa, że udostępnienie jej w sprzedaży bez recepty może mieć poważne, negatywne konsekwencje. Jego zdaniem, te tabletki będą brać przede wszystkim bardzo młode dziewczyny, które nie mają świadomości konsekwencji jej działania, nie chodzą też regularnie do ginekologa. Jak dodał, pigułki bez przeszkód będą mogły kupować osoby nieletnie. Doktor Tulimowski zwrócił uwagę, że nikt nie wie, jaki wpływ będzie miała tabletka na ich zdrowie. Zaznaczył, że władze Niemiec podjęły decyzję, iż musi ona być przepisana przez lekarza.

- To bardzo zła decyzja - tak ginekolog, profesor Bogdan Chazan mówi o udostępnieniu pigułki "dzień po" w sprzedaży bez recepty. Były dyrektor Szpitala Św. Rodziny w Warszawie powiedział, że pokazuje to, iż minister nie dba o zdrowie prokreacyjne kobiet. Ginekolog argumentował, że dostępność tabletki bez recepty spowoduje, iż będzie ona zażywana częściej, niż jest to dozwolone. To z kolei będzie wywoływać zaburzenia hormonalne, wzrost chorób przenoszonych drogą płciową i w konsekwencji zmniejszenie lub utratę płodności. Zdaniem profesora Chazana, nie można wykluczyć działania poronnego tabletki. Zapobiega ona lub opóźnia owulację, może też jednak zapobiegać zagnieżdżeniu się zarodka w błonie śluzowej macicy. - Tabletka zawiera środek, stosowany w aborcji farmakologicznej - dodał lekarz.

Zdaniem ginekologa, profesora Romualda Dębskiego, udostępnienie pigułki bez recepty, to słuszne i bardzo rozsądne posunięcie. Lekarz powiedział IAR, że ta decyzja rozwiązuje kilka problemów - zlikwiduje niepotrzebne, nocne kolejki do ginekologów w szpitalach, w których ludzie stoją tylko po to, by dostać receptę. Kobiety będą mogły przyjmować "pigułkę po" wcześniej, a im szybciej to zrobią, tym większa jest jej skuteczność.

Reklama

Pigułka była wielokrotnie oprotestowywana przez środowiska pro-life, które uważają, że jest ona środkiem wczesnoporonnym czy wręcz doprowadza ona do aborcji. Zdaniem profesora Dębskiego te argumenty nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

Farmaceuta Piotr Merks mówił w Polskim Radiu24, że pigułka "dzień po" może być groźna. - Wszystko zależy od poziomu edukacji oraz świadomości osoby, która ją przyjmuje - zaznaczył. Piotr Merks mówił, że na Zachodzie takie tabletki nie są niczym szczególnym. Niezależnie od tego, trzeba je przyjmować z rozwagą i nie należy ich traktować jako formy antykoncepcji. Farmaceuta przyznał, że tabletka może wywoływać rozmaite efekty uboczne, między innymi ciążę pozamaciczną.

- Jeśli lek rzeczywiście ma być w Polsce sprzedawany bez recepty, to potrzebna będzie rzetelna kampania informacyjna, w którą muszą zaangażować się farmaceuci i lekarze. Ktoś musi nadzorować podaż tych leków oraz ich dostępność, by pacjentki ich nie przedawkowały - dodał Piotr Merks.