Szpital domowy w założeniu pełniłby dla pacjenta rolę pomostu między domem a szpitalem - mówi PAP kierownik Kliniki Hematologii i Transplantacji Szpiku w Katowicach prof. Sławomira Kyrcz-Krzemień. Powinna to być baza noclegowa, położona w pobliżu ośrodka prowadzącego przeszczep i koniecznie spełniająca podwyższone standardy higieniczne, choć nie tak ścisłe jak w szpitalu.

Reklama

Szpital domowy powinien być też monitorowany i mieć łączność z kliniką - lekarzami dyżurnymi i pozostałym personelem. Optymalnym rozwiązaniem byłaby też możliwość zdalnego monitorowania stanu zdrowia pacjenta: pomiar ciśnienia, tętna czy badanie akcji serca.

- Pacjentów wypisywanych po przeszczepie szpiku można przyrównać do noworodków, wcześniaków w inkubatorze. Gdyby taki wcześniak nagle się znalazł w mieszkaniu, gdzie ma liczne rodzeństwo, może być narażony na poważne niebezpieczeństwo infekcji. Jak wiadomo, każda infekcja po przeszczepie może mieć tragiczne dla pacjenta skutki - powiedziała prof. Kyrcz-Krzemień.

Jak wyjaśniła, pacjent wypisany ze szpitala po przeszczepie nadal jest częstym pacjentem przyszpitalnego ambulatorium. Przechodzi tam badania i otrzymuje kroplówki z preparatami odpornościowymi oraz leki przeciwwirusowe. Problem jest jeszcze poważniejszy, jeśli pacjent mieszka daleko od ośrodka, gdzie miał przeszczep.

- NFZ refunduje wizyty i leki, natomiast nikogo nie obchodzi, gdzie ten pacjent mieszka, jak przyjeżdża, jeśli jest z daleka, a nieraz nasi pacjenci pokonują naprawdę duże odległości. W takiej sytuacji wizyta u nas dwa razy w tygodniu to duży problem - wyjaśniła.

Dlatego tak konieczne jest - jej zdaniem - systemowe rozwiązanie możliwości sfinansowania przez NFZ okresu rekonwalescencji pacjentów po przeszczepach. Okres ten powinien trwać - zdaniem lekarzy - od 10 dni do 3 tygodni. Po tym czasie rekonwalescent może w miarę bezpiecznie powrócić do normalnego życia. Pobyt w szpitalu domowym na pewno będzie dużo tańszy od hospitalizacji w placówce, która przeszczepia szpik.

- Przeszczepienie to nie tylko sama procedura, ale cała logistyka. Warunki poprzeszczepowe są bardzo ważne. Niepowodzenia, które my odnotowujemy, nierzadko wynikają z tego, że pacjent trafia do nas za późno z powikłaniami. Lekarze rodzinni czy innych specjalności czasem boją się takich pacjentów. Mówią choremu, że się na tym nie znają i nie mogą leczyć infekcji, radzą jechać do ośrodka przeszczepowego. Jeśli to np. weekend, a pacjent mieszka kilkaset kilometrów od szpitala, to zanim przyjedzie, infekcja może się bardzo niebezpiecznie rozwinąć. Takie ryzyko również byłoby zminimalizowane dzięki szpitalowi domowemu - zaznaczyła prof. Kyrcz-Krzemień.

Reklama

Świadome problemu ośrodki hematologiczne próbują na własną rękę zapewnić pacjentom taką bazę, np. przy pomocy działających przy szpitalach fundacji. - To zbyt ważny element, by nadal pozostawał nieuregulowany. Powinien też być przynajmmniej częściowo zabezpieczany przez środki publiczne - podsumowała prof. Kyrcz-Krzemień.

Rzecznik Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzej Troszyński poinformował, że finansowanie takiej usługi musiałoby mieć podstawę prawną w przepisach, a inicjatywa w tym zakresie nie leży w kompetencjach NFZ. Przypomniał, że NFZ płaci za procedury określone w tzw. koszyku gwarantowanych świadczeń zdrowotnych. Każda nowa usługa powinna być poddana ocenie Agencji Oceny Technologii Medycznych.

Kierowany przez prof. Kyrcz-Krzemień oddział hematologii i transplantacji szpiku w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym im. Andrzeja Mielęckiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach jest jedną z czołowych placówek o tym profilu w kraju. Rocznie wykonuje się tu ok. 200 przeszczepów szpiku, w tym ok. 70-80 najtrudniejszych - od dawców niespokrewnionych, w tym z niepełną zgodnością.

Trwa ładowanie wpisu