- Perspektywa tego, że samo wystawienie skierowanie na test w kierunku wykrycia wirusa SARS-CoV-2 oznacza kwarantannę, zniechęca ludzi do zgłaszania się do przychodni i robienia wymazu. Sami proszą, by takiego zlecenia nie wystawiać, bo twierdzą, że sami się będą izolować. Nie chcą policji i wojska pod drzwiami – wyjaśnił lekarz.
Dodał, że do lekarzy POZ zgłasza się rzeczywiście obecnie mniej pacjentów. - Kolejki są na pewno mniejsze niż w październiku – zauważył.
Wyliczając dalej przyczyny mniejszego obłożenia przychodni pacjentami z podejrzeniem zakażenia koronawirusem, zaznaczył, że niektóre osoby uważają, że i tak nie ma żadnego remedium na chorobę, leczy się ją objawowo, zatem sam wynik testu niewiele wnosi.
ZOBACZ AKTUALNĄ MAPĘ ZAKAŻEŃ>>>
- Dodatkowo ludzie boją się, szczególnie w mniejszych miejscowościach, pewnej stygmatyzacji. Jak widać, o mniejszej liczbie zlecanych testów decydują tutaj głównie czynniki psychologiczne, bo jeśli chodzi o lekarzy, to zapewniam, że z wystawianiem zleceń nie ma problemu – zaznaczył.
Specjalista mówił też o tym, że w jego przypadku zdalne wizyty stanowią około 90 proc. wszystkich porad.
- Czasami zapraszamy na bezpośrednią wizytę, ale to jest weryfikowane na poziomie rejestracji. Decydujący jest stan, w jakim znajduje się pacjent. Jeśli na przykład u pacjenta w rodzinie potwierdzono COVID-19, to w przypadkach stabilnych porada będzie zdalna – wyjaśnił.
Pytany o najczęściej zgłaszane przez jego pacjentów objawy, przyznał, że są nimi utrata węchu lub smaku. Stwierdził też, że od razu pacjenci wiążą ją z COVID-19, choć mogą to być również – na co zwrócił uwagę – symptomy nowotworów głowy.
- Utrata smaku lub węchu to najbardziej oczywisty sygnał dla pacjentów. Najczęściej temu nie towarzyszy gorączka czy inne objawy COVID-19. Często nawet pacjenci nie wiedzą, czy mieli kontakt z osobą zakażoną. Węch czy smak wracają, według relacji moich pacjentów, po pięciu, siedmiu dniach, a najdłużej po miesiącu – powiedział.
Dr Doczekalski zaznaczył też, że jeszcze do niedawna dość licznie zgłaszały się do niego osoby pracujące w szkołach.
Dopytywany też o to, czy często zdarza mu się przedłużyć izolację pacjentowi, odpowiedział, że robi to raczej rzadko, średnio u 10 proc.
- Należy przy tym pamiętać, że trzy ostatnie dni w izolacji muszą być bezobjawowe. Na przykład, jeżeli ktoś kończy izolację w niedzielę, to w piątek, sobotę oraz niedzielę nie może już mieć żadnych objawów, oczywiście nie licząc utraty węchu i smaku, bo to może ustąpić później – przypomniał.