Profesor, której głównym tematem zainteresowań naukowych są medyczne aspekty stresu, przez 20 lat szefowała Katedrze i Zakładowi Medycyny i Epidemiologii Środowiskowej w Śląskim Uniwersytecie Medycznym w Katowicach. Jest autorką książek o radzeniu sobie ze stresem, m.in. wydawniczego hitu "Więcej nadziei. O raku, stresie i nowych szansach".
- Z medycznego punktu widzenia – tłumaczy prof. Jadwiga Jośko-Ochojska – stres jest stanem, który wywołuje przekroczenie wszystkich norm: fizjologicznych, biochemicznych, a nawet anatomicznych.
- Możemy śmiało powiedzieć, że skoro są przekroczone normy, to mamy do czynienia ze stanem patologicznym, który wymaga leczenia – wyjaśnia.
Przewlekły stres powoduje wiele uszkodzeń w całym organizmie, wyzwalając różne choroby somatyczne, zaburzenia i choroby psychiczne i zaburzenia osobowości. Jednak najwięcej zmian lekarze obserwują w mózgu i w układzie immunologicznym.
Gdy stajemy się ofiarami przewlekłego stresu, dochodzi do zmiany aktywności, a nawet utraty neuronów. Zmiany mogą być na tyle poważne, że na zdjęciach neuroobrazowych lub na przekrojach sekcyjnych mózgu widoczne są czasem duże obszary utraty neuronów w postaci rzucających się w oczy ubytków.
- Ubytki występują głównie w korze przedczołowej, która odpowiada za wiele wyższych czynności nerwowych takich, jak myślenie, kreatywność, zapamiętywanie, planowanie przyszłości itd. Trudno wówczas radzić sobie nawet z najprostszymi sytuacjami w życiu – mówi prof. Jadwiga Jośko-Ochojska.
Jeśli kora przedczołowa – dodaje – jest uszkodzona w znacznym stopniu, przestajemy rozpoznawać dobro i zło – nie mamy wyrzutów sumienia i popełniamy różne haniebne czyny. Zmienia się osobowość w kierunku osobowości dyssocjalnej, czyli antyspołecznej, a nawet psychopatycznej. Inną strukturą niszczoną w mózgu w przewlekłym stresie jest hipokamp. Dochodzi tam do znacznej utraty neuronów, z czym wiążą się zaburzenia emocji i snu. Im większy stres, tym krótszy i bardziej zaburzony sen.
- Przewlekły stres zaburza jeszcze wiele innych struktur w mózgu, np. jądra migdałowate, które odpowiadają jednocześnie za lęk i za agresję. W odróżnieniu od kory przedczołowej i hipokampu nie ulegają one zniszczeniu, ale przeciwnie – rozrastają się. W efekcie wzrasta w nas poziom lęku i agresji, co sprawia, że życie czasem staje się nie do zniesienia – wyjaśniła profesor.
Podkreśliła, że jeżeli nie będziemy radzić sobie ze stresem – nasz lęk będzie narastał z dnia na dzień. Przekłada się to również na zachowania społeczne.
- Im więcej jest stresu w społeczeństwie, tym większy jest poziom lęku i tym większa jest agresja. Stres niszczy także neurony lustrzane w mózgu i inne neurony należące do tzw. obwodu empatii, które są odpowiedzialne za empatię, czyli zdolność współodczuwania tego, co czuje drugi człowiek – powiedziała prof. Jośko-Ochojska.
Jedną z metod rozwijania empatii, stosowaną przez lekarzy jako terapia wspomagająca leczenie klasyczne, jest muzeoterapia. Profesor przytoczyła wyniki ubiegłorocznych badań, z których wynika, że np. w Kanadzie, Francji, Wielkiej Brytanii, Australii czy w Belgii zastosowano muzeoterapię do leczenia bardzo wielu przewlekłych, ciężkich chorób – łącznie z rakiem, chorobami układu sercowo-naczyniowego czy z chorobą Alzheimera.
- Efekty muzeoterapii okazały się tak korzystne, że rządy tych krajów postanowiły sfinansować tę terapię, wprowadzając muzea na receptę. Lekarz na recepcie wypisuje wizytę w muzeum. Pacjent nie płaci za bilet, a dodatkowo czeka tam na niego arteterapeuta prowadzący terapię poprzez sztukę. Zmniejsza się wówczas ból, lęk, cierpienie, bezsenność, objawy depresyjne, a u chorych z chorobą Alzheimera i Parkinsona poprawiają się funkcje poznawcze i pamięć – relacjonowała ekspertka.
Prof. Jadwiga Jośko-Ochojska wskazuje, że aby zmniejszyć poziom stresu, trzeba zmieniać swoje przekonania z negatywnych na pozytywne. Przykładem mogą być doświadczenia związane z chorobą nowotworową.
- Jeśli dowiadujemy się, że mamy raka, to natychmiast jesteśmy w stanie stresu niekontrolowanego. Wtedy powtarzamy jak mantry: nie dam rady, umrę, to jest straszne. Wówczas organizm wydziela ogromne ilości hormonów stresu: adrenaliny i kortyzolu. Kortyzol zaczyna niszczyć układ immunologiczny, który w walce z chorobą nowotworową odgrywa jedną z kluczowych ról. Nasze myśli depresyjne potęgują katastroficzne myślenie i utrudniają podjęcie decyzji w najprostszych sprawach – tłumaczy profesor.
By do tego nie doszło, trzeba ze stresu niekontrolowanego przejść w stan stresu kontrolowanego. - Zmieniamy wówczas przekonania i mówimy: dam radę, chcę dożyć jutra, zrobię wszystko, żeby sobie pomóc. Będę przyjmować leki i zgodzę się na każdą terapię zaproponowaną mi przez lekarza, ale do tego jeszcze dołożę wiele różnych sposobów radzenia sobie ze stresem, które spowodują, że stężenia kortyzolu i adrenaliny będą malały i w ten sposób zwiększę szanse na powrót do zdrowia. W stresie kontrolowanym, kiedy powtarzam: dam radę, stężenie kortyzolu zmniejsza się nawet dziesięciokrotnie – dodała.
Oprócz klasycznego leczenia, wśród wielu różnych metod radzenia sobie ze stresem są terapie wspomagające, jak: muzeoterapia, koloroterapia, aromaterapia, arteterapia, lasoterapia, medytacja, modlitwa, joga, wizualizacja, śmiechoterapia i wiele innych.
- Od pacjenta zależy, jaką metodę wybierze dla siebie. Na przykład 20 minut słuchania muzyki relaksacyjnej – może to być muzyka Mozarta – zmniejsza stężenie kortyzolu, zwiększa wydzielanie dopaminy w mózgu i liczbę komórek NK w układzie immunologicznym, zmniejsza ból i lęk. 40-minutowy spacer po lesie zmniejsza stężenie kortyzolu, wdychanie zaś limonenu wydzielanego przez sosny działa przeciwrakowo, zwiększając liczbę komórek NK i limfocytów T. Kolor zielony wycisza, relaksuje, wzmacnia układ odpornościowy i układ krążenia – wylicza ekspertka.
Prof. dr. hab. Jadwiga Jośko-Ochojska jest lekarzem chorób wewnętrznych, neurofizjologiem, specjalistą zdrowia publicznego.