Chociaż – zdaniem psychiatry – jest coraz więcej symptomów wzrostu liczby zaburzeń równowagi psychicznej m.in. w związku z pandemią i rosyjską agresją na Ukrainę, to paradoksalnie, jako społeczeństwo stajemy się coraz bardziej obojętni na sytuacje kryzysowe. - Każdy stres, który na nas oddziałuje powoduje, że się w jakimś zakresie uodporniamy – przekonywał Koprowicz.

Reklama

- Tak jest przede wszystkim w przypadku pandemii. Szczególnie, że ani media już tak nie epatują informacjami o COVID-19 ani rząd nie informuje też na ten temat zbyt często. Świadczyć o tym może sam fakt wycofania się z publicznego podawania do wiadomości liczby zakażeń – zaznaczył. - To wszystko powoduje, że traktujemy nasze funkcjonowanie coraz bardziej normalnie. Tylko kontakt z placówkami ochrony zdrowia i nakaz noszenia tam maseczek przypomina nam, że ciągle mamy do czynienia z pandemią – wskazał.

Oddzielne zagadnienie – jak mówił psychiatra – dotyczy lęków związanych z rosyjską napaścią na Ukrainę. - Pierwszy szok, czyli element nowego stresu, też staje się takim "tłem". Obojętniejemy niestety na tragedię ludzi – podkreślił. W opinii Koprowicza mniejszy poziom stresu związany z brutalną agresją Rosji na Ukrainie wiąże się też z mniejszą liczbą symptomów wojny, które docierają do Polski. - Nie ma tak dużej fali uchodźców, która przypominałaby każdego dnia o tych okropnościach dziejących się za naszą południowo-wschodnią granicą. Mało jest osób, które wnikliwie to obserwują – ocenił.

- Gdybyśmy często doszukiwali się informacji, jak często na Ukrainie Rosjanie dokonują rzezi na cywilach, to myślę, że ta trauma byłaby albo znacznie większa albo można byłoby mówić o nowej traumie – zwrócił uwagę Koprowicz i dodał, że większość Polaków zdaje się żyć „tu i teraz” z problemami ekonomicznymi dnia powszedniego i to powoduje skupianie się na mniej obciążających psychikę tematach.

Reklama

Psychiatra zaznaczył, że obojętniejemy społecznie na sytuacje kryzysowe w związku z pandemią i rosyjską agresją na Ukrainę – jak zaznaczał – wyraźnie rośnie jednak liczba lęków wielu osób. - Mamy wzrost tego, co obserwowaliśmy na początku pandemii i na początku wojny, czyli zaburzeń lękowych – powiedział psychiatra, ale zastrzegł, że to opinia na podstawie jego praktyki lekarskiej a nie teza poparta statystykami medycznymi. - To stanowi pokłosie tzw. stresu składanego, czyli nałożenia się wielu czynników stresogennych wywołujących w nas czasem nawet nieuświadomione lęki – wyjaśnił.

Inne jest też teraz – jak tłumaczył Koprowicz – zachowanie wielu pacjentów wobec zachowań na początku pandemii i na początku rosyjskiej agresji na Ukrainę. - Ci pacjenci, którzy teraz przychodzą nie mówią, że boją się tego, że rakiety rosyjskie zaczną spadać na Polskę, czy o ryzyku umierania na COVID-19. Teraz pacjenci przychodzą z objawami zaburzeń lękowych, których nawet nie potrafią nazwać. Dopiero w gabinecie rozstrzygamy, co ich dręczy. To pewnie taka skumulowana trauma z ostatniego czasu, trauma, która już przekracza zdolności adaptacyjna naszego organizmu – podsumował psychiatra.