Płaszcz hydrolipidowy ma bardzo silne działanie ochronne. Zabezpiecza naskórek przed wnikaniem drobnoustrojów i patogenów do wnętrza organizmu. Jest niezbędny do tego, aby skóra pracowała prawidłowo, i aby mogły bytować na niej tzw. dobre bakterie. Dzięki zapewnianej przez płaszcz hydrolipidowy prawidłowej mikrobiocie skóry, organizm z reguły wolny jest od problemów, takich jak: trądzik, wysuszenie czy dermatozy. Mówiąc obrazowo, jest więc dla skóry swego rodzaju parasolem – kiedy zaczyna być dziurawy, ułatwia przenikanie do niej różnych zarazków i zanieczyszczeń. Żadna typowa terapia celowana: anty-agingowa czy przeciwtrądzikowa, nie jest wówczas w stanie wywrzeć na nią upragnionego korzystnego wpływu.
Nie tylko na twarzy
Mimo że w większości serwisów internetowych przeczytać można o płaszczu hydrolipidowym wyłącznie w kontekście tego, jak ważny jest on dla twarzy, to warto pamiętać, że pokryte jest nim całe ciało człowieka. A przynajmniej tak być powinno. Jeśli w płaszczu zaczynają pojawiać się ubytki, w efekcie może dochodzić do atopowego zapalenia skóry czy egzemy, a więc schorzeń bezpośrednio związanych z autoimmunologią.
Zaburzenia płaszcza hydrolipidowego na ciele – zwłaszcza zimą – najczęściej obserwuje się na dłoniach. – Pojawia się wtedy suchość wynikająca z nagłych zmian temperatur czy kontaktu z rękawiczkami. Ponadto ostatnie lata nauczyły ludzi korzystania z silnych, często dezynfekujących środków na bazie alkoholu. W efekcie nagromadzenia tych czynników – skóra cierpi – tłumaczy Dagmara Nowak-Barańska. Jak dodaje kosmetolog, inną okolicą, która szczególnie zimą narażona jest na przesuszenia, są kostki u nóg. Odpowiedzialność za ten stan ponosi panująca od kilku lat moda na noszenie krótszych spodni odsłaniających właśnie tę część ciała.
Co najbardziej zaburza płaszcz lipidowy?
Jak się jednak okazuje, nie skoki temperatur, przesuszenie czy stosowanie środków dezynfekujących jest najgorsze dla kondycji płaszcza hydrolipidowego. Najbardziej destrukcyjny okazuje się wpływ… samego mycia! – Niestety większość ludzi używa w tym celu zbyt inwazyjnych środków, nie tonizując przy tym skóry ani nie przywracając jej fizjologicznegopH. Ma to zły wpływ na zaburzanie budowy płaszcza hydrolipidowego. Tymczasem gdy dana osoba decyduje się na korzystanie z zabiegów rewitalizujących – o zabiegach inwazyjnych nie wspominając – skóra powinna być przygotowywana w najbardziej podstawowy sposób, właśnie podczas codziennej pielęgnacji. Bez wcześniejszego zadbania o nią w ten sposób, zabiegi te nie mają szans zadziałać efektywnie – mówi Dagmara Nowak-Barańska.
Podczas wykonywania codziennej pielęgnacji najważniejsze jest wykorzystywanie produktów zawierających lipidy. Uzupełniają one braki tych związków chemicznych w naszym organizmie, które powstają codziennie z powodu częstego mycia czy zmian temperaturowych. Dlatego ważne jest, by oprócz środka myjącego, np. w postaci żelu, uzupełniać pielęgnację o produkty mocno odbudowujące i regenerujące.
Jeżeli stosujemy popularną w okresie jesienno-zimowym terapię retinoidową, trzeba uzupełniać ją o produkty odbudowujące płaszcz hydrolipidowy. W przeciwnym wypadku na skórze mogą powstawać zaburzenia, z powodu których skuteczność wszelkich terapii gabinetowych będzie praktycznie zerowa.
Szare mydło?
W sieci często możemy znaleźć informacje, że na różnego typu problemy skórne najlepsze jest szare mydło. Czy tak jest w rzeczywistości? Niestety, okazuje się, że niekoniecznie. Popularny kosmetyk wypłukuje warstwę hydrolipidową najbardziej ze wszystkich! To dlatego, że ogólnie mydła są zasadowe, co wynika z samej ich budowy chemicznej. Stosując je, ściąga się barierę ochronną skóry, co doprowadza do tego, że poziom pH, który powinien utrzymywać się w granicach od 5 do 5,5, jest zaburzany.
Kiedy używamy produktu zasadowego w postaci szarego mydła, zawyżamy ten poziom. – Tracimy wówczas poczucie komfortu skóry. Powinno się wtedy użyć produktu kwasowego, przywracającego jej fizjologiczny poziom pH, przy którym ponownie będzie ona mogła poczuć się komfortowo. Każde zaburzenie pH, a więc obniżenie lub podwyższenie go poza granice normy, prowadzi do zaburzenia płaszcza hydrolipidowego – konkluduje krakowska kosmetolog.
Osoby ze skórą nadwrażliwą czy atopową, które uważają, że szare mydło jest dla nich najlepszym rozwiązaniem, są tak naprawdę w błędzie. Mając tego typu skórę, powinno się używać wyłącznie bardzo delikatnych, bogatych w lipidy produktów. Rekomendowane jest stosowanie oleju do mycia lub delikatnych żeli. Tym sposobem już podczas kąpieli uzupełnia się międzykomórkowy „cement”, a więc lipidy, które są swego rodzaju łącznikiem scalającym „parasol” naszego organizmu.
– Jako kosmetolog nigdy nikomu nie rekomendowałam stosowania szarego mydła – zapewnia Dagmara Nowak-Barańska. Jednocześnie specjalistka podaje przykład dobrze obrazujący, jak destrukcyjne jest w rzeczywistości działanie tego kosmetyku. – Często rekomendowany jest on osobom z zaburzeniami skóry głowy – w celu wypłukania łuszczącej się tkanki. Jeśli zatem szare mydło jest w stanie wypłukiwać łuskę łuszczycową czy łupieżową, to można sobie wyobrazić, jak silne jest jego oddziaływanie na cienką skórę twarzy. Jego stosowanie raz na jakiś czas, tj. raz czy dwa razy w tygodniu, może być akceptowalne, ale tylko dla osób, które chcą przysuszyć zmiany trądzikowe. Zdecydowanie nie jest to natomiast odpowiedni wybór do codziennego stosowania – tłumaczy kosmetolog.
Konsekwencje
Skóra powinna być jak mur podtrzymujący i chroniący dom. Mur zbudowany z cegieł, pomiędzy którymi jest cement. Bariera hydrolipidowa jest właśnie odpowiednikiem takiego cementu, tyle że w tym przypadku – międzykomórkowego, spajającego ze sobą najmniejsze cząstki organizmu. – Jeżeli robią się w nim dziury, wówczas wszystko co złe w naszym otoczeniu, zaczyna wnikać do wnętrza organizmu. Zaburza się przez to mikrobiota skóry, przez co zaczynają powstawać na niej zmiany trądzikowe. Ilość wody w naskórku przestaje utrzymywać się na odpowiednim poziomie i szybciej pojawiają się oznaki starzenia – wymienia Dagmara Nowak-Barańska.
Można również spodziewać się wystąpienia tzw. procesu inflammaging, czyli chronicznego stanu zapalnego.– Skóra jest wówczas mocno przekrwiona, a naczynia krwionośne stają się rozszerzone. Efekt ten można zauważyć, kiedy ktoś wchodzi z zimna do ciepłego pomieszczenia, a na jego twarzy robi się swego rodzaju czerwony „marmurek”. To właśnie efekt inflammaging, w trakcie którego skóra jest nadreaktywna. To również spowodowane jest zaburzeniem płaszcza hydrolipidowego – konkluduje specjalistka Beauty Lounge.
Odbudowa
Rozpoczynając proces odbudowy płaszcza lipidowego, trzeba wyjść od podstaw, a więc od zmiany tego, co w największym stopniu działa na niego destrukcyjnie. W pierwszej kolejności warto zastanowić się, w jaki sposób myjemy skórę. Jeśli stosujemy agresywne środki do mycia ciała, od samego początku pogłębiamy zaburzenia warstwy hydrolipidowej. – Podczas kontaktów z pacjentkami zawsze zaczynam od wprowadzenia odpowiedniej pielęgnacji w zakresie demakijażu. Powinna ona opierać się na zmyciu makijażu, tonizacji i dobraniu właściwego produktu pielęgnacyjnego. Mycie zawsze należy łączyć z tonizacją, a więc przywróceniem odpowiedniego pH skórze – mówi Dagmara Nowak-Barańska.
Jeśli chodzi o odbudowującą pielęgnację celowaną, to w okresie jesienno-zimowym warto wybierać konsystencje bogate w lipidy, ceramidy czy składnik obecny w niewielu produktach – zamknięty w warstwie olejowej ksantohumol (wyciąg z szyszek chmielu) – o najsilniejszym działaniu antyoksydacyjnym, mocno odbudowujący przesuszoną skórę. Ważne jednak jest umiejętne wyważenie tak dobranej pielęgnacji, aby „nie zapchać” skóry. Odbudowa płaszcza hydrolipidowego trwa najczęściej kilka tygodni, w trakcie których pacjent ma okazję nauczyć się dobrych nawyków. Ponadto pielęgnacja zimowa najczęściej powinna być inna rano i wieczorem. Ta poranna musi kończyć się zastosowaniem kremu z SPF.
Odbudowę płaszcza hydrolipidowego można wspomagać również zabiegami, jednak wyłącznie z zakresu tzw. kosmetyki białej, a więc nieinwazyjnymi, typowo pielęgnacyjnymi. – Zabiegiem, który efektywnie uzupełni prowadzoną odbudowę, jest na przykładinfuzja tlenowa. To prosta i przyjemna terapia, zapewniająca szybki rezultat. Polega na wprowadzaniu do wnętrza skóry – za pomocą specjalnego urządzenia – hiperbarycznego tlenu ze składnikami aktywnymi. W przypadku odbudowy płaszcza hydrolipidowego składnikami aktywnymi są: kwas hialuronowy i ceramidy – tłumaczy kosmetolog i dodaje, że drugą polecaną terapią jest mocno odbudowująca z ksantohumolem. A jeśli ktoś odbudował już swój naskórek i warstwę płaszcza hydrolipidowego, jak najbardziej może pokusić się o zabiegi bardziej inwazyjne, z silnymi składnikami aktywnymi np. w postaci retinolu. Dobrze jest łączyć to z produktami o konsystencji ceramidowej.
Najważniejsze jednak to pamiętać, że zanim ktoś zdecyduje się na gruntowny „remont” swojej skóry w okresie jesienno-zimowym, powinien najpierw zadbać o to, aby była ona do tego odpowiednio przygotowana. Tylko wtedy najbardziej efektywne zabiegi kosmetologiczne czy medycyny estetycznej będą mogły działać naprawdę skutecznie.