Nazwa bonding wzięła się z języka angielskiego: bond i bonding, co oznacza przyczepność czy wiązanie. Zwykłemu pacjentowi niewiele to mówi o samym zabiegu, bo co „wiązanie” ma właściwie wspólnego ze szkliwem, zębami czy ładnym uśmiechem? Okazuje się, że bardzo wiele. Bonding swoje początki miał już kilkadziesiąt lat temu – kiedy naukowcy i dentyści szukali takiego materiału, który imitowałby szkliwo barwą, przeziernością, strukturą, ale też wytrzymałością. Kiedy już takowy znaleziono, to problem sprawiało jego umocowanie do szkliwa.

Reklama

Obecnie tzw. bonding wykonujemy z wykorzystaniem żywic kompozytowych, które z kolei dobrze trzymają się szkliwa dzięki zjawisku adhezji. Jest to metoda nieinwazyjna, a jedynie zewnętrzna warstwa szkliwa jest przygotowywana tak, aby zagwarantować jeszcze lepszą przyczepność przez wytrawienie, co daje nam porowatą strukturę – wyjaśnia lek. dent. Ewa Słupińska z Dentim Clinic Medicover w Katowicach.

Sam „bond” to płynny system wiążący służący do mocowania właściwego kompozytu - materiału, dzięki któremu zęby zyskują nowy, bardziej estetyczny kształt, ale też odzyskują dawny wygląd sprzed urazu. Bonding jest metodą estetycznej odbudowy zębów, która sprawdza się przy ukruszeniach szkliwa, ułamaniu zęba, miejscowych uszkodzeniach, jak np. ubytki klinowe przy szyjkach; można też za jego pomocą zamknąć diastemę lub wydłużyć zbyt krótką koronę zęba.

Reklama

Bonding na ukruszony ząb

Reklama

Ukruszony ząb to zjawisko bardzo częste, wystarczy chwila nieuwagi na rowerze czy podczas gry w piłkę. Nie każdy jednak uraz zęba da się „załatać” bondingiem. Ważne jest miejsce i rozległość uszkodzenia zęba.

Bonding z założenia ma zastąpić szkliwo zęba, więc stosujemy go w takich przypadkach, gdy ulegnie uszkodzeniu korona zęba do głębokości szkliwa. Trzeba pamiętać, że pod nim jest zębina, a głębiej miazga. I w tych przypadkach postępowanie jest inne niż przy ukruszeniu samego szkliwa – wyjaśnia dentystka i dodaje: – Jeśli uraz jest rozległy, uszkodzeniu uległa znaczna część szkliwa, a zębina jest odsłonięta na dużej powierzchni, czasem zabieg pokrycia kompozytem może być niewystarczający, a ząb należy pokryć koroną protetyczną. Jeśli doszło do uszkodzeń miazgi, trzeba brać pod uwagę nawet leczenie kanałowe.

Zakryje diastemę i przywróci uśmiech

Bonding może zostać wykorzystany do poprawy walorów wizualnych nie tylko zębów ukruszonych, ale i całkiem zdrowych. Taka sytuacja ma miejsce np. w przypadku przerwy między jedynkami, popularnie zwanej diastemą, ale także jeśli jeden ząb jest anatomicznie krótszy niż pozostałe, a nie jest potrzebne leczenie ortodontyczne.

Ten zabieg ma bardzo wiele zastosowań dzięki temu, że kompozyt może być bardzo dobrze dopasowany kolorem do zębów własnych pacjenta i dowolnie formowany, przez co jest niemal nie do odróżnienia. Stosuje się go na zęby przednie, nazywane „strefą estetyczną”, czyli te, które widać. Są jednak pewne przeciwwskazania: zęby muszą być bez próchnicy. Konieczne jest też wyleczenie stanów zapalnych dziąseł i zaburzeń zgryzu lub dysfunkcji stawów skroniowo-żuchwowych, co powodowałoby zbyt duży nacisk na uzupełnienie i w konsekwencji jego szybkie ścieranie lub pękanie – radzi ekspert Dentim Clinic Medicover.

Głównym celem bondingu jest odzyskanie estetyki i harmonii uśmiechu. Zwykle małe ukruszenia mogą powodować w konsekwencji spore niedogodności, jak dyskomfort podczas jedzenia, mowy czy obniżenie samooceny.

Zabieg jest kilkuetapowy, ale całość może zostać wykonana podczas jednej wizyty. Jest on również nieinwazyjny lub małoinwazyjny, co oznacza, że będzie przebiegał bezboleśnie i nie będzie potrzebne żadne znieczulenie.

Czynności początkowe to oczyszczenie zęba i przygotowanie go do bondingu, najczęściej również piaskowanie. Następnie szkliwo jest lekko wytrawiane kwasem fosforowym, a później nakłada się system wiążący (bond) i właściwy kompozyt. Uzupełnienie musi być uformowane przez dentystę, więc liczą się jego umiejętności manualne. Na końcu uzupełnienie jest utwardzane lampą UV – wyjaśnia lek. dent. Ewa Słupińska

Sam bonding, choć dostępny i przynoszący szybkie efekty, nie jest idealny: jego trwałość szacuje się na maksymalnie 5 lat, może również się kruszyć, odbarwiać i chłonąć barwniki. Należy o niego dbać tak samo, jak o zęby własne, czyli zapewniać codzienne mycie zębów pastą z fluorem miękką szczoteczką i nitkowanie.

Bonding w wersji zaawansowanej, czyli Injection Flow

Bywają takie sytuacje, w których chcemy szybko poprawić swój uśmiech: czy to z okazji zbliżającego się ślubu, spotkania biznesowego lub innego ważnego wydarzenia w naszym życiu, jednak ani nie mamy zbyt wiele czasu, ani też nie dysponujemy sporym budżetem. I na to dentyści znaleźli sposób – Injection Flow.

– Injection Flow jest bardziej zaawansowaną odmianą bondingu, obejmuje ona większość zębów i możemy sobie pozwolić na bardziej zauważalną metamorfozę. Zaczynamy od pobrania wycisków (lub skanów skanerem wewnątrzustnym), które służą technikowi do opracowania silikonowych nakładek na zęby. Następnie, po uprzednim przygotowaniu szkliwa, nakładki umieszczamy na łukach zębowych i są one wypełniane płynnym kompozytem. Potem dentysta za pomocą narzędzi nadaje ostatnie szlify. Całość jest również utwardzana lampą UV – opisuje dentystka.

Jest to rozwiązanie efektem zbliżone do licówek ceramicznych, ale nie tak trwałe. Również i w tym przypadku trzeba liczyć się z wizytą w gabinecie na odbudowę po około 5 latach.

Nie zapominajmy, że bonding nie jest metodą leczenia zębów, a jedynie sposobem na poprawienie ich estetyki, nie przykryjemy więc nim próchnicy, dziąsła również muszą być zdrowe. Nie zwolni nas też z wizyt kontrolnych, które trzeba uwzględnić w kalendarzu co pół roku.