Zdaniem specjalisty, z tego powodu mamy dużo przypadków niewydolności serca, ponieważ chorego udaje się uratować, ale jego mięsień sercowy jest mocno uszkodzony. W Polsce jest już 1,2 mln pacjentów z tym schorzeniem. Aż dwie trzecie z nich to osoby z chorobą niedokrwienną serca i po zawale. Większość z nich zbyt późno trafiła do szpitala.

Reklama

- W Polsce rocznie z powodu zawału serca hospitalizowanych jest nawet 87 tys. osób. Schorzenia sercowo-naczyniowe stanowią ponad 40 proc. wszystkich przyczyn zgonów Polaków, w tym pierwsze niechlubne miejsca zajmują choroba niedokrwienna z zawałem serca i niewydolność serca – podkreśla w informacji przesłanej PAP prof. Mariusz Gąsior, kierownik III Katedry i Oddziału Klinicznego Kardiologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

Jednym z największych osiągnięć polskiej kardiologii jest powszechne wykonywanie zabiegów kardiologii interwencyjnej, czyli tzw. angioplastyki. Polska jest wiodącym krajem w Europie, jeśli chodzi o liczbę tych zabiegów w pierwotnym zawale serca. Niestety, nie przekłada się to na szybkość ich zastosowania. Po wystąpienia pierwszych objawów zawału zabiegi te wciąż wykonywane są u nas zbyt późno.

Specjalista przytacza wyniki międzynarodowych badań, z których wynika, że w Polsce czas od wystąpienia objawów zawału serca do zastosowania procedury PCI (percutaneous coronary intervention - przezskórna angioplastyka wieńcowa) to średnio 260 minut. Tymczasem w Szwecji mediana w tym obszarze wynosi już tylko około 170 minut, a w Holandii zaledwie 150 minut.

Opóźnienie wykonania zabiegu angioplastyki, choć ratuje często życie, to jednak pogarsza rokowania pacjenta. - W początkowym okresie zawału serca choremu grozi zatrzymanie krążenia i nagły zgon sercowy. Im dłuższy czas od początku bólu zawałowego do zastosowania procedur angioplastyki wieńcowej, tym większe ryzyko martwicy serca i rozwoju niewydolności serca – wyjaśnia prof. Mariusz Gąsior.

Z badań wynika, że od rozpoznania zawału do angioplastyki nie powinno minąć więcej niż 60-90 minut. - Czasy opóźnień traktowane są jako wskaźnik jakości opieki w zawale serca, dlatego skrócenie czasów opóźnień jest celem ratującym życiem. Co czwarty zgon w zawale serca dotyczy fazy przedszpitalnej. To krytyczny moment leczenia – dodaje specjalista. Przypomina, że temu też poświęcona była kampania edukacyjna „Zawał serca – czas to życie!”.

W pierwszym okresie epidemii COVID-19 w wielu szpitalach nastąpił spadek leczonych pacjentów z ostrym zespołem wieńcowym, w tym z zawałem serca, nawet o 20-25 proc. w porównaniu do tego samego okresu w 2019 r. - W ostatnim czasie obserwujemy jednak znaczącą poprawę. Chorzy ponownie pojawiają się na izbach przyjęć i na ostrych dyżurach - wyjaśnia prof. Mariusz Gąsior. Są to chorzy z bólem w klatce piersiowej i podejrzeniem zawału serca, chorzy z dusznością, kołataniem serca czy podwyższonym ciśnieniem tętniczym.

Reklama

Polskie Towarzystwo Kardiologiczne przekonuje, że w razie ataku serca nie wolno zwlekać z wezwaniem pomocy, ponieważ ryzyko ciężkich powikłań nieleczonego zawału jest wielokrotnie większe niż ryzyko zakażenia koronawirusem w szpitalu.

- Informowaliśmy opinię publiczną o tym, jak przygotowane są ośrodki podejmujące terapię pacjentów z zawałem serca. Opowiadaliśmy, jak krok po kroku wyglądają procedury i weryfikacja pacjentów pod kątem infekcji COVID-19. Chodziło o to, by pacjenci nie obawiali się, że będą leczeni z innymi chorymi, którzy być może będą zakażeni koronawirusem – podkreśla prof. Mariusz Gąsior. Przekonuje, że pacjenci są bezpieczni w szpitalach kardiologicznych i nie muszą obawiać się, dzwoniąc po pogotowie.

- Mamy w Polsce fantastycznie wyszkolonych kardiologów, pielęgniarki i techników - zarówno w pracowniach interwencyjnych, jak i na oddziałach kardiologicznych, odpowiednie zaplecze logistyczne i infrastrukturalne, bardzo dobry program KOS-zawał dotyczący fazy poszpitalnej - stwierdza specjalista.

Przyznaje, że dopracowania wymaga okres przedszpitalny w leczeniu zawału serca, żeby zmniejszyć opóźnienie w zastosowaniu procedur angioplastyki wieńcowej, które należą do najdłuższych w Europie. - Leczymy najnowocześniej, ale za późno. To jeden z obszarów wymagający intensywnych działań świadomościowych - dodaje.