- Właśnie przekroczyłam cztery miesiące z COVID-19. Jestem młoda i nie jestem zdrowa – tak zaczynający się wpis mieszkanka Nowego Jorku zamieściła w mediach społecznościowych 26 lipca. - Wciąż niemal każdego dnia mam gorączkę, utratę funkcji poznawczych, dreszcze, problemy z przewodem pokarmowym, silne bóle głowy, tętno powyżej 150 [uderzeń na minutę – przyp. red.], wirusowe zapalenie stawów – wymieniała Hannah Davis.
Kolejne objawy przewlekłej choroby COVID-19, z jakimi się zmaga, to „kołatanie serca, bóle mięśni, uczucie, że ciało zapomniało o oddychaniu”, a także „wrażliwość na hałas i światło”.
- W ciągu ostatnich 124 dni straciłam czucie w ramionach, miałam silny ból pleców (nerek), czułam nieistniejące zapachy (jakby ktoś grillował przy mnie stare mięso), szum w uszach, miałam też trudności ze zrozumieniem czytanego tekstu – pisała o swojej rekonwalescencji 32-letnia kobieta, na co dzień kompozytorka.
Choć osoby w przedziale wiekowym, w jakim się znajduje, należą do grupy o najmniejszym ryzyku ciężkiego przejścia zakażenia koronawirusem, Hannah Davis nie może wyjść z COVID-19 od ponad 120 dni. - Izolowałam się przez 11 dni od wystąpienia pierwszych objawów, prawdopodobnie zakaziłam się, kiedy poszłam do sklepu spożywczego. Nie ma chyba nic, co byłoby warte utraty w ten sposób czterech miesięcy życia – napisała na Twitterze.
Mimo że choruje od dawna, nie potrafi określić ani kiedy COVID-19 ustąpi, ani czy w ogóle ustępuje. Swój przypadek i podobne przewlekłe zakażenia określa jako #LongCovid. - Objawy nasilają się i zanikają. Myślisz, że czujesz się lepiej tylko po to, by dostać kolejne uderzenie. Ciągle pojawiają się nowe objawy – relacjonuje.
- To nie jest grypa, w której możesz poleżeć sobie z Netflixem i herbatą przez kilka tygodni. To jest aktywna, okropna choroba o skutkach neurologicznych dla większości [zakażonych – red.] – zaznacza Hannah Davis.