Przygotowania do akcji "Zdrowa praca" idą pełną parą – żeby ograniczyć pracę od października do 48 godzin tygodniowo, już teraz trzeba złożyć wypowiedzenia. Dlatego liderzy środowiska rezydentów jeżdżą po Polsce na spotkania z lekarzami. Na stronie AkcjaZdrowaPraca.pl przedstawiane są argumenty za zmniejszeniem liczby godzin pracy. Lekarski samorząd zapowiada, że będzie interweniować, gdyby lekarze wypowiadający klauzę opt-out spotykali się z szykanami ze strony przełożonych.

W jedności siła?

Rezydenci tym razem nie będą upominać się o pieniądze dla siebie. Chodzi im o system ochrony zdrowia i warunki pracy, które – nie tylko dla lekarzy – są coraz gorsze.
– Problemy się nawarstwiają. W ostatnich latach kolejki wydłużyły się dwukrotnie, nie ma zmian na lepsze, a porozumienie zawarte z ministrem zdrowia nie jest realizowane – wylicza Bartosz Fiałek z zarządu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, który – wraz z przewodniczącym Porozumienia Rezydentów Janem Czarneckim – prowadzi spotkania z lekarzami. – Jeśli teraz nie wymusimy reform, za pięć lat nie będzie już czego reformować – przekonuje.
Reklama
– To taki nasz krzyk bezradności wobec tego, co dzieje się w ochronie zdrowia – dodaje Łukasz Jankowski, jeden z liderów poprzedniego protestu rezydentów, obecnie szef stołecznej izby lekarskiej. I jednocześnie deklaruje pomoc prawną ze strony samorządu dla lekarzy, którzy mieliby problemy z powodu ograniczenia dyżurów.
Na razie trudno oszacować, jaki będzie odzew ze strony środowiska. Bartosz Fiałek mówi, że taką formą protestu zainteresowana jest duża grupa lekarzy – w internetowej ankiecie udział w akcji zadeklarowało prawie 70 proc. Jednocześnie jej inicjatorzy coraz częściej pokazują przykłady niewydolności systemu spowodowanej nie tylko brakiem lekarzy, ale także ratowników czy fizjoterapeutów. Rośnie świadomość, że ochrona zdrowia nie będzie prawidłowo funkcjonować bez docenienia wszystkich grup. Bo nawet jeśli lekarze robią operację, za którą NFZ płaci kilka tysięcy złotych, jej efekty zostaną zmarnowane, jeśli nie będzie fizjoterapeuty, który powinien poprowadzić rehabilitację pacjenta. Chorzy będą czekać po kilkanaście godzin na SOR-ach, jeśli nie będzie na nich wystarczającej liczby ratowników i pielęgniarek. Bez ratowników nie wyjadą też karetki.
Na forach rezydentów pojawiają się otwarte zachęty skierowane do innych grup zawodowych – by wykorzystać narastającą frustrację i wspólnie zaprotestować. „Problematyka ochrony zdrowia i poszczególnych zawodów jest wielowątkowa i złożona. Ale jesteśmy w tym razem i razem musimy działać. Rząd umie gasić małe pożary, pojedyncze protesty. Natomiast jak zapłonie cały świat ochrony zdrowia, może już sobie z tym nie poradzić i nie mieć innego wyboru jak głębokie reformy. To jest podstawa sukcesu i powodzenia” – takie głosy płyną ze środowiska.
– Na pewno chcielibyśmy, by inne zawody się przyłączyły do naszej akcji. Wspieramy się nawzajem, ale jest to trudne do skoordynowania, tym bardziej że mamy inne postulaty. Ale nie wykluczamy ogólnego protestu zawodów medycznych – mówi Bartosz Fiałek. Dodaje jednak, że musi to być decyzja związków zawodowych reprezentujących dane grupy.

Zwieranie szyków

Ich liderzy także niczego nie wykluczają. Protest fizjoterapeutów, którzy wiosną podjęli podobną akcję, czyli ograniczali pracę do jednego etatu, nie został zakończony, a jedynie zawieszony. A warunki jego zawieszenia – jak przypomina Tomasz Dybek, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii – nie zostały dotrzymane. Mimo zapewnień ministra zdrowia, że środki z ostatniego podwyższenia kontraktów mają być wykorzystane na podwyżki dla pracowników, którzy nie otrzymali ich na mocy odrębnych porozumień, czyli m.in. fizjoterapeutów i diagnostów, nie wszyscy się ich doczekali. A ci, do których one trafiły, często byli rozczarowani ich wysokością.
– Wysłaliśmy pismo do ministra i czekamy. Czy będzie odwieszenie protestu? Zobaczymy. Wszystkie ewentualności brane są pod uwagę – twierdzi Tomasz Dybek.
Jeszcze więcej powodów do niezadowolenia mają ratownicy. Ich również – jak lekarzy czy fizjoterapeutów – jest za mało, co sprawia, że są przeciążeni pracą. Podobnie jak fizjoterapeuci mało zarabiają, dostają niższe dodatki niż pielęgniarki, nie przysługują im urlopy szkoleniowe, nie mają samorządu i wciąż nie doczekali się ustawy o swoim zawodzie – choć im ją obiecano.
– Czekamy na spotkanie z ministrem, mamy nadzieję, że wywiąże się zawartego w zeszłym roku porozumienia. Ciągle mamy spotkania grup roboczych, mówi się nam, że trwają prace nad realizacją naszych postulatów, ale podejrzewam, że w tej kadencji już wiele się nie zmieni – zaznacza Piotr Dymon, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych. I potwierdza, że warunki pracy ratowników są coraz trudniejsze. – Na pewno każdy chce pracować mniej – jeden etat, dobra pensja. W ochronie zdrowia nie zawsze się to udaje. A ratowników jest po prostu za mało – dodaje.
Czy również oni rozważają „próby nacisku” i przyłączenie się do protestu? – Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. To jest taki okres, że i rezydenci, i fizjoterapeuci zwierają szyki. Czemu mamy być gorsi? – konkluduje przewodniczący OZZRM.