Jak się dowiedzieliśmy, taki zapis znalazł się w dokumencie "Polityka lekowa państwa" (uchwałę w tej sprawie przyjął w zeszłym tygodniu rząd). Z naszych informacji wynika, że Ministerstwo Zdrowia planuje wprowadzenie zmian do ustawy refundacyjnej jeszcze w tym roku. Chodzi o sztywny zapis, że z każdego budżetu NFZ co najmniej 16,5 proc. ma trafiać na leki (dziś na ogół przeznacza się na nie 13–14 proc. wydatków). O jaką kwotę chodzi? W planie finansowym funduszu na przyszły rok są 82 mld zł. W rubryce „refundacja” zaplanowano wydatki rzędu 12,2 mld zł. Gdyby już obowiązywała zasada 16,5 proc. na leki, byłaby to kwota ok. 13,5 mld zł.
O takie zmiany od lat walczyli przedstawiciele pacjentów. Ich zdaniem to właśnie budżet refundacyjny (czyli to, ile NFZ dokłada do leków) jest najczęściej zmniejszany ze względu na inne potrzeby. A terapii, które z braku refundacji nie są dla pacjentów dostępne, wciąż jest mnóstwo. W samej onkologii - co najmniej kilkadziesiąt. Jak mówi Wojciech Wiśniewski z fundacji Alivia, która pomaga pacjentom zbierać pieniądze na nierefundowane leki, w kolejce czekają m.in. preparaty stosowane w leczeniu szpiczaka, terapia trzeciej i czwartej linii w przypadku nowotworów jelita grubego czy uzupełniająca drugą linię przy raku płuca. Szczególnie źle pod względem dostępu do kosztownych specyfików jest w hematologii, np. przy przewlekłej białaczce szpikowej. Potrzeby trudno zliczyć, ale planowana „kotwica” zobowiązująca fundusz do wydania określonej puli pieniędzy na leki zaspokoi przynajmniej część z nich.
NFZ do tej pory tłumaczył, że sam wie, jakie są największe potrzeby, i lepiej, by budżet pozostał elastyczny. Jednak resort przekonuje, że zmiana gwarantuje przewidywalność. Płatnik wie, na co go stać, pacjenci wiedzą, na co mogą liczyć. To także stabilniejsza sytuacja dla producentów i wszystkich graczy na rynku – uważa autor pomysłu wiceminister zdrowia Marcin Czech.
Reklama