Jakie konkretnie. Podpowiedź może stanowić znakowanie zastosowane na opakowaniu. Są dwa: "Należy spożyć do…" i "Najlepiej spożyć przed końcem….".
W pierwszym przypadku producent wskazuje na tzw. termin przydatności do spożycia, określając go przez dzień, miesiąc i rok. Po jego upływie towar nie nadaje się do jedzenia. Traci bowiem wszystkie swoje walory. Do tego istnieje ryzyko, że uległ zepsuciu, czyli ser biały skwaśniał, żółty pokrył się pleśnią, podobnie jak wędlina, choć była szczelnie zapakowana próżniowo.
Poprzez drugie oznakowanie "Najlepiej spożyć przed końcem.." producent określa tzw. datę minimalnej trwałości swojego wyrobu. W praktyce jest to sygnał dla konsumenta, że jeśli będzie prawidłowo przechowywał taki produkt, czyli nie będzie wystawiał go na działanie promieni słonecznych, przechowywał w suchym miejscu, zachowa on wszystkie swoje właściwości przynajmniej do wskazanego terminu. Zatem zjedzenie takiego produktu kilka dni później, czy nawet miesiąc jest możliwe. O jakie produkty chodzi. Jak tłumaczą eksperci o tzw. suchą żywność, czyli kawę, herbatę, napoje, kakao, czekoladę, makarony, kasze, ryż, płatki czy nawet mąkę.
- Trzeba się liczyć, że po jego upływie towar może utracić swoje właściwości. Kawa, czy herbata może być mniej aromatyczna po zaparzeniu, napój mniej gazowany, a czekolada, nie dość, że może być mniej wyrazista w smaku, to jeszcze może nieapetycznie wyglądać, przez to, że poryje się białym nalotem, z powodu wytrącenia się tłuszczu – komentuje Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Zatem określanie produktów spożywczych tą datą, służy poniekąd temu, by konsumenci częściej je kupowali, ale i jedli smaczniej. Spełnia ona jednak jeszcze jedna ważną rolę.
- Do terminu wskazanego na opakowaniu producent ponosi odpowiedzialność za jakość wyrobu, za jego zmiany fizyczne jak wyschnięcie, utrata barwy, czy chemiczne jak utlenienie. Potem ryzyko spada na konsumenta. Zatem wycofanie tej daty z obiegu nie jest możliwe. Wprowadziłoby duży chaos, zwłaszcza, że konsumenci nie rozróżniają oznaczeń, dlatego mogliby przestać zwracać uwagę na termin przydatności dla produktów wrażliwych, czyli jogurtów, mięsa, nabiału – uważa Andrzej Gantner.
Eksperci tłumaczą, że trudno jest wskazać ostateczną datę trwałości żywności suchej. Po upływie terminu, do którego producent rekomendował ją spożyć konsument powinien na własna rękę ocenić, czy chce ją spożyć.
- Prawidłowe przechowywanie tych towarów w domu to jednak warunek konieczny. Mąka choć należy do tzw. produktów suchych łatwo ulega zawilgoceniu, przez co jest dobrą pożywką dla pleśni, które wytwarzają mykotoksyny, szczególnie szkodliwe dla zdrowia małych dzieci. Takie towary, czyli po terminie terminu przydatności, nie mogą być natomiast oferowane w sklepach. Poza tym trzeba pamiętać, że nic nie jest wieczne – dodaje Andrzej Gantner.
Choć przyznaje, ze raz na jakiś czas w UE toczą się dyskusje na temat zniesienia daty minimalnej zdatności do spożycia niektórych produktów żywnościowych. Według nich miałoby to szansę przyczynić się do zmniejszenia skali marnotrawienia żywności. Zatem zawsze taka propozycja pojawia się wyłącznie w stosunku do towarów suchych, czyli takich, które nie psują się mikrobiologicznie. Jeśli do tego kiedyś dojdzie, taka żywność będzie musiała jednak zniknąć ze sklepów, takie są bowiem przepisy prawa. Jak zaznacza Karol Stec z departamentu prawnego Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji ustawa o bezpieczeństwie żywności i żywienia zakazuje jakiegokolwiek obrotu nimi.
Po tym czasie jednak zamiast trafiać do utylizacji mogłyby być przekazywane na cele charytatywne. Oczywiście mowa tyko o takich towarach, których termin właśnie się skończył, a nie upłynął rok, czy dwa lata temu.