Dotychczas pytany o możliwość obniżenia ceny Daraprimu Shkreli odpowiadał krótko: nie. Jego firma Turing Pharmaceuticals kupiła prawo do jego produkcji i natychmiast po sfinalizowaniu transakcji powiadomiła, że podnosi jego cenę do 750 dol. za pigułkę, co przekładało się na wzrost rzędu 5 tys. proc. Przez dwa dni Shkreli znosił ataki ze strony mediów i internautów. Ostatecznie na antenie amerykańskiej telewizji ABC zapowiedział obniżkę. - Mniejsza cena sprawi, że lek będzie bardziej dostępny, ale firma będzie miała znacznie mniejsze zyski - powiedział inwestor.
Jak to możliwe, że ktoś może zażądać tak wysokiej ceny za lek, który wynaleziono w latach 40. ubiegłego wieku, a dopuszczono do użytku w 1953 r.? W końcu patent na Daraprim dawno już wygasł. Dlatego Shkreli posłużył się pewnym wybiegiem - wycofał lek z aptek i wprowadził system zamawiania bezpośrednio w swojej firmie. W ten sposób uzyskał całkowitą kontrolę nad dystrybucją Daraprimu.
W konsekwencji oznacza to, że każda inna firma, która chciałaby wyprodukować generyczną odmianę leku, musiałaby kupić jego odpowiednią ilość po zaporowej cenie u producenta (który sprzedaży mógłby oczywiście odmówić z przyczyn technicznych). Przy testach klinicznych leków generycznych należy bowiem udowodnić ich skuteczność w porównaniu z oryginałem. Jednak potencjalny konkurent najpierw musiałby być w stanie go kupić.
Generyczną wersją Daraprimu nikt dotychczas nie był zainteresowany, bowiem lek nie dawał perspektyw na godziwy zarobek. Po pierwsze, sprzedawany był wcześniej w cenie jednego dolara za pigułkę. Dodatkowo był bardzo rzadko stosowany - w USA, 300-milionowym kraju, wydawano na niego rocznie ok. 12 tys. recept. Shkreli liczył na to, że skoro do tej pory nikomu nie opłacało się wynaleźć generycznej wersji Daraprimu, to tym bardziej nie będzie się to opłacało w warunkach, kiedy oryginał będzie kosztował 750 dol. (a do i tak drogich testów klinicznych trzeba byłoby kupić ich setki).
Shkreli nie jest jednak jedynym, który zwietrzył biznes polegający na wyszukiwaniu rzadko stosowanych leków, wykupywaniu ich i drastycznemu podnoszeniu ceny. Firma Rodelis Therapeutics nabyła niedawno prawo do produkcji rzadko stosowanego leku na gruźlicę i natychmiast podniosła cenę opakowania 30 tabletek z 500 do 10 800 dol.
W innym przypadku firma Catalyst Pharmaceuticals zainteresowała się lekiem na zespół Lamberta-Eatona, bardzo rzadką chorobę powodującą wiotczenie mięśni, występującą z niektórymi typami raka płuc. Lek na tę chorobę wytwarzała niewielka firma farmaceutyczna Jacobus Pharmaceuticals i przekazywała chorym za darmo (ponieważ substancja nie jest skomplikowana i potrzebna w niewielkich ilościach, koszt dla firmy był więc niewielki).
Co jednak ważne, rzeczony lek nigdy nie został dopuszczony do użytku przez amerykańską agencję zajmującą się lekami, czyli Food ad Drug Administration; pacjenci otrzymywali go na mocy specjalnej klauzuli współczucia, stosowanej w przypadku leków o skuteczności potwierdzonej w praktyce medycznej, ale niedopuszczonych do użytku. FDA przyznaje jednak prawo do wyłączności rynkowej dla firm, które tego typu leki chcą wprowadzić na rynek zgodnie z prawem - czyli chcą wydać pieniądze na badania kliniczne. Gdyby tak się stało, przez jakiś czas Jacobus Pharmaceuticals nie mógłby już udostępniać leku za darmo, a nowy właściciel zarobiłby masę pieniędzy.