Stowarzyszenie Chorych na Zesztywniające Zapalenie Stawów Kręgosłupa wezwało ministra zdrowia i firmy farmaceutyczne, by leki reumatyczne zostały przeniesione z programów lekowych do aptek. Pacjenci chcieliby je kupować w aptece za rogiem i przyjmować w domu, a nie być zmuszani do comiesięcznych pobytów w szpitalu. Szczególnie że dla większości oznacza to dojazd do innego miasta, zwolnienia z pracy, a nawet przeprowadzkę. Pobyt w szpitalu wymusza konstrukcja programu lekowego: terapię prowadzi szpital, który otrzymuje za nią refundację.
Problem w tym, że resort zdrowia nie zgadza się na wpuszczenie leków do obrotu aptecznego. Jeden z argumentów to bezpieczeństwo, które gwarantuje opieka szpitalna. Konsultant krajowy w dziedzinie reumatologii prof. Witold Tłustochowicz podkreśla, że w przypadku części leków podawanych podskórnie zagrożenie nie istnieje, więc pacjenci mogliby je kupować na własną rękę na receptę przepisaną przez lekarza reumatologa z rejonu. – Tak jest w większości państw Europy Zachodniej, m.in. we Francji, w Niemczech i w Wielkiej Brytanii – podkreśla.
Adwokat Bartłomiej Kuchta, który współpracuje ze stowarzyszaniem chorych reumatologicznie, tłumaczy, że podawanie tych leków przypomina zastrzyki insuliny, z tym że stosuje się je rzadziej – co tydzień lub nawet raz na miesiąc. Podawanie ich w szpitalu jest obciążające dla pacjentów. Piotr Piotrowski, założyciel Fundacji 1 Czerwca walczącej o prawa pacjentów, a zarazem ojciec chłopca chorego na młodzieńcze idiopatyczne zapalenie stawów, przyznaje, że jego rodzina przeprowadziła się z tego powodu z Zamościa do Łodzi, gdzie jest szpital, w którym musieli się stawiać raz na tydzień. Teraz lek jest podawany raz na miesiąc. Piotrowski podkreśla też, że jeden ze specyfików, który jeszcze dwa lata temu był w programie lekowym, teraz jest dostępny na ryczałt w aptece.

ZOBACZ TEŻ: Na zmianę pogody, przez niedokrwistość? Bóle stawów bez tajemnic>>>

Reklama
Zdaniem Bartłomieja Kuchty utrzymywanie tych leków w ramach programów lekowych, służących do leczenia ciężkich, wymagających hospitalizacji chorób, generuje dodatkowe koszty dla budżetu. Dochodzą koszty pobytu w szpitalu i obsługi administracyjnej programu. Według niego wskazuje to na brak gospodarności resortu. Jednak Ministerstwo Zdrowia podaje kontrargumenty: nawet gdyby wpuszczono leki do aptek, ze względu na niską cenę byłyby narażone na wywóz za granicę. Szczególnie gdyby ich ceny jeszcze spadły. – W konsekwencji dostępność leczenia biologicznego zostałaby ograniczona – przekonuje rzecznik resortu Krzysztof Bąk.
Profesor Witold Tłustochowicz wskazuje, że z analizy opublikowanej w grudniu w europejskim czasopiśmie „Annals of the Rheumatic Diseases” wynika, że ceny leków biologicznych stosowanych w reumatologii są w Polsce aż o 100 proc. wyższe niż w Europie Zachodniej. Podobnie wysokie ceny miały tylko państwa Europy Środkowej, a jeszcze wyższe – Białoruś, Rosja i Ukraina. O jakie kwoty chodzi? Obecnie koszt leczenia jednego pacjenta oscyluje u nas wokół 50 tys. zł rocznie. Płaci za to resort, refundując szpitalowi kurację chorych.
Ministerstwo tłumaczy, że wypuszczając leki do aptek, obciążyłoby chorych finansowo. Kwota refundacji leku musi być uzależniona od kosztu najtańszego produktu, czyli o wiele tańszych od oryginałów leków biopodobnych. Zaś dopłata, wynikająca pośrednio z różnic w cenie leków biologicznych i ich odpowiedników, mogłaby wynosić nawet 2 tys. zł. Z drugiej strony, jeżeli pacjent będzie miał do wyboru lek biopodobny za 3,20 zł, a obok lek za 2 tys. zł, kupi ten tańszy. Dlatego zdaniem Kuchty dziwne jest utrzymywanie tak wysokich cen leków. Tym bardziej że po utracie ochrony patentowej przez firmy produkujące leki biologiczne na rynku pojawił się już pierwszy, tańszy lek biopodobny (jest to substancja podawana dożylnie pacjenci i tak nie mogliby go przyjmować samodzielnie). To zaś automatycznie powinno wpłynąć na obniżkę cen leków biologicznych dostępnych w ramach programu.
Pacjenci borykający się z chorobami reumatologicznymi sami wysłali listy do kilku firm prosząc je, by złożyły wnioski do resortu zdrowia o umożliwienie sprzedaży aptecznej. Odpowiedzi firm były wymijające. Nic dziwnego: to by oznaczało dla nich stratę finansową. Jak przyznaje jeden z lekarzy, firmy zaczęły organizować spotkania z dyrektorami szpitali, strasząc ich, że jeżeli zaczną podawać leki biopodobne, narażą się na procesy ze strony pacjentów. Zdaniem prof. Tłustochowicza, ministerstwo słusznie się obawia, że ceny leków w aptece mogłyby być zbyt wysokie dla chorych, a ci nie mogą być zakładnikami w walce z firmami farmaceutycznymi. Ale kiedy na rynku będą dostępne reumatologiczne leki biopodobne, może spokojnie przesunąć leki podawane podskórnie do aptek. Wejście kolejnych leków biopodobnych może nastąpić lada moment, bowiem oryginałom kończą się ochrony patentowe.