Narzekanie na lekarzy i służbę zdrowia stało się polskim sportem narodowym. Nawet Anglicy, choć ci dopiero mieliby na co narzekać, nie dorastają nam do pięt. Ale jako flegmatycy z pokorą przyjmują wszelkie przeciwności losu. Jak słyszałam, prawdziwy wyspiarz nie denerwuje się nigdy. Nawet gdy na wołanie „siostro, kaczkę” słyszy: „proszę sobie samemu upolować, sir”. Nasz to by już wyłamywał nogę z łóżka i walił żartownisię po głowie.
Ale mało kto wie, że mamy opinię najgorszych w Europie pacjentów. Nawet lekarze, którzy przyjeżdżają z Syberii lub azjatyckich rubieży robić w Polsce pieniądze i karierę, zwykle uciekają w popłochu. Lepiej leczyć zdyscyplinowanego Niemca, weselej mieć do czynienia z rozerotyzowanymi pacjentami, niż z naszymi orłami-sokołami. Bo co jeden typ, to gorszy.
Ekshibicjonista
Wchodzi energicznie, mówiąc wymachuje rękami. Kontruje każde słowo lekarza. Z góry, z założenia się z nim nie zgadza. Ma za złe. Bardzo za złe. Próba oporu blokowana jest stanowczymi Pani nie wie, kim ja jestem i Ja panu pokażę. Co druga wizyta ekshibicjonisty kończy się trzaśnięciem drzwiami. Pozostałe donosami wysyłanymi do dyrekcji placówki, NFZ-u, resortu zdrowia i redakcji tabloidów. Ten typ ma do siebie to, że wraca. Uchyla drzwi i syczy: JESZCZE Z TOBĄ NIE SKOŃCZYŁEM.
Cham-agresor
To gatunek pokrewny z ekshibicjonistą, przy czym nie tylko krzyczy, ale i daje w ryja. Kobiecie czy mężczyźnie, wszystko mu jedno. Niezależnie od płci, z którą mu się przyszło zmierzyć, miota przekleństwami. A że nie zna ich zbyt wiele, na przemian doktorkę tytułuje ch..em, a lekarza p…dą. Koronnym argumentem tego typa jest JA WAS WSZYSTKICH ZAP….Ę.
Belfer z koszmarnego snu
Prawdę mówiąc częściej belferka. Lekarze mówią, że nauczyciel to nie zawód, ale przypadek. Z tym, że aby być pacjentką-nauczycielką wcale nie trzeba wykonywać tego zawodu. Liczy się charakter. Nauczycielki na szczęście są w miarę dobrze wychowane, mówią dzień dobry i do widzenia, nie charkają na wykładzinę. Ale i tak trudno z nimi wytrzymać. Wchodzi taka i od progu zaczyna swoim belferskim (a więc podniesionym) tonem wykład. Może brzmieć mniej więcej tak: Dzień dobry, pani doktór, cierpię na uchyłkowatość jelita, wie pani, taki znany profesor, pan X, musi pani go znać, powiedział mi, że powinnam stosować dietę bogatą w błonnik i unikać słodyczy, ale co ona tam wie, przecież trochę ciasta albo parę czekoladek nigdy nie zaszkodzi, zawsze powtarzam moim dzieciakom, że najważniejszy jest umiar, z przesady najgorsze rzeczy na ludzkość przychodziły, że wspomnę tylko Hitlera, ale a propos, tak rozmawiałyśmy z koleżankami, on po prostu musiał, musiał cierpieć na zapalenie krtani, to wyraźnie słychać w jego przemówieniach, zresztą ja ma ucho i zmysł do tych spraw, tylko przez przypadek nie zostałam lekarzem. PROSZĘ MI NIE PRZERYWAĆ! TO ŚWIADCZY O ZŁYM WYCHOWANIU! Z nauczycielką żadna dyskusja nie ma sensu, bo i tak na wszystkim się zna najlepiej i postąpi dokładnie tak, jak będzie chciała. Nie warto się przejmować, że wymachuje nam palcem przed nosem.
Brudas śmierdzący spod każdej pachy
Kto nie czuł, nie zdaje sobie sprawy, ile egzotycznych woni może wydzielać z siebie ludzkie ciało. Rodzajów pacjenta-śmierdziucha jest nieskończenie wiele, ale wszyscy mają jedną cechę wspólną: nie sposób wytrzymać z nimi w jednym pomieszczeniu. Może być pacjent-menel, nie myjący się z powodów życiowych po kilka tygodni. Menel-pijak świeży. I menel-pijak wczorajszy. Ale też może być elegancka pani, w której rozumieniu podmywanie się jest wyrazem wyuzdania. I dżentelmen-konserwatysta, który wzorem swoich przodków kąpiel bierze dwa razy w roku (ale bieliznę zmienia co najmniej dwa razy w miesiącu).Niezbyt przyjemny w obsłudze jest pacjent-popielniczka. Jednak jeszcze gorszy jest ten, któremu z paszczy jedzie trupem. Niektóre ciała są dodatkowo skolonizowane przez przedstawicieli innych gatunków, głównie należących do wtórnie bezskrzydłych. CO SIĘ DOKTOR ODE MNIE TAK ODSUWA. PROSZĘ MNIE PORZĄDNIE ZBADAĆ.
Roszczeniowy perfekcjonista
Osobnik praktyczny i oszczędny. Jak przyjdzie do laryngologa z migdałkami niechybnie zażąda, żeby ten jeszcze zbadał go per rectum, bo warto sprawdzić, czy tam wszystko jest w porządku. Kiedy trafi do szpitala na oddział ortopedyczny, będzie przy okazji usiłował wyremontować sobie uzębienie, odessać tłuszcz z brzucha, zoperować żylaki. I żeby jeszcze dyżurny lekarz zbadał jego siostrę, która przyszła w odwiedziny. Na każdy najlżejszy odruch sprzeciwu nasz pacjent reaguje szałem. PŁACĘ SKŁADKI, WIĘC WYMAGAM! TO JA DAJĘ WAM ZATRUDNIENIE.
Męczydusza gaduła
Opowie o swoich kłopotach z dziećmi. O podłym szefie. O znajomych, których już nie jest pewien. Podzieli się najnowszym dowcipem o Mundialu. Opowie ostatnio widziany film. Podzieli się swoją opinią na temat ukraińskiego konfliktu. Kiedy lekarz powie mu, żeby się streszczał, bo inni pacjenci czekają, wyrzuci z pretensją: WSZYSCY WIEDZĄ, ŻE ROZMOWA Z PACJENTEM JEST NAJLEPSZYM LEKARSTWEM, ALE PAN OCZYWIŚCIE NIE MA DLA MNIE CZASU. Wyjdzie obrażony. Z wizyty guzik, bo nie zdążył powiedzieć, co mu dolega. A jak zdążył, to zapomniał zabrać receptę.
Hipochondryk czyli żywy trup
Wszystko go boli, nie może oddychać, ma zawroty głowy. Na wszystko chorował, a jeśli nie, to niechybnie za chwilę go to czeka. Martwi się nieustannie swoim fatalnym stanem zdrowia. Yosarian z Parafrafu 22 Josepha Hellera to przy nim okaz zdrowia psychicznego). Regularnie odwiedza wszystkich lekarzy w promieniu 50 kilometrów od miejsca zamieszkania. Ma tę zaletę, że zwykle przychodzi z gotową diagnozą. Jak pewien dogorywający, we własnym mniemaniu, 40-latek, który oświadczył zdumionemu lekarzowi: A TERAZ JESZCZE TO: MACICA MI OPADŁA.
Nieposłuszny gówniarz
Nie ważne, ile ma lat – 15, 30 czy 75. Zachowuje się jak dzieciak w fazie buntu. Robi dokładnie na odwrót, niż nakazuje mu lekarz. Skrajny przykład: proszę nie palić. Pacjent ukradkiem przykłada papierosa do rurki tracheotomijnej na drugi dzień po laryngektomii (wycięcie krtani zaatakowanej rakiem). Przyłapany na kłamstwie, na niezażywaniu leków, albo na innym idiotyzmie, patrzy w podłogę i mruczy: PRZEPRASZAM, JA NIE CHCIAŁEM.
Internetowy troll
On tak ma, w dodatku tego się nie da leczyć. Choćby lekarz uratował mu prawą górną kończynę przed amputacją, pięć minut po wybudzeniu z narkozy napisze na FB: Ale koszmar, po sali operacyjnej w szpitalu X łażą karaluchy. Lekarz Y to stary rzeźnik, chciał mi odcinać rękę, tylko cud mnie ocalił. W dodatku pielęgniarki są strasznie brzydkie i NIE UMIEJĄ SIĘ BZYKAĆ.
Pacjent doktora Google'a
Przychodzi z głową świeżo wyjętą z komputera. Do gabinetu wkracza pewnym krokiem, bo już wie, co mu dolega i właściwie to wpadł tylko po receptę i splendor, jaki powinien spłynąć na niego za samodiagnozę, poczynioną przy współpracy z "Wujkiem Guglem". Nie daj Boże, by lekarz się z nim nie zgodził - i tak nie uwierzy. Przecież przeczytał, na forum nie kłamią, bo po co by mieli. A poza tym wysypkę przecież można zidentyfikować po dwuzdaniowym opisie.