Dwie czternastolatki z Krakowa zatrute środkiem do pielęgnacji samochodu, zawierającym GBL – silną używkę powodującą euforię. Uczeń, także z Krakowa, który zasłabł i zmarł po zażyciu działającego odurzająco środka do czyszczenia klawiatur komputerowych, czy wreszcie piętnastolatka z Łodzi, która by „odlecieć”, połknęła 90 tabletek na kaszel. Sposoby nastolatków na narkotyzowanie się po zamknięciu rynku dopalaczy opisuje „Przekrój”.

Reklama

„Odurzają się już jedenastolatki” - przyznaje w rozmowie z tygodnikiem komisarz Wojciech Chechelski z krakowskiej policji, ekspert od substancji odurzających. „Co gorsza, dzieciaki mogą dziś częściej sięgać po środki, które są niebezpieczne dla ich zdrowia i życia, a których zakup nie wzbudza niczyich podejrzeń” - dodaje.

Bo czy jakieś wątpliwości sprzedawcy może wzbudzić nastolatek, który kupuje bitą śmietanę w sprayu? Do sprężenia piany wykorzystuje się podtlenek azotu, czyli gaz rozweselający. Ale jak zauważa „Przekrój”, domorośli narkomani wiedzą, jak domowymi sposobami należy schłodzić pojemnik, by wyleciał z niego wyłącznie rozweselacz. I odlot gotowy.

Co jeszcze znajduje się na liście popularnych środków odurzających? Na przykład ziołowe narkotyki, jak bieluń czy wilcza jagoda. Ciężkie zatrucia tymi roślinami kończą się wystąpieniem halucynacji, napadów lęku, drgawkami, a nawet utratą przytomności czy śmiercią. Jednak młodzi tym się nie przejmują.

Reklama

Podobnie lekkomyślnie wąchają kleje do parkietów czy rozpuszczalniki, a nawet odurzają się gazem do zapalniczek. Ostatnio wśród nastolatków dużą popularnością cieszy się płyn do irygacji pochwy, zwany swojsko „cipaczem”. Zawiera halucynogenną benzydaminę.



„Moi koledzy przynoszą na imprezy naprawdę wymyślne towary, choćby mieli je spod ziemi wykopać” - mówi „Przekrojowi” Kasia, uczennica I klasy jednego z warszawskiego liceów.

Problem w tym – jak zauważa tygodnik – że ani policja, ani inspektoraty farmaceutyczne, ani inne służby nie mają pojęcia, czym i na jaką skalę trują się dziś dzieci. Brakuje szpitalnych laboratoriów, które mogłyby szybko oznaczać substancje psychoaktywne w próbkach pobranych od pacjentów, brakuje również ogólnopolskiego systemu, do którego szpitale zgłaszałyby przypadki zatruć.