Zachłysnęliśmy się zdrowym żywieniem, trenowaniem, dbaniem o wygląd, by dobrze prezentować się na zdjęciach w mediach społecznościowych. Chcemy być piękni i zdrowi, lecz równocześnie bagatelizujemy podstawową higienę i równie podstawową profilaktykę.
Już nie o mycie rąk czy zębów, zmianę bielizny i higienę intymną chodzi. Nie robimy morfologii, nie badamy jamy brzusznej, ignorujemy okulistę. Wciąż wolimy leczyć niż zapobiegać. Zwlekamy z pierwszymi objawami, licząc, że same przejdą. I zazwyczaj przechodzą – w chroniczne uczulenie, astmę lub nowotwór. I co z tego, że statystycznie żyjemy dziś nieco dłużej niż 20 lat temu? 82 lata u kobiety i 74 mężczyzny to i tak o dekadę krócej niż w przypadku Szwedów. – To prawda, że regularne wykonywanie badań czy też kontakt ze specjalistą nie jest rzeczą, którą inni traktują jako nasz atut i którą utożsamiają z naszym statusem czy sukcesem. Ale warto pamiętać, że poddanie się badaniu kontrolnemu, nawet jeśli jest niekomfortowe, prowadzi do długofalowych korzyści i daje nam znacznie więcej niż zainwestowaliśmy – mówi Mateusz Banaszkiewicz, psycholog zdrowia z Uniwersytetu SWPS.
Według danych Narodowego Instytutu Zdrowia od przedwczesnej śmierci może nas ocalić wyższe wykształcenie. Tak wynika z badań za rok 2016, według których tytuł magistra daje nam co najmniej osiem lat życia więcej. Bo osoby bez wykształcenia dbają o siebie mniej. Gorzej jedzą, więcej palą i nie chodzą do lekarza. Ale bez względu na teorie i tytuł przed nazwiskiem wciąż najczęściej umieramy na uleczalne choroby układu krążenia. Dopiero po nich zagrażają nam nowotwory, cukrzyca, otyłość i choroby psychiczne. Wszystko dlatego, że wprawdzie co trzeci z nas ocenia stan swojego zdrowia poniżej stanu dobrego, lecz tylko co drugi idzie na wizytę lekarską profilaktycznie. Zazwyczaj zgłaszamy się z silnym bólem, drętwieniem, omdleniem czy zaburzeniami równowagi.
Odrębną kwestią są również okresowe badania lekarskie w przypadku osób zatrudnionych na etacie. W wielu przypadkach medycyna pracy ogranicza się do wizyty u okulisty. To już nie są te czasy, kiedy pracownicy raz w roku byli poddawani gruntownemu przeglądowi. Dzisiaj nawet zwykła morfologia to rzadkość, a skierowaniem na badania jamy brzusznej może pochwalić się co 50. pracownik etatowy. Pracownicy na umowach o dzieło nie tylko nie są poddawani jakimkolwiek obowiązkowym badaniom, ale mogą też zapomnieć o korzystaniu z NFZ, o ile nie ubezpieczą się dobrowolnie. A na to nie wszystkich stać, tak samo jak na prywatne wizyty lekarskie, o dodatkowym ubezpieczeniu zdrowotnym nie wspominając.
Reklama