Przez ostatnie miesiące chłopiec pozostawał pod regularną kontrolą lekarzy, którzy obecnie uzyskali już pewność, że zabieg ratujący jego życie się udał. W środę 1,5-roczny Miłosz wraz z rodzicami odwiedził Klinikę Kardiochirurgii w ICZMP i wziął udział w spotkaniu z mediami.
– Miłosz trafił do nas z innego ośrodka z wadą wrodzoną serca obejmującą dwie zastawki – aortalną i dwudzielną, tak zwaną mitralną. Był już po próbie rozszerzenia zastawki aortalnej za pomocą balonika. Niestety, przy drugiej zastawce nie można było tak zadziałać. U chłopca narastała niewydolność serca; pierwsza operacja plastyki zastawek nie dała poprawy, jakiej oczekiwaliśmy – podkreśliła kierownik Kliniki Kardiologii w ICZMP prof. Jadwiga Moll.
Stan Miłosza pogarszał się. Jak wyjaśnił kierownik Kliniki Kardiochirurgii ICZPM prof. Jacek Moll, jego zastawka mitralna była zbudowana tak wadliwie, że nie było możliwości jej naprawienia. Lekarzom udało się jedynie odwlec decyzję o kolejnej ingerencji chirurgicznej o kilka miesięcy.
Według Molla u osób dorosłych operacje wszczepienia zastawek mechanicznych są zabiegiem wykonywanym bardzo często, zaś same wszczepione zastawki są tak zaprojektowane, że mogą funkcjonować nawet sto lat. U dzieci ich zastosowanie jest ograniczone, między innymi ze względu na naturalny proces wzrostu.
– U małych dzieci problem z zastawkami jest olbrzymi. Przy aortalnej mamy kilka możliwości operacji, natomiast mitralna ma specyficzną budowę przypominającą spadochron z długimi nitkami. Miłosz miał taką "spadochronową" zastawkę, ale nici były w niej krótkie, zbite i nie było możliwości ich wydłużenia. Dlatego wymieniliśmy ją na zastawkę, którą sami uszyliśmy w polu operacyjnym – zaznaczył prof. Moll.
Zastawkę uszyto z materiału biologicznego uzyskanego z jelita i pozbawionego komórek, dzięki czemu u pacjenta można zmniejszyć ryzyko odczynu immunologicznego. Kardiochirurg stworzył rusztowanie dostosowane do wymiarów poszczególnych elementów serca niemowlęcia, na którym komórki własne będą odbudowywać właściwą strukturę.
– Uszyta przez nas zastawka o rozmiarach 13 mm ma prostszą budowę niż naturalna, ale funkcjonuje dobrze. Musieliśmy jedynie ją odpowiednio wymodelować i wszyć do malutkiej komory serca – to była najtrudniejsza część operacji. To jest układ wysokociśnieniowy i zawsze istnieje obawa, czy zastawka wytrzyma, czy wytrzymają najbardziej obciążone elementy mocowane do komory – wyjaśnił kardiochirurg.
Producent materiału biologicznego, z którego uszyto zastawkę, obiecuje, że powinna ona rosnąć wraz z pacjentem; potwierdzają to badania laboratoryjne i prowadzone na zwierzętach. Prof. Moll jest bardziej sceptyczny – w jego ocenie trudno przewidzieć, jak długo zastawka biologiczna w sercu dziecka będzie działać bez zarzutu ze względu na naturalne procesy wapnienia.
– Liczę, że ta zastawka będzie rosła. Im dłużej wytrzyma, tym lepiej dla Miłosza. W przyszłości, gdy chłopiec urośnie, będzie można implantować mu zastawkę mechaniczną, których wszczepia się miliony. Są stosowane od lat, a ich konstrukcja pozwala na dobre funkcjonowanie przynajmniej przez sto lat – dodał prof. Moll.
Według mamy Miłosza, mimo problemów kardiologicznych, chłopiec rozwija się bardzo dobrze.
– Po operacji, która odbyła się pod koniec lipca, ważył około 6 kilogramów. Obecnie ma ponad 10 kilogramów. Miłosz nie ma problemów wysiłkowych, ma za to duży apetyt. Nie widać po nim, że jest dzieckiem z problemem kardiologicznym – nie męczy się, nie sinieje. Dwa tygodnie po operacji zaczął sam siedzieć, a dwa miesiące później chodzić, a właściwie biegać – zaznaczyła.
Kardiochirurdzy z ICZMP chcą wykorzystać doświadczenie nabyte w leczeniu Miłosza w terapii innych dzieci z wrodzonymi wadami zastawek.