60 proc. osób, które wzięły udział w internetowej ankiecie Fundacji My Pacjenci, otwarcie przyznało, że w ostatnich pięciu latach nie korzystało z żadnego badania w ramach bezpłatnych programów profilaktycznych. Chodzi o badania przesiewowe w kierunku nowotworu piersi, szyjki macicy i jelita grubego finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia w ramach Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych. Te dane mogą zaskakiwać, bo jednocześnie Polacy skarżą się na słaby dostęp do służby zdrowia, co potwierdziło także to samo badanie fundacji.
W ramach programu NFZ wysyła listownie imienne zaproszenia umożliwiające umówienie się na termin dogodny dla pacjenta. Jak wynika z danych samego Funduszu, darmowe badania nie cieszą się popularnością. W 2013 r. wysłano blisko 6 mln zaproszeń. 3,2 mln osób dostały skierowania na cytologię (profilaktyka raka szyjki macicy). Skorzystało niecałe 700 tys. kobiet, czyli 21 proc. Na badania mammograficzne kobiety przychodziły już częściej, z zaproszeń skorzystało 43 proc.
Najgorzej sytuacja wygląda przy przesiewowych badaniach raka jelita grubego, które obejmują zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Z zaproszeń wysyłanych do osób między 55. a 64. rokiem życia skorzystało 16,7 proc. osób. Tymczasem specjaliści podkreślają, że ta profilaktyka jest skuteczna: wśród tych, u których wykryto raka, był on w na tyle wczesnym stadium, że wystarczające było jedynie leczenie endoskopowe (bez interwencji chirurgicznej).
Badania przesiewowe są jedną z najskuteczniejszych metod walki z rakiem, jednak jak wynika z zaleceń WHO i Komisji Europejskiej, aby były opłacalne, musiałoby zgłaszać się na nie między 70 a 75 proc. populacji.
Dlaczego Polacy nie chcą korzystać z profilaktyki? Z analizy przeprowadzonej wśród kobiet przez badaczy ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej wynikało, że powodem niechęci np. przed cytologią są strach, wstyd oraz brak wiedzy. Część kobiet uważa, że ich choroba nie dotyczy, albo boi się, że lekarze wykryją u nich nowotwór.
– Problem niskiej frekwencji nie dotyczy tylko Polski. Można jednak temu przeciwdziałać. Z różnego rodzaju badań wynika bowiem, że stan edukacji grup społecznych wpływa na intensywność korzystania z zaproszeń – twierdzi Adam Kozierkiewicz, ekspert z dziedziny ochrony zdrowia. Ale dodaje, że na edukacji nie powinno się skończyć. – W Polsce przyjęto zły sposób zapraszania. Polega on na wysyłaniu zaproszenia, potem ponaglenia i na tym koniec – tłumaczy.
Zdaniem Kozierkiewicza w proces powinni zostać zaangażowani lekarze rodzinni, którzy dobrze znają swoich pacjentów i wiedzą, jakiego zachowania można się po nich spodziewać. Mogliby nawet telefonicznie dopytywać podopiecznych, czy już byli na badaniach na zaproszenie NFZ i jak je oceniają.
Specjalista podkreśla, że takie działania są skuteczne. Przywołuje przykład przychodni na północy Mazowsza. – Po tym, jak lekarze rodzinni zaangażowali się tam w zapraszanie kobiet na badania profilaktyczne, odsetek tych, które się na nie stawiały, wzrósł do 70 proc. – opowiada Adam Kozierkiewicz. – Uważam jednak, że aby zaangażowanie lekarzy było skuteczne, muszą oni zostać wynagrodzeni za swoją pracę – zaznacza ekspert.
Z raportu Fundacji My Pacjenci wynika, że liczba osób korzystających z przesiewowych badań profilaktycznych byłaby większa, gdyby te programy włączono do cyklicznych badań obowiązkowych w ramach medycyny pracy. 72 proc. pytanych uważa, że to byłoby dobre rozwiązanie.
Adam Kozierkiewicz przekonuje jednak, że taki pomysł ma także wady, szczególnie jeżeli profilaktykę ograniczono by wyłącznie do badań pracowniczych. Po pierwsze dotyczyłoby tylko części pracujących. – W przypadku cytologii połowa kobiet, które najbardziej wymagają profilaktyki, już nie pracuje. Ponadto wiele osób nie jest zatrudnionych na umowę o pracę – tłumaczy ekspert.
Jest jeszcze jeden element zniechęcający do badań na zaproszenie NFZ.
– Obywatele korzystaliby z nich częściej, gdyby mieli pewność, że w przypadku zdiagnozowania problemów mogliby bez kolejek korzystać z dalszej diagnostyki i leczenia. W przeciwnym razie zostają sami z problemem – ocenia Ewa Borek, prezes fundacji.
Poprawić sytuację mogłoby, zdaniem ekspertów, wprowadzenie ustawy o zdrowiu publicznym. Ma ona skutkować koordynacją działań profilaktycznych prowadzonych przez NFZ i samorządy, a także pozwolić na ocenę skuteczności programów zdrowotnych. Celem ustawy ma być także mocniejsze włączenie lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej oraz pielęgniarek w zapobieganie chorobom: promocję zdrowego trybu życia, a także wysyłanie pacjentów na badania.
Problem w tym, że z projektem ustawy wprowadzającej te zmiany nic się nie dzieje. – Mimo rozpatrzenia projektu przez Stały Komitet Rady Ministrów pod koniec maja i skierowania go pod obrady Rady Ministrów na kolejnych posiedzeniach nie był wpisany do porządku obrad – alarmuje w piśmie przesłanym do premier Ewy Kopacz Andrzej Mądrala z Pracodawców RP. ©?