Termin mija 1 listopada. Dlatego ministerstwo zamierza wydłużyć okres, w którym dostęp do tego rodzaju preparatów jest niemal nieograniczony. Decyzja należy tylko do lekarza. Tymczasem, jak wynika z naszej prowokacji, nie zawsze są to decyzje merytoryczne.
"Resort zdrowia próbował sprawę uporządkować"
Susz dostałyśmy z różnych e-placówek kolejno na: bezsenność, migrenę oraz bóle menstruacyjne. W części tylko po wypełnieniu ankiety online, w części po błyskawicznej i powierzchowanej rozmowie z lekarzem. Tylko w jednym na osiem przypadków odmówiono nam, kierując do dalszej diagnostyki. O nieprawidłowościach w telemedycynie w obszarze handlu receptami piszemy w DGP od stycznia. Resort zdrowia próbował sprawę uporządkować. Bezskutecznie. Wprowadzenie limitów 300 recept dziennie na 80 pacjentów czy obowiązek sprawdzania Internetowego Konta Pacjenta doprowadziły do chaosu: pojawiły się sytuacje, w których w hospicjach czy poradniach onkologicznych nie można było kupić leków przeciwbólowych. A ostatecznie doprowadziło to do utraty stanowiska ówczesnego szefa resortu zdrowia Adama Niedzielskiego.
Komentarz rzecznika NIL
W sierpniu ministerstwo zawiesiło te obostrzenia do 1 listopada. Do tego czasu miało m.in. wypracować standard teleporady. Chodzi o to, żeby zapobiec sytuacji, w której pacjent dostaje leki tylko dlatego, że sobie tego zażyczył, a nie dlatego, że naprawdę ich potrzebuje. Jednym z pomysłów jest wprowadzenie obowiązku realnego kontaktu – a nie przez ankietę wypełnioną przez Internet. Nawet w formie audiowizualnej. Żeby nie było "wyłudzeń” na PESEL dziadków – mówi rzecznik NIL Jakub Kosikowski.
Resort jednak nie zdążył. I chce przedłużyć prace nad tym na kolejne miesiące. To oznacza, że problemem zajmie się najprawdopodobniej nowy minister zdrowia.
<<<CZYTAJ WIĘCEJ W PONIEDZIAŁKOWYM WYDANIU "DZIENNIKA GAZETY PRAWNEJ">>>