Czy to pandemia i wojna w Ukrainie aż tak negatywnie wpłynęły na zdrowie psychiczne Polaków? Czy może to efekt bardziej ekspansywnej działalności firm farmaceutycznych promujących swoje produkty?
Stały trend
Doktor Jarosław Frąckowiak, prezes PEX PharmaSequence, zwraca uwagę na to, że wzrost konsumpcji antydepresantów trwa od lat, trudno więc mówić o bezpośrednim przełożeniu na tę sytuację ostatnich kryzysów. - Wpływ pandemii był widoczny, ale krótkotrwale - w marcu 2020 r., nagły wzrost zaobserwowano także na początku wojny z Ukrainą w zeszłym roku. To był jednak krótki „wyskok” powyżej rosnącej już fali zainteresowania „cudownymi” tabletkami - tłumaczy.
Farmaceutka Małgorzata Bekier uważa, że przybywa osób, które nie wstydzą się szukać pomocy w przypadku złego samopoczucia. - Chcemy się leczyć. Problemy psychiczne przestają być tematem tabu i zaczynają być traktowane jak inne choroby. A sięganie po pomoc wiąże się też z lekami - dodaje. Zaznacza, że z jej obserwacji wynika, iż po leki na depresję najczęściej sięgają osoby w wieku 25-35 lat. Osoby starsze wykupują leki na sen i uspokajające. Sprzedaż tych ostatnich nie rośnie tak jak antydepresantów.
Z danych OECD wynika, że to trend, który jest powszechny. Od 2000 do 2020 r. w przebadanych 18 krajach należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju - w przeliczeniu na liczbę mieszkańców - zużycie leków wzrosło ponad dwukrotnie. W 2000 r. średnie spożycie leków przeciwdepresyjnych w 18 krajach europejskich wynosiło 30,5 DDD (dziennego zużycia na 1000 osób). Już w 2020 r. ta liczba wzrosła do 75,3 DDD, co stanowiło wzrost o prawie 150 proc. I choć badania opublikowane przez OECD sugerują, że zdrowie psychiczne znacznie się pogorszyło od początku pandemii COVID-19, wynikało z nich, że częstość występowania lęku (deklarowana przez badanych) na początku 2020 r. była dwukrotnie lub ponad dwukrotnie większa niż w poprzednich latach. Działo się tak m.in. w Belgii, we Francji, we Włoszech czy w Wielkiej Brytanii. Wzrost zużycia leków był także widoczny w 2021 r. - dane z 14 państw mówią, że średnio o 10 pkt proc. w stosunku do poprzedniego roku.
Miękonosi kontra twardonosi
Dyskusja na temat leków i ich skuteczności trwa od lat. W Polsce temat powrócił po kontrowersyjnej wypowiedzi podróżniczki Beaty Pawlikowskiej o szkodliwości środków antydepresyjnych. I choć psychiatrzy są zgodni, że jej wypowiedź zawiera bardzo wiele błędów i może być szkodliwa, to część zwraca uwagę, że poruszany przez nią temat jest bardzo istotny. - To, co Pawlikowska powiedziała na temat działania antydepresantów, znajduje potwierdzenie w literaturze naukowej. Nikt dziś nie uważa, że leki leczą przyczyny depresji, bo tych nadal nie znaleziono - mówił w wywiadzie dla DGP Radosław Stupak, psycholog, doktor nauk społecznych, adiunkt na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie.
Międzynarodowe wyniki analiz dotyczące działania antydepresantów podawały sprzeczne wyniki: niektóre mówiły o braku istotnego przełożenia się na spadek liczby samobójstw, inne wręcz odwrotnie - wskazywały na zmniejszenie nawrotów choroby przekładającej się na myśli samobójcze. Od lat stawia się tezę, że leki psychotropowe używane są zbyt często i niekoniecznie adekwatnie.
Doktor Marek Balicki, były minister zdrowia, wskazuje, że to odwieczny spór, który jeden z amerykańskich psychiatrów nazwał sporem miękonosych i twardonosych. Czyli między tymi, którzy stawiają głównie na leki, a tymi, którzy wskazują jako najskuteczniejsze rozwiązanie terapię. - Nowoczesna psychiatria łączy jedno i drugie, czyli psychoterapię połączoną z lekami - mówi. Jednak, jak dodaje, szacuje się, że w Polsce 60-70 proc. pacjentów z problemami z obszaru zdrowia psychicznego leczy się u innych lekarzy niż psychiatrzy, głównie u lekarzy rodzinnych, którzy mogą wypisywać recepty na tego rodzaju preparaty. Czasem to przedłużenie recept wystawionych przez specjalistę.
Jednak lekarze wskazują, że same leki nie są skuteczne, a mogą dawać złudzenie, że terapia nie jest potrzebna, początkowo poprawiając samopoczucie. Balicki mówi o badaniu, które było prowadzone kilka lat temu w Polsce, dotyczącym pacjentów ze schizofrenią. W analizie wyszło, że ponad 90 proc. takich pacjentów było skazanych na leczenie interwencyjnie w postaci pobytu w szpitalu, głównie ograniczone do podawania leków. Niecałe 10 proc. korzystało z psychoterapii i kompeksowej pomocy środowiskowej. Tymczasem dane m.in. z Finlandii pokazywały, że tego rodzaju leczenie jest skuteczniejsze i przekłada się na mniejsze spożycie leków.
W kolejce do terapeuty
Kłopotem, zdaniem naszych rozmówców, jest także to, że w Polsce na terapię trudno się dostać. Lekarze, w tym psychiatrzy, wiedzą, że nie ma innego wyjścia niż wypisanie recepty. Jeżeli chcą szybko ratować swoich pacjentów, przepisują leki, tak aby dotrwali w wielomiesięcznej kolejce na terapię.
Reforma leczenia środowiskowego, mająca oferować kompleksowe leczenie blisko domu, nagle wyhamowała. To, zdaniem ekspertów, nie wróży tego, że liczba wypisywanych leków antydepresyjnych spadnie. W największym stopniu problem może dotknąć dzieci, którym, według obserwacji ekspertów, coraz częściej wypisywane są antydepresanty.