- Jeśli ta polityka zostanie taka, jak jest, nie przetrwam. Nie z powodu Covid, ale przez brak pieniędzy – powiedział mieszkaniec popularnego wśród turystów miasta Guilin w południowych Chinach, który pracuje jako organizator imprez.

Reklama

- Ludzie muszą pracować, nakarmić dzieci, chcą żyć. W lockdownie wszystko jest zatrzymane, nie ma dochodów - skarżył się rozmówca PAP, który był zamknięty w lockdownie przez około 10 dni i nie mógł pracować z powodu restrykcji obowiązujących w mieście.

W ostatnim tygodniu w Pekinie, Szanghaju, Wuhanie, Kantonie i innych chińskich metropoliach dochodziło do demonstracji przeciwko utrzymywanej przez władze surowej polityce „zero Covid”. W Szanghaju protestujący wznosili m.in. hasła przeciwko komunistycznym władzom i przywódcy kraju Xi Jinpingowi.

Chińczyków irytowały szczególnie przypadki zaniedbań i nadgorliwości lokalnych urzędników w stosowaniu restrykcji. Bezpośrednią przyczyną protestów był pożar w mieście Urumczi w regionie Sinciang, w którym zginęło co najmniej 10 osób. Władze cenzurowały w sieci pytania, czy lockdown utrudnił ewakuację i gaszenie ognia.

Reklama

Restrykcje covidowe doprowadziły też do masowego odpływu obcokrajowców. DK, który prowadzi europejską restaurację w Kantonie na południu Chin, również rozważa wyjazd. Z powodu lockdownu jego osiedla przez ponad tydzień mieszkał w swojej restauracji, żeby nie przerywać pracy i nie tracić możliwości wychodzenia na zewnątrz.

- Mam dwa komplety ubrań, piorę codziennie i noszę na zmianę. Śpię na szezlongu. Jestem gotowy zostawić to wszystko i wracać do swojego kraju. Jeśli zostawię restaurację, stracę pieniądze, ale ta sytuacja doprowadza mnie do szału – powiedział PAP.

W ostatnich dniach zaczęto jednak nagle luzować restrykcje. Kanton, jedno z epicentrów trwającej obecnie największej fali infekcji w Chinach od początku pandemii, złagodził obostrzenia jako pierwszy. W tym tygodniu niespodziewanie zwolniono z lockdownów wiele obszarów, mimo że w mieście wciąż wykrywane są tysiące infekcji dziennie.

Reklama

- Wszyscy się cieszymy – powiedział PAP pochodzący z prowincji Shanxi, szef kuchni, który prowadzi restaurację w dzielnicy Yuexiu w Kantonie. 1 grudnia lokalne władze pozwoliły mu znów obsługiwać klientów na miejscu po około miesiącu, gdy mógł tylko sprzedawać na wynos.

Jednak nie wszyscy są nastawieni równie entuzjastycznie. Część kantończyków, szczególnie osoby starsze, boją się infekcji. - Na moim osiedlu ludzie nie ważą się dzisiaj wychodzić – powiedział PAP mieszkaniec dzielnicy Haizhu, gdzie wykrywano najwięcej zakażeń, a lockdowny były najsurowsze i trwały od około miesiąca.

Steven, który mieszka w pobliskim mieście Shenzhen, był „nieco zaniepokojony”, gdy władze opublikowały wytyczne „optymalizacji” polityki „zero Covid”. - Jestem przygotowany na to, co teraz się stanie. Pracuję na siłowni, a to bardzo ryzykowne miejsce w czasie pandemii, więc rozważam zmianę pracy – powiedział PAP.

- Jestem z Wuhanu i doświadczyłem tego, co stało się tam w 2020 roku. Teraz jest inaczej, ludzie nie boją się (wariantu) Omikron, bagatelizują go. Obawiam się, że zbyt wielu ludzi zostanie zakażonych, a szpitale nie będą w stanie sobie z tym poradzić. Szczególnie osoby starsze i słabe, ciężarne kobiety – zaznaczył, odnosząc się do pierwszej fali pandemii.

Jego zdaniem Omikron może być łagodniejszy niż pierwotny wariant koronawirusa, ale „długi Covid” to „sprawa, której nie można ignorować”.

Eksperci szacowali, że całkowite otwarcie Chin doprowadziłoby do dużej fali zakażeń i nawet ponad 2 mln zgonów na Covid-19. Władze kraju zwracały uwagę na dużą liczbę ludności, nierównomierny rozwój regionów i niedobór zasobów medycznych.

Oficjalnie w ciągu blisko trzech lat pandemii w Chinach na Covid-19 zmarło około 5,2 tys. chorych. W USA bilans wynosi ponad milion, w Brazylii 690 tys., a w Wielkiej Brytanii 212 tys. Odsetek zgonów taki jak w USA oznaczałby w o wiele ludniejszych Chinach śmierć ponad 4 mln mieszkańców.

W ramach polityki „zero Covid” w Chinach lockdownami obejmowano całe miasta, miliony mieszkańców kierowano na przymusowe testy, wstrzymywano działalność biur, portów i fabryk. W ostatnich tygodniach nie pozwoliło to jednak na szybkie wygaszenie ognisk infekcji.

Władze centralne ogłosiły 11 listopada „optymalizację” środków walki z pandemią, by zmniejszyć ich uciążliwość dla mieszkańców i ograniczyć zakłócenia dla gospodarki. W kraju panuje jednak niepewność, jak i kiedy poszczególne regiony będą wprowadzały w życie to luzowanie.