W czwartek gościem audycji Radia Gdańsk był kierownik Katedry i Kliniki Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego i przewodniczący Rady ds. Ochrony Zdrowia przy Prezydencie RP prof. Piotr Czauderna. Zapytano go m.in. o kondycję polskiej służby zdrowia.

Reklama

Jego zdaniem mamy do czynienia z dwoma problemami. - Jeden to osoby, które były w trakcie intensywnego leczenia z powodu różnego rodzaju poważnych schorzeń, takich jak nowotwory czy przewlekła choroba nerek, wymagająca dializ. Z drugiej strony, mamy zwyczajne zachorowania, które występują w zwykłej populacji – zapalenia płuc, wyrostka robaczkowego, urazy, itd. Wynikają one z dużej liczby uchodźców na terenie Polski – tłumaczył lekarz.

Profesor zwrócił również uwagę, że wyszczepialność w Ukrainie jest dużo niższa niż w Polsce.

Krztusiec, błonica czy gruźlica

Epidemiologicznie może pojawić się zagrożenie. Nie mówimy tylko o COVID-19, ale też innych chorobach, które w Polsce nie występowały od dawna, na przykład krztusiec, błonica czy gruźlica. Będzie to wymagało innego podejścia i szybkiego wdrożenia szczepień tych pacjentów. Z tego co wiem, w Ministerstwie Zdrowia toczą się prace, by dla pacjentów z Ukrainy uruchomić szczepienia obowiązkowe dla dzieci, które obowiązują polskich obywateli – zaznaczył.

Powiedział również, że szczepionki rosyjska i chińska przeciwko COVID-19, stosowane w Ukrainie, nie miały akceptacji Europejskiej Agencji Leków.

Szeroka kampania szczepień obywateli Ukrainy miałaby sens. Uspokaja to, że nie widzimy na razie zwiększonej fali zachorowań na COVID-19. Symulacje komputerowe, modele matematyczne rozwoju pandemii, które są przeprowadzane, nie wykazują, by ta wielka migracja miała przyczynić się do wzrostu liczby zachorowań. Wynika to z faktu, że większość osób z Ukrainy przechorowała COVID-19 – ocenił.

Reklama

Według profesora Czauderny odsetek odporności zbiorowej na Ukrainie jest zbliżony do polskiego. - U nas on jest szacowany mniej więcej na 95 proc., na Ukrainie w granicach 90 proc. – zaznaczył.

Profesor był pytany również o to, jak duża liczba uchodźcy z Ukrainy wpłynie na system zdrowotny w Polsce. Zaznaczył, że nie jest znana dokładna liczba osób, które trafiły do naszego kraju.

Nie wiemy, ile z tych 2 milionów osób, które przeszły przez granicę, pozostało w Polsce. Po nadaniu numerów PESEL i pełnej rejestracji wszystko się wyjaśni. Jest to jednak na pewno obciążenie dla polskiego systemu ochrony zdrowia pod względem jego możliwości, zasobów kadrowych, pojemności szpitali czy przychodni, a także jeśli chodzi o możliwości finansowania tych dodatkowych świadczeń. Bardzo istotna jest więc pomoc zagranicy, Komisji Europejskiej czy ONZ, żeby dofinansować polski system ochrony zdrowia, który będzie pracować na zwiększonych obrotach i żeby sfinansować część dodatkowo wykonywanych świadczeń – podkreślił.

Zdaniem profesora wśród polskiego społeczeństwa nadal jest chęć niesienia pomocy i empatia w stosunku do obywateli z Ukrainy.

Nie są to ludzie, którzy przyjechali do Polski dobrowolnie, ale uciekali z terenu ogarniętego wojną, ratując swoje życie. Dziś jest zrozumienie. Zobaczymy, jak będzie to wyglądało dalej. Nie o to chodzi, by obywatele Ukrainy mieli priorytet w dostępie do polskiego systemu ochrony zdrowia. Oni muszą wejść w system. Jeżeli mamy zapisy na planowe zabiegi i hospitalizacje, oni też muszą w te listy wejść – podkreślał lekarz.

Profesor ma też nadzieję, że część osób z Ukrainy będzie chciała podjąć pracę w polskiej służbie zdrowia.