Kierownik Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu we wtorek na konferencji prasowej poinformował, że wśród zakażonych SARS-CoV-2 pacjentów jest coraz więcej dzieci z różnymi objawami przeziębieniowymi, ponieważ to charakterystyczny skutek zakażenia wariantem omikron.
Dodał, że spora część dzieci jest hospitalizowana na krótko z powodu samej gorączki, ale równie dobrze mogłaby pozostać w domu.
- Rodzice wzywają karetkę, bo są zaniepokojeni gorączką, a do tego jeszcze dochodzi dodatni wynik testu na COVID. Wielu rodziców się martwi, że gorączka to ciężki objaw choroby, natomiast gorączka to korzystny objaw we wszystkich zakażeniach - powiedział lekarz.
Wyjaśnił, że o gorączce można mówić dopiero powyżej 38 stopni Celsjusza, ale o wiele ważniejsze od skali jest to, jak dziecko się z nią zachowuje.
- Gorączka sama w sobie jest tylko jednym z objawów, ale nie zagraża zdrowiu i życiu dziecka. Dlatego ważniejsze jest, by rodzic monitorował aktywność dziecka: czy ono dobrze je, czy pije. Trzeba obserwować, czy dziecko nie jest senne, czy ma niechęć do zabawy, a nie tylko mierzyć mu często gorączkę - powiedział prof. Szenborn.
Zachęcił rodziców, by zapoznali się z treścią ulotek leków podawanych na obniżenie gorączki, ponieważ często niewłaściwie są dawkowane. - Paracetamol podaje się w dawce 15 ml na kilogram masy ciała, a nie ze względu na wiek. Niektóre wiekowo młode dzieci ważą bardzo dużo i to powoduje suboptymalne stosowanie leków przeciwgorączkowych. Paracetamol stosuje się cztery razy na dobę, co 6 godzin - wyjaśniał lekarz.
Podkreślił, że leki przeciwgorączkowe działają tylko na tzw. szczycie temperatury i nie można nimi doprowadzić do natychmiastowego obniżenia. - Zwalczajmy gorączkę, ale nie przypisujmy temu nadmiernej roli. Celem leczenia przeciwgorączkowego jest poprawa komfortu dziecka i łagodzenie objawów, a nie zbijanie temperatury - powiedział lekarz.