Zauważył, że do eskalacji epidemii, z którą mamy do czynienia, doprowadziło co najmniej kilka czynników: sposób, w jaki rozpoczęto rok szkolny, rozprężenie w czasie wakacji skutkujące nieprzestrzeganiem zasad sanitarnych oraz - oparte na niewiedzy twierdzenia - że COVID-19 nie istnieje, że to paranoja. - To niestety kosztuje zdrowie i życie - podsumował profesor.
Natomiast analizując sytuację epidemiologiczną stwierdził, że należy mniej przywiązywać się do liczby przeprowadzanych testów, bardziej do liczby hospitalizacji i skali wykorzystania respiratorów. Z kolei uogólniając statystyki profesor wskazał, że w ciągu półtora miesiąca mamy wzrost dziesięciokrotny osób, które są ciężko chore i wymagają podłączenia do respiratora.
- To pokazuje, tak naprawdę, realny rozwój epidemii w rozumieniu bezpieczeństwa ludności niezależnie od tego, ile osób jest poddawanych badaniom. Testowanie na obecność wirusa jest ważne dla monitorowania jego szerzenia się, ale nie dla oceny ciężkości przebiegu choroby - wyjaśnił.
Drugim wskaźnikiem świadczącym o ciężkim przebiegu choroby - jak wskazał prof. Fal - jest liczba hospitalizowanych. - Obecnie mamy 34-35 tys. aktywnie chorujących, a z tego mniej więcej 4 tys. chorych (ok. 12 proc.) jest hospitalizowanych. Natomiast 1 proc. pacjentów jest w stanie ciężkim. Ci pacjenci objęci są intensywną opieką - wyliczył. - To pokazuje, że w porównaniu z krajami sąsiednimi ten przebieg epidemii w Polsce nadal jest łagodny. Niemniej jednak obserwujemy istotne pogorszenie sytuacji w stosunku do tej sprzed dwóch miesięcy - zaznaczył.
Ostrzegł, że jeżeli nie zaczniemy istotnie zmieniać swoich zachowań, to będziemy mieli podobną sytuację jak w krajach ościennych - Czechach, na Słowacji.
Jego zdaniem ważną i wartą wprowadzenia, na miesiąc lub dwa, restrykcją byłby obecnie zakaz nieuzasadnionego przemieszczania się. - Chodzi mi o powstrzymanie weekendowych wyjazdów. Na przykład wyjazd na trzy dni do schroniska lub pensjonatu, gdzie będzie tłum, nie jest dobrym pomysłem i nie służy ograniczaniu epidemii - przyznał. Profesor przytoczył też piątkowe zestawienie Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) dotyczące przyrostów dziennych zachorowań na 100 tys.
- Polska plasuje się tutaj w trzeciej dziesiątce, co oceniane jest przez ECDC jako relatywnie dobry wynik. Jeśli popatrzymy na Hiszpanię, gdzie mamy 307 zachorowań na 100 tys., Czechy, gdzie odnotowuje się 400, to nasz wynik - siedemdziesięciu kilku chorych na 100 tys. na tym tle - jest dobrym wynikiem - powiedział. - Podobnie - kontynuował profesor - wyglądają statystyki dotyczące przypadków śmiertelnych.
- W Polsce ta liczba wynosi 1,3 na 100 tys. mieszkańców; w Czechach 2,8; w Rumunii ponad 3; a w Hiszpanii 3,3 – przytoczył statystyki.