Poprosiliśmy fundusz o dane dotyczące liczby porad – z informacji funduszu wynika, że od marca do czerwca 2020 r. udzielono ich o 12 mln mniej w porównaniu z poprzednimi latami. W analogicznych okresach 2019 i 2018 r. lekarze realizowali ponad 55 mln wizyt, w okresie pandemicznego zamrożenia było ich 43 mln. Ile z tego stanowiły teleporady – nie wiadomo. Dopiero od września lekarze zostali zobowiązani sprawozdawać, w jakiej formie udzielili pomocy.
Chorzy nie tylko rzadziej zgłaszali się do lekarzy, lecz także byli mniej z tej opieki zadowoleni. Z informacji rzecznika praw pacjenta wynika, że co prawda liczba skarg na lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) była podobna jak na specjalistów, jednak różnica polega na tym, że w poprzednich latach było ich bardzo niewiele. Jak przyznaje Jakub Gołąb z Biura Rzecznika, od początku roku do sierpnia 2020 r. odebrano 20 tys. sygnałów od pacjentów (to więcej niż w zeszym roku). W samym sierpniu poskarżyło się 3926 osób; z czego 1922 były to narzekania na specjalistów, 2004 – na lekarzy rodzinnych.
W początkowym okresie pandemii sygnały zgłaszane na infolinię dotyczyły zwłaszcza problemów m.in. z dodzwonieniem się do przychodni. Ale od maja zaczęły pojawiać się skargi na brak bezpośredniego kontaktu z lekarzem i sprowadzanie leczenia jedynie do teleporady. Większość tych zgłoszeń pochodziła od osób, które nieskutecznie już korzystały z tej formy pomocy.
Reklama

Pacjenci coraz bardziej zdenerwowani

Reklama
Jak przyznaje Jakub Gołąb, ta liczba dynamicznie wzrosła we wrześniu – skarg jest więcej. I coraz częściej dotyczą problemów z możliwością osobistej wizyty w przychodni. Pacjenci potwierdzają.
– Od kilku dni próbuję dostać zaświadczenie potrzebne przed zabiegiem. Regularnie dowiaduję się, że jestem 20. lub 30. osobą oczekującą. A kiedy udało się skontaktować, usłyszałem, że nie ma szans na zapis, bo jest tylko dwóch lekarzy. Rejestratorka prawie płakała, że wszyscy mają pretensje do nich. Tymczasem po prostu brakuje specjalistów – mówi jeden z naszych rozmówców.
Przychodnie zdają sobie sprawę z tego, że pacjenci narzekają na utrudniony kontakt. Niektóre wprowadzają rozwiązania, które mają ułatwić życie chorym. Przykład? Na stronie POZ w Krakowie jest zakładka, która przenosi chorego do Centrum Medycyny Profilaktycznej, gdzie można zdalnie umówić się na wizytę do każdej poradni w mieście. Wystarczy wybrać lekarza, datę, sprawdzić, kiedy jest dostępna wizyta i czekać na jej potwierdzenie. Inaczej problem rozwiązała przychodnia BaltiMed z Gdańska. Jej szef Andrzej Zapaśnik mówi, że zwiększyli liczbę osób odbierających telefony i starają się na bieżąco monitorować, ilu pacjentów nie może się dodzwonić.
Skargi na ośrodki zdrowia trafiają również do Ministerstwa Zdrowia i NFZ. Fundusz otrzymał ich 300. Od sierpnia rozpoczął kontrole – wszystkie (jest ich 51) są jeszcze w toku. Na czym polegają? Urzędnicy dzwonią, udając pacjentów, ale także idą do przychodni, żeby sprawdzić, czy działa. NFZ może zwrócić uwagę, nakazać poprawę, może też nałożyć karę finansową.
Oprócz problemów z dodzwonieniem się chorzy narzekają też na to, że lekarze, zamiast zapisać ich na wizytę osobistą, odsyłają ich na SOR lub do nocnej opieki lekarskiej.

Z bolącym gardłem na izbie przyjęć

To właśnie budzi duże zaniepokojenie szpitali. Postulują, żeby przenieść nocną i świąteczną pomoc do POZ. – Obawiamy się, że na jesieni, gdy będzie sezon grypowy, pacjenci nieobsłużeni w ogóle lub w niezadowalający sposób w przychodniach zaczną pojawiać się na nocnych dyżurach w szpitalach – mówi Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych. To będzie oznaczać tłok, ścisk i ryzyko nieobsłużenia na czas pacjentów naprawdę wymagających natychmiastowej pomocy. Dlatego związek wystąpił do NFZ z postulatami zmian w sposobie oferowania opieki zdrowotnej.
– Najlepszym rozwiązaniem byłoby przywrócenie opieki nocnej i świątecznej w POZ, jak to miało miejsce przed laty. Nie chodzi o to, by wszystkie przychodnie pełniły funkcję w tym zakresie, ale np. jedna wytypowana – tłumaczy Waldemar Malinowski. Przyznaje jednak, że wprowadzenie takiego rozwiązania z dnia na dzień nie jest możliwe. Wymaga zmiany przepisów. Tymczasem potrzeba szybkiego działania. Dlatego proponuje, by w większym zakresie powróciły porady bezpośrednie oraz zostały wypracowane zasady przyjmowania pacjentów.
Chorzy bowiem coraz chętniej pomocy szukają na dyżurze szpitalnym. Dyrektorzy placówek potwierdzają, że sytuacja się zaognia. Szczególnie że często pacjenci pojawiają się z bardzo błahych powodów. – Na nocny dyżur trafił człowiek z bolącym palcem. Nie złamanym, skaleczonym, tylko bolącym. Czyli z czymś, co mogło spokojnie poczekać do następnego dnia – mówi Bartłomiej Wnuk, rzecznik prasowy Związku Szpitali Powiatowych w Województwie Śląskim.
Jak dodaje Adam Pachlita, dyrektor Zespołu Opieki Zdrowotnej w Ropczycach, zdarza się, że na nocną opiekę kierują sami lekarze z POZ, którzy pracują od 8 do 16. – Efekt był taki, że nasze szpitale, a mamy dwa punkty nocnej opieki w regionie, przyjmowały do 100 pacjentów dziennie – mówi Pachlita. I dodaje, że były dni, kiedy na nocnej opiece pacjenci ustawiali się w kolejce już od 17.
W szpitalu porady szukają też coraz częściej rodzice z dziećmi, które po powrocie do szkoły zaczęły chorować. Szefowie szpitali obawiają się także braków kadrowych. Grypa nie omija nikogo, a darmowych szczepionek dla lekarzy ciągle nie ma.
Niektóre szpitale zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt – wskutek zamknięcia POZ w pierwszym etapie pandemii zdarza się, że chorzy trafiają na hospitalizację w gorszym stanie.
Ministerstwo Zdrowia na bieżąco stara się monitorować sytuację. 30 września ma się odbyć kolejne spotkanie przedstawicieli NFZ ze szpitalami w sprawie organizacji systemu oraz problemów zgłaszanych przez placówki powiatowe.

Szczepionka na grypę dla wybranych

Minister zdrowia przekonuje, że strategia walki z pandemią jest elastyczna i będzie dostosowywana do potrzeb. Na razie trwa analiza systemu – został powołany zespół ds. opiniowania zmian w ochronie zdrowia. Jego celem jest przygotowywanie strategii rozwoju systemu opieki zdrowotnej w Polsce.
Jedną z form, która ma zmniejszyć liczbę pacjentów grypowych, są szczepionki. Tych jednak brakuje. Dlatego zgodnie z zaleceniem resortu zdrowia od piątku szczepienia na grypę mają być reglamentowane. Dotyczy to trzech produktów: Fluarix Tetra, Influvac Tetra i Vaxigrip Tetra. Zgodnie z wytycznymi na każdego pacjenta powyżej dziewiątego roku życia ma przypadać jedna szczepionka przeciwko grypie na 180 dni.

[Rozmowa] Lekarzom rodzinnym dostaje się za cały system

DGP: Pacjenci skarżą się na lekarzy rodzinnych.
Dr hab. Agnieszka Mastalerz-Migas konsultant krajowy ds. medycyny rodzinnej: Głównie na to, że nie mogą się dodzwonić do poradni.
Również, ale to w sumie kluczowe, bez tego w ogóle nie otrzymają pomocy.
Pytanie dlaczego? Lekarze są ci sami co rok temu. Wtedy ich praca była dobrze oceniana. Owszem, udzielanych jest dużo teleporad i pewnie wiele osób jest tym zmęczonych. Ostatnio zwiększyła się liczba pacjentów chcących się umówić na konsultację. Są wśród nich osoby, które wcześniej bały się przychodzić do lekarza z powodu koronawirusa – to generuje duży ruch na łączach. W przychodniach jest też coraz więcej wizyt osobistych. Zaczyna się sezon przeziębieniowy, pacjenci z objawami sugerującymi zakażenie koronawirusem muszą być przyjmowani osobiście, to zabiera dużo czasu (konieczność dezynfekcji po każdym pacjencie, ograniczanie kontaktowania się chorych). No i wizyty związane z wystawianiem zaświadczeń dla dzieci, że są zdrowe… Zaczyna brakować mocy przerobowych.
Po zaświadczenia?
Żłobki i przedszkola żądają formalnego potwierdzenia przez lekarza, że dziecko jest zdrowe, po każdej infekcji. Lekarze wskazywali, że nie ma podstawy prawnej do tego, więc placówki szkolno-opiekuńcze proszą o… kopię dokumentacji medycznej z wizyty kontrolnej. W naszej placówce mamy co najmniej kilka takich porad dziennie.
Jednak te skargi dotyczą także tego, że pacjenci są odsyłani, lekarze nie chcą im zlecać badań albo zobaczyć osobiście.
Trzeba każde takie zgłoszenie weryfikować i jeżeli doszło do nieprawidłowości, to powinien reagować płatnik. Wiem, że są skargi na placówki „zamknięte”, czyli udzielające wyłącznie teleporad. Nie znamy jednak skali tych nieprawidłowości. Zgadzam się z rzecznikiem praw pacjenta oraz NFZ, że nie może tak być i wydając pod koniec sierpnia wytyczne dla lekarzy POZ, jasno napisałam: teleporada ma być wsparciem, ale nie może być jedyną formą opieki nad pacjentami. Ale trzeba też na sytuację popatrzeć po ludzku: wielu lekarzy POZ to starsi, schorowani ludzie – oni też się boją.
Dlaczego?
Ta sytuacja ma zapewne wiele przyczyn – początkowo lockdown i ograniczenie dostępności miały duże poparcie społeczne, potem to się stopniowo zmieniało. Większość przychodni od początku funkcjonowała „hybrydowo” (teleporady + wizyty osobiste), stopniowo zwiększając liczbę przyjęć osobistych, ale jakaś część postanowiła pozostać w stanie zamknięcia – i to rzutuje na obraz całego sektora POZ. Myślę, że wszyscy jesteśmy też psychicznie zmęczeni pandemią, ludzie odreagowują napięcie, a ponieważ jesteśmy na pierwszej linii frontu, to może też tak być, że dostaje się POZ za wszystkich. No i opinie szerzone w mediach nakręcają atmosferę ogólnego hejtu. Ostatnio jeden z lekarzy opowiadał, jak pacjentka zapytała go, kiedy w końcu otworzy się przychodnia. Paradoks polegał na tym, że… to było podczas wizyty w jego gabinecie. Proszę też pamiętać, że w badaniach, które przeprowadził jeszcze w lipcu NFZ, teleporady wypadły bardzo dobrze. Pacjenci byli zadowoleni, że mają taką opcję. Większość była zadowolona także z jakości.
To skąd taka różnica?
Być może to inna grupa pacjentów – NFZ pytał osoby, które uzyskały teleporadę. Skargi do rzecznika praw pacjenta składają ci, którzy w ogóle nie mogli się dodzwonić, a także ci, których porada nie usatysfakcjonowała. W każdym razie to pokazuje, że sytuacja nie jest tak jednoznaczna. Nadal uważam i potwierdza to wielu ekspertów, że teleporada jest przydatna. Ale – nie zawsze, nie u każdego.