Dotychczas - w kontekście profilaktyki zakażeń koronawirusem - zwracano uwagę na to, żeby często myć i dezynfekować ręce, szczególnie w miejscach publicznych. Trzeba też nosić maseczki ochronne oraz zachować odpowiednią odległość od innych osób, co najmniej około 2 metrów. Jednak jesienią i zimą nie będzie to wystarczające, gdyż w tym okresie najwięcej czasu spędzamy w pomieszczeniach zamkniętych. Dzieci wrócą do szkół, a wielu rodziców będzie pracowało stacjonarnie – w biurach i zakładach pracy.

Reklama

Brytyjscy eksperci zwracają uwagę, by w takiej sytuacji zapewnić w pomieszczeniach publicznych jak najlepszą wentylację. Może ona zmniejszyć ryzyko zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2, jak i chronić przed innymi infekcjami, przede wszystkim przed przeziębieniami i grypą.

Dr Hywel Davies, dyrektor Chartered Institution of Building Services Engineers przypomina, że każda osoba w ciągu sekundy powinna mieć dostęp do 10 litrów świeżego powietrza. Jest to szczególnie ważne jesienią i zima oraz w okresie pandemii. Bardzo ważny jest zatem stały dopływ świeżego powietrza.

- Jeśli w budynku znajdzie się osoba zakażona, ale zostanie zapewniony dopływ odpowiedniej ilości powietrza z zewnątrz, znajdujący się nim materiał infekcyjny zostanie rozrzedzony. To z kolei zmniejsza ryzyko zakażenia innych osób – przekonuje specjalista.

Ważny jest typ klimatyzacji i wykorzystywane w niej urządzenia oraz filtry. Najmniej korzystne są zwykłe klimatyzatory schładzające lub ogrzewające powietrze w obiegu zamkniętym. Bo wtedy nie jest wprowadzane powietrze z zewnątrz lub jest go zbyt mało.

Wskazują na badania przeprowadzone w Chinach. Wykazały one, że takie urządzenia w restauracjach przyczyniają się do rozpowszechniania wirusów. Jeśli znajdują się w nich osoby, które nie mają maseczek ochronnych - mogą zostać zakażone przez osobę, która nie ma objawów, ale jest zainfekowana koronawirusem SAR-CoV-2.

Dr Davies twierdzi, że jeśli nawet nie uda się całkowicie uniknąć transmisji zakażenia, to dzięki lepszej wentylacji zostanie ona przynajmniej ograniczona. Zamiast kilku osób zostanie zainfekowana tylko jedna lub dwie.

Reklama

Specjaliści zalecają zatem, żeby w klimatyzowanych pomieszczeniach zamkniętych wymiana powietrza była jak największa. Jeśli to możliwe, to nawet w 100 proc. lub bliska tego. - Im więcej świeżego powietrza, tym mniejsze ryzyko cyrkulacji wirusów w całym budynku – przekonuje prof. Cath Noakes z University of Leeds. Przyznaje, że taka opcja jest kosztowna, jest to jednak cena bezpieczeństwa.

Ważna jest kontrola i czyszczenie oraz dezynfekcja filtrów używanych w urządzeniach klimatyzacyjnych. Badania w USA specjalistów Oregon Health & Science University Hospital wykazały, że koronawirusy mogą być wyłapywane przez takie filtry, ale część z nich może jednak przedostawać się przez nie i przenikać do pomieszczeń.

Zdaniem prof. Kevina van den Wymelenberga, który kierował tymi badaniami, częsta kontrola filtrów klimatyzacyjnych pod względem zakażeń, może przy okazji wykazać, czy ktoś w danym budynku jest zainfekowany koronawirusem. Jako ostrzeżenie podaje przykład jednego z call center w budynku na 11. piętrze wieżowca w Korei Południowej, gdzie jeden zakażony pracownik zaraził ponad 90 innych osób.

Specjaliści przekonują, że warto wietrzyć pomieszczenia, jeśli tylko jest to możliwe. Ryzykujemy wprawdzie, że z zewnątrz przypadkowo mogą przedostać do wnętrza znajdujące się akurat w powietrzu aerozole z koronawirusem. Prof. Cath Noakes uspokaja jednak, że korzyści z wietrzenia są znacznie większe, niż ewentualne ryzyko tej mocno hipotetycznej sytuacji. Jeśli nawet przez otwarte okno do pomieszczenia przedostaną się wirusy, to raczej w tak małej ilości, że nie wywołają zakażenia.