Pierwsza komercyjna oferta pojawiła się w marcu – w Polsce nie było jeszcze żadnego potwierdzonego przypadku zakażenia. Działały tylko dwa laboratoria (obecnie jest ok. 80) – Państwowy Zakład Higieny oraz laboratorium w szpitalu zakaźnym w Warszawie – które obok badań publicznych uruchomiły działalność komercyjną. Trwało to jednak tylko kilkadziesiąt godzin. Przetestowano kilkanaście osób, potem przyszedł zakaz z resortu zdrowia. Powód? Obawiano się, że nie wystarczy testów dla potrzebujących z objawami. Teraz oferta prywatna wróciła.
Największym problemem jest to, w jaki sposób traktować wyniki. Obecnie każdy pozytywny przypadek (jeżeli test jest robiony publicznie) raportowany jest do sanepidu. Ten zaś ma obowiązek „izolować” taką osobę i dotrzeć do innych, które miały z nią kontakt. W konsekwencji ich także objąć kwarantanną. Za złamanie tych ograniczeń grozi nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych kary. Osoba z testem zrobionym komercyjnie – może wypaść z oficjalnego obiegu. Wszystko zależy od lokalnej umowy firmy z sanepidem, ponieważ centralnych przepisów brak.

Pocztowe badanie

Drugi problem to rzetelność tych wyników. Kłopot polega na tym, że obok firm, które działają wiele lat na rynku, pojawiają się też takie, których działalność budzi duże kontrowersje. Przyjrzeliśmy się jednej z nich, w której można zrobić testy prywatnie, a która nie przeszła walidacji sanepidu. Jak wynika z informacji DGP, wysłano do niej próbki z materiałem, żeby sprawdzić jej wiarygodność. Większość odesłanych wyników była zbieżna z odczytami sanepidu; w jednym przypadku pracownicy Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej zdiagnozowali negatywny wynik, firma zaś wpisała, że jest wątpliwy i nie można jednoznacznie stwierdzić, jaki jest. To stało się jedną z przyczyn odrzucenia jej przez inspekcję sanitarną.
Reklama
Profesor Krzysztof Pyrć z Małopolskiego Centrum Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego przekonuje jednak, że robili na zlecenie tej firmy badania jakości i rzetelności jej testów i nie było różnicy w stosunku do publicznej oferty. – Czułość settingu diagnostycznego jest podobna do tej używanej przez sanepidy czy przez naukowców – przekonuje.
To, co na pewno budzi wątpliwości, to sposób pobierania próbki. Firma ta oferuje metodę korespondencyjną – wysyła szpatułkę pocztą, a osoba zainteresowana robi wymaz sama i odsyła firmie materiał oraz potwierdzenie zapłaty. Później może online sprawdzić wyniki. Sęk w tym, że jak mówi prof. Waleria Hryniewicz, była konsultant ds. mikrobiologii, tylko pobranie przez nos daje ok. 90 proc. skuteczności. Nawet specjalista, pobierając materiał z gardła, nie daje gwarancji, że to co jest badane, jest dobrą próbką – skuteczność jest niemal dwukrotnie mniejsza.
Firma przyznaje, że nie jest to najbardziej profesjonalny sposób poboru materiału, ale jeżeli test wyjdzie pozytywnie, to jest koronawirus. Przy negatywnym wyniku – tej pewności już mieć nie można.

Badamy się na potęgę

Pomimo wysokich kosztów zainteresowanie testami komercyjnymi jest ogromne. Nie tylko prywatnych osób; także pracodawcy fundują badania pracownikom. Przed świętami m.in. firma Diagnostyka (jej laboratoria są na liście resortu zdrowia) ruszyła z pierwszym mobilnym punktem pobrań testów na koronawirusa, w którym można zrobić badanie odpłatnie – popularność jest tak duża, że po świętach pojawiły się podobne w Warszawie i Poznaniu. Niebawem będą w Trójmieście, Wrocławiu i Krakowie. – W Warszawie mamy wręcz klęskę urodzaju. Dlatego od ubiegłego tygodnia wprowadziliśmy limit pobrań. Przyjmujemy maksymalnie 120 osób – mówi Grzegorz Polus, dyrektor ds. marketingu sieci laboratoriów Diagnostyka.
W pozostałych punktach próbki są pobierane od kilkudziesięciu osób dziennie. Poza pracownikami medycznymi (którzy w ofercie warszawskiej Diagnostyki mogą robić testy za darmo), są też kierowcy, zwłaszcza ci pracujący przy przewozach międzynarodowych.
W każdym z miast punkty są inicjatywą własną firmy. Samorządy nie biorą w niej udziału. Dzierżawią jedynie tereny, na których stanęły namioty. Ich wątpliwość budzi bowiem cena. – Mieliśmy propozycję współpracy od tej firmy. Uznaliśmy jednak, że nie będziemy obejmować patronatem tej inicjatywy. Powodem były wysokie koszty badania – 580 zł. Obawialiśmy się, że może być to źle postrzegane – mówi jeden z rzeczników miast. Realny koszt to ok. 200–250 zł.
Z kolei Marcin Masłowski, rzecznik prasowy prezydenta Łodzi, mówi, że dzięki takiej inicjatywie każdy, kto ma pieniądze i chce się przebadać, może to zrobić. – To pozwala zmniejszyć niepokój wśród wielu osób – zauważa.

Specjaliści są sceptyczni

Doktor n. farm. Monika Jabłonowska, konsultant wojewódzki ds. diagnostyki laboratoryjnej, uważa, że obecnie nie powinno się wykonywać badań komercyjnie. To jej zdaniem nie jest czas na zarabianie w ten sposób pieniędzy. Testy, którymi dysponują prywatne firmy, według niej powinny być przekazane na cele publiczne, do badania np. personelu medycznego. Nie pochwala też wykorzystania w celach komercyjnych laboratoriów, w których badane są testy zlecane przez resort zdrowia. Powód: ich pracownicy powinni skupić się na tych ostatnich, by wynik był dostępny jak najszybciej.
Nie widzę konfliktu interesów. Możliwości naszych laboratoriów, także tych będących na liście MZ, są ciągle nie w pełni wykorzystane. Mamy jeszcze zapas mocy, z którego korzystamy przy testach komercyjnych. Poza tym, gdy tylko okaże się, że mamy zlecanych testów tak dużo, że wykorzystujemy nasze możliwości w 100 proc., zrezygnujemy z testów robionych komercyjnie – zapewnia dr n. med. Tomasz Anyszek, pełnomocnik zarządu ds. medycyny laboratoryjnej Diagnostyka, która ma umowę z powiatowymi sanepidami. O wynikach firma powiadamia dwa razy dziennie.
Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w m.st. Warszawie popiera inicjatywę zwiększenia dostępu do badań w kierunku koronawirusa SARS-CoV-2, co może pozwolić na wychwytywanie przypadków zakażeń bezobjawowych. PPIS podkreślił, że badania powinny być wykonywane w uzasadnionych przypadkach, jak zakończenie kwarantanny czy powrót zza granicy – potwierdza pytana przez DGP o tę kwestię Joanna Narożniak, rzecznik prasowy Mazowieckiego Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego
Kłopot polega na tym, że nadal nie ma jednolitych wytycznych. Jak się dowiedzieliśmy, trwają prace w Ministerstwie Zdrowia, żeby wprowadzić zmiany na rynku. Po pierwsze, testy komercyjne będą mogły wykonywać tylko laboratoria, które przejdą walidację; inne będą miały oficjalny zakaz. Po drugie – rozważane jest wprowadzenie maksymalnej ceny, tak aby nie można było robić biznesu na strachu przed chorobą. A po trzecie, jak wynika z informacji DGP, ma być nakaz, aby pozytywny wynik był wpisywany do oficjalnych statystyk, a taka osoba musi się liczyć z tym, że zostanie objęta kwarantanną.