Z danych firmy badawczej Synergion wynika, że Polacy codziennie kupują aż 3 mln małpek, czyli mocnych alkoholi w butelkach o pojemności 100–200 ml. Mniej więcej co trzecia nabywana jest jeszcze w godzinach przedpołudniowych.
– Pojawienie się tzw. małpek spowodowało znaczący wzrost spożycia tego rodzaju napojów alkoholowych. Są bardzo poręczne, zmieszczą się w damskiej torebce czy męskiej kieszeni. Myślę, że powinno się zabronić sprzedaży napojów alkoholowych w butelkach o tej pojemności – ocenia Błażej Gawroński, dyrektor Miejskiego Zespołu Profilaktyki i Uzależnień w Olsztynie.
Co proponują samorządy
Od co najmniej kilku miesięcy samorządowcy naciskają na stronę rządową, by problemem zająć się w sposób systemowy. Już w maju br. na jednym z zespołów roboczych Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego zawnioskowali o możliwość "wprowadzenia rozwiązań w kierunku zmiany modelu spożywania alkoholu w Polsce, z uwagi na rosnący udział sprzedaży mocnych alkoholi w butelkach o małej pojemności".
W odpowiedzi resort zdrowia (MZ) zaproponował powołanie zespołu eksperckiego, który zająłby się wypracowaniem nowych rozwiązań. Nie wiadomo, czy zespół powstał, bo resort unika odpowiedzi na nasze pytanie. Ze strony MZ pada jednak deklaracja, że "trwają intensywne prace koncepcyjne nad propozycjami zmian w zakresie profilaktyki i rozwiązywania problemów związanych z uzależnieniami". Można więc założyć, że kwestie ograniczenia sprzedaży małpek będą jednym z ich elementów.
Jeśli tak, to najważniejsze jest pytanie, w jakim kierunku te zmiany pójdą. Tu całą gamę propozycji mają władze lokalne. Najczęściej pojawiający się postulat dotyczy odgórnego zakazu sprzedaży małpek. – Zasadna wydaje się analiza rozwiązań prowadzących do ograniczenia lub zakazu sprzedaży alkoholu w małych butelkach, tj. 200 ml i mniejszych. Wariantem takiego rozwiązania mógłby być całkowity zakaz sprzedaży alkoholu w takich pojemnościach lub znaczny wzrost cen sprzedaży, np. wzrost akcyzy – mówi Marta Plasota z wydziału prasowego stołecznego ratusza. Przy czym zastrzega, że należałoby wcześniej dokładnie przeanalizować skutki takich zmian.
Warszawskim urzędnikom wtórują ich koledzy z Poznania. – Potencjalnym sposobem na ograniczenie spożywania alkoholi wysokoprocentowych jest wprowadzenie zakazu ich sprzedaży w butelkach o małej pojemności, ponadto należałoby także rozważyć zwiększenie akcyzy na alkohole niskoprocentowe i średnioprocentowe, które stanowią obecnie rosnące źródło uzależnień – mówi Joanna Żabierek, rzeczniczka prezydenta Poznania i urzędu miasta.
Barbara Pamuła-Wesołek z Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Częstochowie stoi na stanowisku, że mimo złego wpływu małpek na nasze społeczeństwo wycofanie ich ze sklepów mogłoby zostać odebrane jako zachęta do zakupu większych butelek. – Dobrym pomysłem jest wprowadzenie minimalnej ceny za porcję alkoholu, co umożliwiłoby zróżnicowanie cenowe i np. mocne piwo kosztowałoby więcej niż słabe – sugeruje.
Z kolei Maciej Maciejewski, pełnomocnik prezydenta Katowic ds. rozwiązywania problemów uzależnień, uważa, że "jedynym rozwiązaniem wydaje się wprowadzenie dolnej granicy pojemności butelki czy puszki, w której sprzedawany jest napój alkoholowy".
Ministerstwo Zdrowia przypomina, że kwestie dotyczące sprzedaży napojów alkoholowych w opakowaniach o małych pojemnościach są uregulowane w ustawie z 7 maja 2009 r. o towarach paczkowanych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 2335). W załączniku do tej ustawy wskazano dopuszczalne pojemności dla napojów spirytusowych w zakresie od 100 do 2000 ml wyłącznie w dziewięciu nominalnych ilościach: 100 – 200 – 350 – 500 – 700 – 1000 – 1500 – 1750 – 2000 ml. MZ zwraca uwagę, że ustawa wynika z wdrożenia unijnych dyrektyw, a dotyczy to także określonych odgórnie nominalnych ilości alkoholu w opakowaniach jednostkowych. Można więc założyć, że jedno z sugerowanych przez samorządowców rozwiązań, czyli zakazanie sprzedaży butelek o pojemności 100 czy 200 ml, nie wchodzi w grę.
Zakaz nic nie da
Nie jest jednak tak, że wszyscy samorządowcy mówią w tej sprawie jednym głosem. – Według danych z raportu firmy Nielsen wykonanego na zlecenie Związku Pracodawców Przemysłu Piwowarskiego sprzedaż małych opakowań poniżej 100 ml oraz 100 i 200 ml szacowana jest na poziomie 29 proc. ogółu wolumenu rynku wódki w naszym kraju. Logika wskazywałaby na konieczność ukierunkowania działań na opakowania o dużej pojemności, stanowiące 71 proc. udziału w sprzedaży – mówi Adam Dudziak, dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego urzędu miasta w Bydgoszczy. W jego ocenie zagrożenie wynika nie z pojemności butelek, ale nieodpowiedzialnego spożycia alkoholu i niewłaściwego kształtowania struktury sprzedaży. – Kluczowe dla zmian postaw społecznych są również właściwie ukierunkowane działania społeczne, które dotyczą administracji każdego szczebla, a nie zakazy. Realizowanie odpowiedniej profilaktyki na terenie Bydgoszczy, wielopodmiotowa współpraca i przyjęte programy sprawiają, że począwszy od roku 2000 obserwujemy stałą tendencję do spadku liczby punktów sprzedaży alkoholu, w każdej z kategorii sprzedaży, tj. detal i gastronomia. W roku 2000 na terenie miasta funkcjonowały 1084 punkty sprzedaży, w roku 2018 liczba ta kształtowała się na poziomie 820 miejsc, stanowiąc spadek o 24,5 proc. – podlicza Adam Dudziak.
Realne wpływy
Trzeba też mieć świadomość, że samorządy do pewnego stopnia same powodują, że walka z alkoholowymi nałogami naszych rodaków nie jest prosta. Wynika to z polityki niektórych miast i miejscowości odnośnie do liczby zezwoleń na sprzedaż napojów alkoholowych. W wielu miastach liczba tych punktów nie zmienia się zbyt radykalnie (np. w Katowicach: 1076 na koniec 2017 r. i 1113 na koniec 2018 r., w Warszawie – od kilku lat na poziomie 2,9 tys.). Dodajmy, że samorządy zarabiają na wydawaniu zezwoleń przedsiębiorcom – nawet po kilka tysięcy złotych od pełnej koncesji (tj. na lekkie i mocne alkohole). Teoretycznie więc władze lokalne nie mają motywacji, by radykalnie ograniczyć liczbę wydawanych zezwoleń. Z drugiej strony trzeba samorządom oddać, że ogólna liczba punktów sprzedaży w Polsce z roku na rok maleje. W 2015 r. było ich 137,5 tys., a w 2018 r. – 127,8 tys.