Śledząc plotkarskie portale, brukowce czy programy o życiu celebrytów, można uwierzyć, iż niczego nie łakniemy bardziej niż autentycznego wyglądu kobiet. Po dekadach królowania silikonowych wkładek, botoksu czy kwasu hialuronowego największe emocje wzbudza w publice chwila, kiedy jakaś ekranowa piękność pozwala sobie publicznie zmyć makijaż. A gdy leciwa gwiazda zaprezentuje z bliska, np. na okładce kolorowego magazynu, zmarszczki, okrzykom zachwytu nie ma końca.
Promowanie naturalnej urody to miła moda. Jednak jest ona zapewne krótkim przystankiem w odwiecznych poszukiwaniach sposobów na udoskonalenie wyglądu tak, by idealnie przystawał do epoki. Kanon kobiecego piękna cały czas się zmienia, a nadążanie za nim wymaga poświęcenia. O kosztach nie wspominając.
Wyglądać i pachnieć
Zobaczyć oraz powąchać to dwa uzupełniające się sposoby oceny kobiecej atrakcyjności – przynajmniej w opinii antropologów. Pierwotne plemiona, gdy nauczyły się rozpalać ogień, zauważyły, że dym może zmieniać ludzki zapach. Zwłaszcza gdy do ogniska wrzuci się konar nasączony żywicą. Co ciekawsze, nowa woń czyniła kobiety atrakcyjniejszymi dla mężczyzn. Pamięć o tym trwała przez stulecia, skoro używana do dziś nazwa perfumy wywodzi się od łacińskich słów per fumum, czyli przez dym. Jeśli chodzi o wygląd, to wzrok mężczyzn najmocniej przyciągała jaśniejsza karnacja skóry. Wedle badaczy starożytnych kultur bielsza cera świadczyła o zamożności. Tam, gdzie narodziły się pierwsze cywilizacje – nad Morzem Śródziemnym, na Bliskim Wschodzie czy w Indiach – słońce zawsze mocno praży. Kobiety zmuszone w dzień pracować, co dotyczyło przede wszystkim niewolnic i chłopek, nie mogły uniknąć opalenizny. Na bladą cerę stać było jedynie te z bogatych rodów. Na szczęście w sukurs paniom przyszły religie.
Najstarsze znane kultury łączyły kwestię życia wiecznego z zachowaniem zwłok w dobrym stanie, co zmuszało kapłanów do doskonalenia sztuki balsamowania i mumifikowania ciał zmarłych. Odkrycia dokonywane podczas eksperymentów na martwych przydawały się żywym. Zauważono, że maści zawierające związki ołowiu powstrzymują procesy gnilne, podobnie jak żywica krzewu mirry, zwanego balsamowcem. Roślina ta też bardzo ładnie pachnie. Pierwsze pachnidła dla pań zaczęto więc wyrabiać z mirry, natomiast maści i tusze na rozjaśnienie cery zostały oparte na związkach ołowiu. Łatwo odgadnąć, iż konserwacją zwłok oraz wyrobem kosmetyków dla zamożniejszych pań zajmowali się ci sami specjaliści. Przy czym ich klientkom wychodziło to na zdrowie.
W starożytnym Egipcie ludzie stale stykali się z palącym słońcem i pustynnym kurzem niszczącymi skórę oraz powodującymi choroby oczu. Laboratorium Badawcze Muzeów Francji (Laboratoire de Recherche des Musees de France) podaje, że staroegipskie maści ze związkami ołowiu chroniły skórę przed promieniami słonecznymi i miały właściwości bakteriobójcze. To pozwalało m.in. likwidować niebezpieczne bakterie gnieżdżące się w wilgotnych kącikach oczu. Nad Nilem odkryto też, iż sproszkowany alabaster znakomicie nadaje się do ścierania naskórka i wygładzania cery. Wiedzę tę przejęli Grecy i bardzo w niej zagustowali. W końcu słowo kosmeo, od którego wywodzi się nazwa kosmetyki, oznacza po grecku upiększanie.
Pożytek z makijażu
Życie towarzyskie i polityczne w antycznej Grecji toczyło się w rytmie biesiad zwanych sympozjonami. Ich uczestnikami mogli być jedynie mężczyźni, choć dozwolone było towarzystwo pań do wynajęcia. „Hetery mamy dla przyjemności, konkubiny dla codziennych potrzeb ciała, żony – aby mieć legalne potomstwo i zaufane strażniczki domu” – mawiał ateński polityk Demostenes. W takich realiach wygląd miał dla kobiet ogromne znaczenie. Co dostrzegł Arystoteles, pisząc, iż „uroda to rekomendacja lepsza niż jakikolwiek list polecający”.
Największe kariery wśród Hellenów robiły nie stateczne panie domu, lecz te hetery, które potrafiły maksymalnie wykorzystywać swoje atuty intelektualne w połączeniu z urodą. Największą sławę spośród nich zdobyła Aspazja. Emigrantka z Miletu karierę zaczynała w Atenach jako dama do towarzystwa, ale to dla niej Perykles porzucił żonę. Najpotężniejszemu z ateńskich polityków zaimponowała intelektem oraz urodą. W owym czasie Greczynki dysponowały całą gamą wspomagaczy wyglądu. Gładką cerę na twarzy pomagały im utrzymać maseczki sporządzone z miąższu chleba wymieszanego z mlekiem, a po jej zdjęciu rozjaśniały skórę sproszkowanym ołowiem. Bladość lic dodatkowo podkreślał makijaż. Czerwień ust stawała się intensywna dzięki pomadce z purpury, a rzęsy i brwi kruczoczarne za sprawą zwykłego węgla. Nie wszyscy mężczyźni byli zwolennikami tak ostrego makijażu. „Wystarczy spojrzeć na kobietę, wstając rankiem z łoża po nocnym śnie. Każdy przyzna, że są wtedy wstrętniejsze od zwierząt, których wymienianie o wczesnej porze dnia wróży nieszczęście” – zauważał Platon na kartach „Uczty”.
Co jakiś czas ogarniała jednak Greków tęsknota za naturalną urodą kobiet – oszałamiającą karierę dzięki niej zrobiła w Atenach Fryne. Wedle opinii jej współczesnych żadna kobieta w polis nie mogła się z nią równać urodą. Sama Fryne nie używała makijażu, co okazywało się jej wielkim atutem. Podczas jednego z sympozjonów zaproponowała, aby wszystkie hetery umyły twarze wodą, po czym mężczyźni ocenią, która jest najpiękniejsza – koleżanki podjęły wyzwanie i przegrały z kretesem. Nic dziwnego, że Fryne pożądali najbardziej wpływowi politycy i artyści, a ona dzięki temu pomnażała fortunę i wpływy. Co przysparzało jej także wrogów. W końcu stanęła przed ateńskim sądem, oskarżona, podobnie jak niegdyś Sokrates, o bezbożność. Jej obrońca Hyperejdes, gdy spostrzegł, jak małe są szanse na wyrok uniewinniający, po wygłoszeniu znakomitej mowy, nagłym ruchem zerwał górną część szaty hetery, odsłaniając jej piersi. Ponoć ich doskonały kształt wprawił w taki zachwyt tłum, iż sędziowie nie mieli odwagi wydać wyroku skazującego.
Moc włosów
Moda na naturalność przeminęła, a Greczynki narzuciły Europie kanony udoskonalania kobiecego wyglądu na następne tysiąclecia. Duża w tym zasługa Kleopatry VII. Przodkowie królowej swój ród wywodzili z Macedonii, ale władając państwem piramid, umiejętnie łączyli ze sobą elementy kultur egipskiej oraz greckiej. W przypadku ostatniej władczyni z rodu Ptolemeuszy ta prawidłowość dotyczyła szczególnie kwestii upiększania ciała.