Do masowego protestu wzywają wspólnie: Naczelna Izba Lekarska, Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy i Porozumienie Rezydentów. O połączeniu sił organizacje poinformowały w piątek.

Reklama

To kontynuacja akcji rezydentów, którzy w październiku prowadzili głodówkę. Żądali podniesienia wynagrodzeń oraz zwiększenia nakładów na służbę zdrowia do 6,8 proc. PKB. Pod koniec ubiegłego miesiąca zawiesili swój strajk. I równocześnie wezwali do zmiany formy protestu. Dziś widać kierunek, w jakim on zmierza.

Trwa ładowanie wpisu

Chodzi o wypowiadanie klauzul opt-out, które lekarze podpisują, żeby zgodnie z prawem pracować dłużej niż 48 godzin tygodniowo. To limit, który narzucają unijne przepisy. A opt-out jest furtką do ich obejścia. Cel masowego wypowiadania klauzuli jest jasny: pokazanie rządowi środowiskowej solidarności, uświadomienie, że bez lekarzy system lecznictwa nie działa, oraz wymuszenie podwyżek i większych nakładów na zdrowie.

Pierwsze braki kadrowe szpitale i pacjenci odczują już w styczniu. Właśnie wtedy krócej zaczną pracować lekarze, którzy wypowiedzieli klauzulę opt-out w listopadzie. Nastrój buntu widoczny jest w każdym województwie. Jak sprawdził DGP, w szpitalu w Rzeszowie niemal 90 rezydentów zadeklarowało wycofanie zgody na dyżury ponad 48 godzin. W Łodzi do takiego kroku szykuje się kilkudziesięciu lekarzy. Podobnie w Gdańsku. Tam medycy czekają tylko na paczkę z ulotkami ze wzorem wypowiedzeń klauzuli opt-out, aby podjąć decyzję w tym samym czasie. W Warszawie w czwartek od łóżek w dziecięcym szpitalu klinicznym odeszło 100 lekarzy. W małopolskim szpitalu w Proszowicach jedna czwarta specjalistów zażądała zwiększenia wynagrodzeń i zmniejszenia liczby godzin pracy. Z kolei prezydium Dolnośląskiej Rady Lekarskiej zaapelowało do dyrektorów lecznic o respektowanie unijnej dyrektywy w sprawie norm czasu pracy oraz ogłosiło oficjalne poparcie dla akcji wypowiadania klauzuli opt-out.

Na reakcję polityków nie trzeba było długo czekać. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł skrytykował działania lekarzy. Marszałek senatu
Stanisław Karczewski wezwał ich do opamiętania. Bunt wydaje się jednak nie do powstrzymania.

WIĘCEJ W PONIEDZIAŁKOWYM WYDANIU DGP
Reklama