Badanie przeprowadzono w kwietniu i maju 2017 r. w formie kwestionariusza adresowanego do dyrektorów szpitali, a który najczęściej wypełniali pracownicy aptek przyszpitalnych. Otrzymano 131 ankiet nadesłanych przez szpitale powiatowe, wojewódzkie i uniwersyteckie.
Za raportu „Polityka lekowa i zarządzanie ryzykiem operacyjnym w szpitalach”, przygotowanego na zlecenie organizacji Stratera Med, wynika, że 74,4 proc. ankietowanych szpitali twierdzi, że ma zapas leków na 7-14 dni, a 1,6 proc. – na więcej niż dwa tygodnie. W przypadku 22,5 proc. placówek zapas ten nie przekracza 3-7 dni.
Zupełnie inna jest sytuacja w przypadku leków „na ratunek życia”, dostarczanych w trybie pilnym. Ok. 60 proc. szpitali ma zapas leków ratujących życie jedynie na kilka dni (w tym 33 proc.- na 3-7 dni, a około 25 proc. – na 1-2 dni). Prawie 34 proc. szpitali ma zapas takich leków na 7-14 dni, zaledwie 8,5 proc. placówek ma zapas tych farmaceutyków na ponad dwa tygodnie.
Dorota Haśko z firmy PGF Urtica zajmującej się dystrybucją leków szpitalnych przekonywała podczas śniadania prasowego, że szpitale przerzucają obowiązek zabezpieczenia leków pilnych na hurtownie farmaceutyczne.
- Szpitale mają zapas podstawowych leków, natomiast w przypadku leków ratujących życie jest on tak mały, że wystarcza zwykle na 1-2 dni. Nagłe wydarzenie, np. poważniejszy wypadek komunikacyjny, może sprawić, że te leki zostaną wykorzystane w ciągu zaledwie kilku godzin – przekonywała Haśko.
Specjalistka powiedziała, że magazynowanie i natychmiastowy transport pilnych leków jest dużym obciążeniem dla hurtowni farmaceutycznych, ponieważ umowy ze szpitalami w ponad 90 proc. przypadków nakładają na nie obowiązek dostawy takiego preparatu w czasie 24 godzin. - W razie przekroczenia tego terminu naliczane są kary w wysokości od 0,1 do nawet 5 proc. dostawy za każdy dzień lub nawet godzinę opóźnienia – dodała.
Przedstawiciele szpitali przekonywali, że niektóre leki są rzadko wykorzystywane, jedynie raz lub dwa razy w roku, a ponieważ są kosztowne, to długie ich magazynowanie obciążałyby budżet szpitala. Poza tym nigdy nie wiadomo, jaki będzie potrzebny rzadko stosowany lek, w zapasie może być jeden z nich, a potem okazuje się, że pilnie poszukiwany jest zupełnie inny preparat.
- Gdybyśmy dysponowali wszystkimi lekami, które potrzebujemy, nie podpisywalibyśmy umowy z hurtowniami, żeby je zabezpieczyć – podkreślił wiceprezes Arion Szpitale w Lublinie dr. n. med. Piotr Ruciński.
Haśko argumentowała, że szpitale nie mogą polegać wyłącznie na hurtowniach, ale trzeba wypracować jakiś złoty środek zadowalający zarówno hurtowników, jak i szpitale. Rozwiązaniem mogą być np. centra logistyczne magazynujące rzadko stosowane leki, działające na podobnej zasadzie jak strategiczne zapasy preparatów potrzebnych w razie katastrof.
- Postulujemy rozszerzenie polskich regulacji prawnych dotyczących obowiązku utrzymania niezbędnych zapasów leków gwarantujących bezpieczeństwo pacjentów – powiedziała Haśko.
Według raportu, co najmniej 250 pacjentów w kraju miesięcznie narażonych jest na ryzyko utraty zdrowia lub życia z braku zapasu niezbędnych, pilnych leków.
W ponad 41 proc. szpitali leki na ratunek życia dostarczane są bezpośrednio na oddział placówki raz na pół roku, w co trzecim – raz na rok lub rzadziej, a w 22 proc. placówek – raz w miesiącu. Jedynie w 3,2 proc. szpitali takie leki dostarczane są raz w tygodniu.
Przedstawiciele placówek medycznych twierdzili, że szpital nie może sobie pozwolić na utrzymywanie dużych zapasów leków, szczególnie dla pacjentów potrzebujących ich raz lub dwa razy w roku.