Dane CMKP wskazują, że obecnie w Polsce kształcenie specjalizacyjne realizuje 16,2 tys. rezydentów. Najliczniejszą grupę stanowią przyszli specjaliści chorób wewnętrznych (ponad 2 tys. rezydentów), pediatrii (1,7 tys.) oraz anestezjologii i intensywnej terapii (1,2 tys.).

Reklama

Pozostałe specjalizacje, które chętnie wybierają rezydenci, to: ortopedia i traumatologia narządu ruchu, kardiologia, położnictwo i ginekologia, medycyna rodzinna, radiologia i diagnostyka obrazowa oraz chirurgia ogólna. Więcej niż pół tysiąca osób odbywa szkolenie z psychiatrii, okulistyki i neurologii.

Są też takie specjalizacje, na których jest obecnie tylko jeden rezydent; są to: ginekologia onkologiczna, farmakologia kliniczna i immunologia kliniczna. W najbliższych latach nie możemy się także spodziewać dużego napływu specjalistów otorynolaryngologii dziecięcej, epidemiologii, medycyny paliatywnej, toksykologii klinicznej i angiologii - na tych specjalizacjach kształci się mniej niż dziesięciu rezydentów.

Do wybierania tych dziedzin, w których brakuje specjalistów, młodych lekarzy ma zachęcić wyższe wynagrodzenie. Jeśli rezydent wybierze którąś z dziedzin priorytetowych, których wykaz określony jest rozporządzeniem ministra zdrowia, może liczyć na nieco lepsze zarobki niż jego koledzy na innych specjalizacjach.

Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Maciej Hamankiewicz wskazuje, że część lekarzy odbywa szkolenie specjalizacyjne poza trybem rezydenckim i łączna liczba lekarzy w trakcie specjalizacji sięga 25,5 tys.

Rezydenci obecnie kształcą się na 71 specjalizacjach. Na początku czerwca minister zdrowia Konstanty Radziwiłł wskazał, że lista specjalności w Polsce jest zbyt szeroka i należałoby ją zawęzić oraz stworzyć drugą listę, w której ujęci byliby lekarze zajmujący się wąską tematyką.

Minister zapowiadał także zagwarantowane miejsce na rezydenturze dla każdego lekarza po stażu - w połowie lutego resort zdrowia przygotował projekt przywrócenia stażu podyplomowego, który zlikwidowano w 2011 r. (pierwsi absolwenci, którzy nie odbyli stażu, mieli opuścić uczelnie medyczne w 2018 r.).

Reklama

Porozumienie Rezydentów OZZL chce, by przy okazji nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty przywracającej staż, określić także minimalne wynagrodzenie rezydentów na poziomie dwukrotności średniej krajowej (ok. 8,2 tys. zł brutto). Resort nie zgodził się na ten postulat, młodzi lekarze jednak nie rezygnują i na sobotę zapowiedzieli protest przed ministerstwem i kancelarią premiera.

Samorząd lekarski ocenia, że problemem są nie tylko niskie zarobki młodych lekarzy, ale m.in. także ograniczona liczba miejsc specjalizacyjnych. W rozmowie z PAP Hamankiewicz wskazał, że wątpliwości samorządu budzi też system akredytowania jednostek do prowadzenia specjalizacji i system rozdziału miejsc rezydenckich.

Naczelna Izba Lekarska chce także, by egzamin specjalizacyjny można było zdawać już w trakcie ostatniego roku szkolenia specjalizacyjnego. Samorząd argumentuje, że do tego egzaminu można podchodzić tylko dwa razy do roku, co nierzadko oznacza kilkumiesięczną przerwę pomiędzy zakończeniem szkolenia a egzaminem; w tym czasie wielu lekarzy pozostaje bez zatrudnienia.

NIL chce, by to właśnie jej przekazano zadania realizowane obecnie przez Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego w zakresie kształcenia specjalizacyjnego.

Zdaniem Hamankiewicza obecnie programy kształcenia specjalizacyjnego często w praktyce są niemożliwe do wykonania przez młodego lekarza. - Jeżeli typ operacji, który jest wymagany do specjalizacji, jest wykonywany w jednym czy w dwóch miejscach i tych operacji rocznie jest trzy, a lekarzy specjalizujących się 20, to jak (rezydent) samodzielnie może wykonać taką operację? - pyta prezes NRL.

Hamankiewicz zaznaczył, że kształcenie pod nadzorem samorządu lekarskiego odbywa się w wielu krajach, np. w Niemczech. Dodał, że również NIL w praktyce już je realizuje, ponieważ w okręgowych izbach lekarskich organizowane są kursy potrzebne do kształcenia specjalizacyjnego.

- Jeżeli mielibyśmy lepszy nadzór nad tym (kształceniem specjalizacyjnym - PAP), potrafilibyśmy precyzyjniej odpowiadać na pytanie, jakich specjalistów nam w przyszłości potrzeba, lepiej prowadzić to kształcenie i niewątpliwie zrobilibyśmy to sprawniej i szybciej - przekonuje Hamankiewicz.