Nieubłaganie zbliża się godzina zero dla szpitali. Od 31 grudnia 2016 r. będą musiały spełniać wyśrubowane standardy, które nałożyła na nie Unia Europejska, np. zapewnić odpowiednią powierzchnię na pacjenta i każdemu dostęp do światła dziennego. Dostosowanie się do wymogów łączy się ze znaczącymi wydatkami. Samorządy liczyły więc na unijne wsparcie. Problem w tym, że Bruksela narzuciła niekorzystne reguły jego pozyskiwania w nowych regionalnych programach operacyjnych.
– Inwestycje polegające na dostosowaniu istniejącej infrastruktury do obowiązujących przepisów w tej perspektywie co do zasady nie będą wydatkami kwalifikowalnymi – potwierdza Dorota Siedliska z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego. To oznacza, że Komisja Europejska będzie mogła je kwestionować.
CZYTAJ TEŻ: Bez składek też można leczyć się za darmo>>>
Paradoks polega na tym, że w tym rozdaniu pieniędzy z UE będzie dla szpitali nawet więcej niż w latach poprzednich. Nie będą jednak mogły być wydane na remonty związane z zaostrzonymi wymogami technicznymi i sanitarnymi. Dla placówek medycznych to dramat. Oznacza jedno: widmo likwidacji.
Tylko szpital powiatowy w Makowie Mazowieckim musi w ciągu nieco ponad półtora roku zmodernizować blok operacyjny oraz oddział anestezjologii i intensywnej terapii. Potrzebuje 20 mln zł. Część już uzbierał sam, część dołoży starosta. Brakujące 10 mln zł miało pochodzić ze środków unijnych. – Bez tych pieniędzy będziemy musieli zamknąć placówkę – mówi wprost Jerzy Wielgolewski, zarządzający szpitalem. W podobnej sytuacji są inne zakłady. – Co trzeci szpital może mieć na koniec 2016 r. kłopoty, a w przypadku co dziesiątego będą one bardzo poważne – ostrzega Marek Wójcik, wiceminister administracji i cyfryzacji.