Choć psy ze swoimi wielkimi pyskami i potężnymi zębiskami mogą poważnie zranić zaatakowanego człowieka, wygląda jednak na to, że koty mają w swoich pyszczkach równie potężną broń. Tak przynajmniej twierdzą naukowcy, którzy przeanalizowali rejestry medyczne dotyczące pacjentów zgłaszających się do lekarza po pogryzieniu przez koty.
Jak wyjaśnia dr Brian Carlsen, chirurg plastyczny z amerykańskiego zespołu badawczego Mayo Clinic i autor publikacji w magazynie "Journal of Hand Surgery", psie zęby powodują rozległe rany, jednak nie są one zbyt głębokie. Natomiast zęby kotów - ostre i cienkie - potrafią wbić się głęboko, co oznacza, że wprowadzają bakterie głęboko do uszkodzonych tkanek. Jakie są tego konsekwencje?
Naukowcy sprawdzili ponad 200 przypadków osób pogryzionych przez koty, zgłaszających się po pomoc medyczną do szpitali w latach 2009-2011. Skupiono się na pacjentach z ranami na dłoniach. Ze statystyki wynika, że o ile tylko w kilku przypadkach wymagana była operacja rekonstrukcji uszkodzonej dłoni, o tyle 57 osób wymagało pozostania w szpitalu, a 38 pacjentów wymagało interwencji chirurga, który musiał oczyścić ranę. Z powodu sięgających głęboko uszkodzeń tkanki i ryzyka zakażenia aż 80 proc. zgłaszających się po pomoc otrzymało antybiotyki, a u 14 rozwinęła się poważna infekcja.
Co oznaczają te niepokojące lekarzy dane? A przede wszystkim, co oznaczają dla kociarzy, bo to do nich raczej są skierowane. Prawdopodobnie żaden z nich nawet nie spojrzy na swojego pupila jak na źródło potencjalnej infekcji. Przecież mój kot jest dobrze wychowany i nie gryzie... Prawda?
Zdrowie dziennik.pl na Facebooku: polub i bądź na bieżąco >>>