Ich zdaniem, będzie to efekt zastąpienia wraz z początkiem lipca programów terapeutycznych przez tzw. programy lekowe oraz ograniczenia środków, które Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ) może przeznaczyć na ich realizację.
Eksperci mówili o tym na spotkaniu prasowym, które towarzyszyło II Ogólnopolskiej Konferencji "Interdyscyplinarne Oblicza Reumatologii", zakończonej w weekend w Warszawie. Zostało ono zorganizowane przez Ogólnopolskie Stowarzyszenie Młodych z Zapalnymi Chorobami Tkanki Łącznej "3majmy się razem".
Już teraz dostęp do nowoczesnych terapii dla pacjentów z zapalnymi chorobami reumatycznymi jest w Polsce zbyt mały i za mało chorych jest leczonych biologicznie - przekonywała dr Maria Rell-Bakalarska, dyrektor naukowy Interdyscyplinarnej Akademii Medycyny Praktycznej.
Reumatolodzy szacują, że 10-15 proc. chorych z zapalnymi chorobami reumatycznymi, takimi jak reumatoidalne zapalenie stawów (RZS), młodzieńcze idiopatyczne zapalenie stawów (MIZS) czy zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa (ZZSK), powinno otrzymywać drogie leki biologiczne. Tymczasem w Polsce odsetek ten ocenia się na ok. 1,5 proc.
Jak ocenił Piotr Piotrowski, ojciec 10-letniego Michałka chorego od siedmiu lat na MIZS, jest to spowodowane bardzo restrykcyjnymi kryteriami włączenia do programu leczenia biologicznego.
Na przykład dziewczynka, która ma zajęte przez chorobę kilka stawów dłoni, ma w Polsce "szczęście", ale już jej rówieśniczka, której choroba zaatakowała tylko kolano, nie, bowiem nie kwalifikuje się do terapii biologicznej - tłumaczył. Nie przysługuje ona bowiem dzieciom z tzw. skąpostawową postacią MIZS. - Poza tym, żeby otrzymać tę terapię, ich stan zdrowia musi osiągnąć stan krytyczny, muszą stać się kalekami - dodał.
Jako przykład Piotrowski przedstawił historię swojego synka, który przez dwa lata otrzymywał tylko tradycyjne leki, tzw. modyfikujące przebieg choroby. "Po dwóch latach agresywnej choroby, przy fatalnych wynikach, pomimo stosowanych leków i rehabilitacji, choroba siała spustoszenie" - wspominał. W wieku 5 lat chłopiec praktycznie przestał chodzić i zaczął korzystać z wózka inwalidzkiego. Wtedy zakwalifikował się do leczenia biologicznego. Obecnie chodzi, biega, jest sprawny.
Ale i tak co 6 miesięcy drżymy, czy nie wypadniemy z leczenia, bo w Polsce o kwalifikacji do terapii biologicznej i jej kontynuacji nie decyduje lekarz prowadzący, ale program komputerowy. Co 6 miesięcy wysyłana jest do NFZ aplikacja z wynikami Michała i jeśli pogorszą się nawet o 5 proc., wypadamy z programu - tłumaczył Piotrowski. A na pogorszenie może wpłynąć zwykła infekcja (grypa, ospa wietrzna), bo przechodząc ją, pacjent musi odstawić lek. Jednak w przeciwieństwie do lekarza, aplikacja komputerowa tego nie uwzględnia.
Według obecnego na konferencji prof. Piotra Wilanda, prezesa Polskiego Towarzystwa Reumatologicznego (PTR), od początku lipca 2012 r. dostęp do leczenia biologicznego ulegnie w Polsce dodatkowemu pogorszeniu. PTR sygnalizowało to już w pierwszej połowie stycznia w komunikacie skierowanym do lekarzy i pacjentów (a 26 września 2011 r. w piśmie skierowanym do minister zdrowia Ewy Kopacz).
Jak wyjaśnili reumatolodzy, w myśl ustawy refundacyjnej od 1 lipca 2012 r. terapeutyczne programy zdrowotne, które obejmują leczenie konkretnej jednostki chorobowej, zostaną zastąpione przez programy lekowe, których przedmiotem będzie lek. Co więcej, osobne programy będą tworzone dla tego samego leku w tym samym schorzeniu w zależności od dawki i wielkości opakowania.
W związku z tym PTR przewiduje "duże komplikacje proceduralne w realizacji programów". Np. oddział reumatologiczny, który prowadzi leczenie pacjentów z RZS, MIZS, ZZSK i ŁZS (łuszczycowe zapalenie stawów) i który chciałby móc im oferować wszystkie zarejestrowane leki, będzie musiał zawrzeć z NFZ ponad 20 umów na realizację programów, zamiast - jak dotychczas - 4. Każda z tych umów będzie rozliczna oddzielnie.
Dostępność leków biologicznych dla pacjentów zależy jednak nie tylko od tego, czy program terapeutyczny lub lekowy istnieje, ale też - ile środków NFZ przeznaczy na jego realizację - podkreślił prof. Wiland. Tymczasem, zgodnie z art. 74 ustawy refundacyjnej, w całym 2012 r. NFZ nie będzie mógł przeznaczyć na leczenie pacjentów w programach więcej niż w 2010 r. A przecież mają się w nich znaleźć nowe schorzenia, jak ŁZS, ciężka astma oskrzelowa i inne.
Zatem, jeśli środki nie zostaną zwiększone, to albo nie będzie możliwości kontynuowania terapii u części chorych dotychczas leczonych w ramach programów, albo włączania do nich nowych pacjentów - podkreślił Piotrowski. Jego zdaniem, przeczy to deklaracji ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, z grudnia 2011 r., że nowa ustawa refundacyjna ma zwiększyć polskim pacjentom dostęp do nowoczesnych terapii.